środa, 26 czerwca 2013

Czas na konferencję!

W niedzielę zgubiłem komórkę. Byłem w kinie z B. i jakoś musiała mi wylecieć z kieszeni. Po seansie próbowałem jej szukać, ale ktoś w końcu zgasił światła i nic się nie dało zrobić. Trochę do dupy, bo na komórce miałem sporo kontaktów, poza tym dostęp do mojego banku i sam numer, który mają wszyscy... No nic, będę miał sporo zabawy. Najśmieszniejsze jest to, że żeby zmienić numer w moim koncie bankowym, trzeba podać kod, który przychodzi na starą komórkę... super! Jeśli chodzi o zapisane numery telefonów, to gdzieś na komputerze robiłem kopię, więc nie jest źle, baza jest dość aktualna. Najgorzej z numerem. Pewnie przez 2 tyg nie będę miał do niego dostępu.

Próbowałem pytać o tą komórkę dzień później, jednak bez skutku, pewnie ktoś ją zabrał. Trzeba przyznać, że obsługa tego kina była bardzo miła, bo nawet pomagali w poszukiwaniach. Bardzo mi się to spodobało.

W poniedziałek miałem spotkanie zarządu tej mojej Organizacji. Organizujemy we wrześniu konferencję! Nareszcie się sprawdzimy. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie jest sporo niewiadomych, ale mam nadzieję, że wszystko się uda. Najważniejsze, że coś się dzieje i wreszcie się sprawdzimy. Trzeba coś wymyślić ze sponsorami...

Gdy szedłem na to spotkanie, rozpoczęła się wielka ulewa. Wszyscy wchodzili do akademika, a ja wychodziłem z uśmiechem na twarzy. W swej naiwności sądziłem, że parasol coś mi pomoże... Przeszedłem może 200 metrów i pomimo, że miałem parasol, byłem całkowicie mokry! Jako, że było to raptem 10% drogi, którą miałem przejść, wróciłem do akademika. Pierwsza próba wyjścia zakończyła się klęską.
W akademiku przebrałem się w suche ubranie i zaraz po tym podjąłem drugą próbę wyjścia. Padało nieco mniej, więc się udało.

A dzisiaj lenistwo. Miałem zrobić sporo rzeczy i nie zrobiłem nic. Jestem zły sam na siebie. Udało mi się przynajmniej zrobić wieczorem zakupy. Po zakupach spotkałem B. i wróciłem z nią do akademika, po czym udaliśmy się do Niej. Ona właśnie śpi, a ja obserwuję jak pięknie wygląda:)

piątek, 21 czerwca 2013

Zapach gówna

Ale mnie wkurwia współlokator. Sra, pierdzi i nie wyrzuca śmieci. Smród niesamowity! No rozumiem, że Pijaczek jest człowiekiem i czasami musi pierdzieć, ale ileż można! Wczoraj, musiałem uciekać z akademika, bo tak zapierdział pokój, że omal się nie porzygałem. Po jednej fali smrodu - następna. Na dodatek cholerne upały. Dzień wcześniej nie było lepiej. Przyszedłem rano do akademiki, a tam smród, że wytrzymać się nie da. Pijaczek oczywiście nie kupił worków na śmieci, a jakieś jego jedzenie wesoło się rozkładało.

Chcecie więcej? Dzisiaj Pijaczek zrobił super śmierdzącą kupę. Rozumiem, że może się zdarzyć, ale idiota zostawił za sobą wszystkie otwarte drzwi! No kurwa! Wytrzymać się nie da! Zamknąłem wszystkie drzwi i popatrzyłem wymownie na Pijaczka. Chyba zrozumiał...

Jestem zdeterminowany, by wyprowadzić się z akademika i po wakacjach to zrobię. Mam dość debili, którzy nie znają podstawowych zasad współdzielenie mieszkania. Mam też dość niszczenia moich rzeczy. Moja patelnia wygląda jakby była lodowiskiem. Kubki, z których korzystają współlokatorzy są tak brudne, że trzeba byłoby je zanurzyć w kwasie, żeby je wyczyścić!

Całe szczęście, że ostatnio dużo czasu spędzam u B. - w przeciwnym wypadku byłbym już pewnie na oddziale toksykologii. Jadę zaraz do domu, muszę odpocząć, za duży syf.

środa, 19 czerwca 2013

Przeprowadzka S.

Coś mi się zdaje, że mój blog zaczyna podupadać. Coraz rzadziej piszę, coraz mniej chce mi się pisać. Co jest powodem? Tu sprawa jest dość jasna - moja kobieta. Znajduję w Niej również to, co wcześniej znajdowałem w prowadzeniu bloga. Gdy mam ochotę o czymś napisać, to piszę do Niej maila. Od kiedy wróciła do Krakowa, to cały możliwy, wolny czas spędzamy razem. Tak było w poniedziałek, tak było wczoraj. Moje życie się zmienia, obiektywnie - robię się coraz mniej ciekawy, ale subiektywnie czuję się lepiej. Chyba tego właśnie potrzebowałem.

Czasami zdarzają się jeszcze typowo akademickie sytuacje, ale jest ich coraz mniej. Tak też było w sobotę. Miałem z kolegą kręcić film na zaliczenie, ale nie mogliśmy się dogadać i skończyło się na tym, że On został u siebie, a ja piłem wódkę. Przyszedł K2 z T i zapytali, czy będę z Nimi pił... miałem ochotę, więc czemu nie? Po godzinie przynieśli dwie butelki wódki. Wypiliśmy je dość szybko, potem pojawiły się kolejne dwie itd. Sam nie wiem kiedy się upiłem. Było ze mną bardzo źle. Obudziłem się o 2. w nocy, w swoim łóżku, co ciekawe - prawie trzeźwy. Wtedy też zorientowałem się, że B. kilka razy próbowała się do mnie dodzwonić. Wysłała też SMS, że się martwi. Zrobiło mi się głupio. Podczas, gdy Ona się martwi, ja piłem wódkę z kolegami. Na drugi dzień zadzwoniłem i Ją przepraszałem. Na szczęście nie była na mnie bardzo zła.

S. wyprowadził się z akademika! Właśnie wtedy, gdy piliśmy. Przyszedł w trakcie naszej improwizowanej imprezy i zaczął pić wódkę. W tym dniu miał razem z kolegą przewozić rzeczy do nowego mieszkania. Nieszczęśliwie dla Niego, troszkę się naj*** i zapomniał o kilku gratach. Przyjechał do mieszkania całkiem pijany. Zarówno kierowca samochodu jak i dziewczyna S. byli bardzo niezadowoleni. Pierwszy dzień z kobietą, a S. już jest pijany, ciekawe jak będzie dalej. Chyba mu się troszkę nudzi, bo wczoraj wysłał mi SMS-a z prośbą o rozłożenie basenu na balkonie. Zignorowałem sprawę, nie chce mi się.

W niedzielę przyszedł kolega, z którym miałem robić projekt. Wiele razy nagrywaliśmy te same sceny, bo nie mogliśmy przestać się śmiać. Nic nie chciało działać tak, jak zaplanowaliśmy. Green box był pomięty, więc biegaliśmy z rozgrzanym żelazkiem, żeby go wyprasować. Nie mogliśmy znaleźć dostatecznej liczby aktorów i zapomnieliśmy nagrać kilku scen. Światło było do dupy, kamera zresztą też. Najważniejsze, że ostatecznie udało się zrobić ten cholerny projekt. Siedzieliśmy do 5. rano, właściwie bez przerwy. Kolega zdecydował, że nie opłaca mu się wracać do domu, więc spał u mnie.

O 9. w poniedziałek miałem egzamin z angielskiego. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miał taki ból głowy. Przez 40 minut nie mogłem się skupić na tym co piszę, przez co raczej słabo mi poszło. No, ale nie ma się co dziwić - takie są efekty całonocnej, intensywnej pracy nad projektem.

Z projektu dostaliśmy piątkę i dopiero wtedy mogłem się wyspać, chociaż ciężko nazwać 3 godziny leżenia w łóżku "wyspaniem się".

Wieczorem spotkałem się z B. Najpierw poszliśmy na piwo, później do Niej. Zjedliśmy najlepszą na świecie kolację. Rano przytrafiła się śmieszna sytuacja, bo B. była jeszcze trochę zaspana, zrobiła sobie kanapkę do pracy i później chodziła po mieszkaniu tam i z powrotem, by w końcu oznajmić ze smutną miną i spuszczoną głową: "Zgubiłam kanapkę". B. jest urocza:)

Wczoraj miałem jakieś kolokwium zaliczeniowe, ale nie było z nim większych problemów. Nauczyłem się i napisałem wszystko. W końcu dotyczyło przedmiotu, którym się interesuję - bezpieczeństwa sieci komputerowych.

Po kolokwium znowu spotkałem się z B. Kupiłem wino i chcieliśmy zrobić kolejny miły wieczór. Niestety coś się spieprzyło. B. była smutna. Chyba udało mi się Ją pocieszyć, sam nie wiem. Trochę się na Nią wkurzyłem, bo nie zawsze zachowuje się racjonalnie, ale wiem, że każda kobieta tak ma, takie momenty trzeba po prostu przeczekać, a później szczerze porozmawiać - to bardzo pomaga.

Tej nocy miałem dziwne sny. B. powiedziała mi rano, że jak spałem, bardzo szybko biło mi serce. Nie dziwię się, rzadko miewam takie koszmary. Sen tak na mnie wpłynął, że przez cały poranek byłem nieco otępiony i w konsekwencji nie przygotowałem śniadania. Wypiliśmy tylko herbatę. Wydaje mi się, że gdy odprowadzałem Ją na tramwaj, nadal była smutna. Mam nadzieję, że do czwartku to minie. Za tydzień w weekend mamy zamiar jechać na małą wycieczkę. Tym razem to ja Ją gdzieś zabieram:)

Powoli kończy się kolejny semestr nauki. Zostały dwa egzaminy i kilka sprawozdań. Jeśli się z tym uporam, mam "wakacje". Od lipca zaczynam pracę. Nareszcie coś poważnego. Czy to będzie koniec mojego życia studenckiego? Czyżby zaczynał się kolejny etap mojego życia? Chyba jeszcze nie, ale wszystko będzie nieco inne. Czas pokaże.

piątek, 14 czerwca 2013

Międzynarodowy dzień dziwnych dziwnych zjawisk

Inaczej tego dnia nie da się nazwać! Dlaczego? Chociażby dlatego, że przed chwilą omal nie zostałem laureatem nagrody Darwina... Ale może zacznę od małej retrospekcji.

W środę Moja Kobieta wróciła do Mojego Miasta. Bałem się, że wyjazd popsuje coś w naszych relacjach, po głowie chodziły mi złe myśli, wciąż pozostaje we mnie echo tego, co zrobiła mi Moja Była. Gdy B. wysiadła z busa wszystko okazało się bezpodstawne! Nie da się tego opisać, ale po prostu rzuciliśmy się w swoje ramiona i przez kilka chwil staliśmy na chodniku przytulając się i całując. Nie mogliśmy przestać. Ludzie na nas dziwnie patrzyli, ale wszystko inne przestało mieć sens. Tęskniłem za B. i nareszcie przyjechała.

Nie zdążyłem nawet kupić Jej kwiatka, bo zadzwoniła niespodziewanie i poprosiła, żebym przyszedł na przystanek. Tak się złożyło, że odsypiałem wtedy dwie noce, ale gdy usłyszałem Jej głos, od razu zerwałem się z łóżka.

Z przystanku poszliśmy do mnie - tylko na chwilę, zapomniałem czegoś wziąć. Później odprowadziłem Ją do mieszkania i w czasie gdy Ona rozpakowywała plecak, ja poszedłem kupić różę:) Później była kawa i kolacja w najpiękniejszej dzielnicy Mojego Miasta. Takie dni przechodzą do historii i jestem pewien, że nie zapomnę tych wydarzeń. Po kolacji musieliśmy się rozstać na chwilę. Ja w tym czasie znalazłem wygodną ławkę i obserwowałem przechodzących ludzi. Na 57 osób tylko jedna wyróżniała się z tłumu - był to facet z dwiema, długimi, białymi laskami. Na piersi miał przypiętą flagę Polski i plakietkę z Janem Pawłem II. Mówił coś do siebie, usiadł obok mnie i zaczął coś jeść. Wcześniej, w tym samym miejscu siedziały dwie dziewczyny. Chcąc, nie chcąc, słyszałem o czym rozmawiają. Jedna z nich zadała drugiej pytanie o to, jak wygląda kolor "zimny kasztan". Gdybym coś wtedy pił, to pewnie zadławiłbym się, zwłaszcza, że późniejsza rozmowa dotyczyła "chipsów błonnikowych". Zaklasyfikowałem je kontenera z osobami, które gonią za modą i myślą, że jak będą jeść DUŻO zdrowych rzeczy, to schudną. Prawie jak moja znajoma z liceum, która chciała się odchudzać ryżem:)

Środowy wieczór w całości poświęciłem B. Zdecydowaliśmy, że w sierpniu pojedziemy na wakacje. W sumie nie miałem dużo do gadania, bo B już coś wymyśliła. Wiem, że pod tym względem mogę Jej ufać, więc nawet nie pytałem o szczegóły.

B. musiał wczoraj pojechać do swojej rodziny, ale wróci w niedzielę. Tymczasem mi przytrafiają się dziwne rzeczy.

Wczoraj było jeszcze względnie normalnie - wieczorem wypiłem trochę z kolegami...  K2 miał potrzebę i zapytał S: "S, macie gdzieś srajtaśmę?". S odpowiedział: "Nie, N(dziewczyna S.) nie przyniosła".  Czegóż innego można było się spodziewać? Przecież to kobieta powinna przynosić srajtaśmę;) Nie wyobrażam sobie tego, ze S. chce zamieszkać razem z dziewczyną.

Dzisiaj rano musiałem zrobić badania do pracy. Na szczęście jestem zdrowy;) W drodze do lekarza spotkałem który uwielbia błaźnić się w internecie. Nie sądziłem, że w rzeczywistości jest taki stary.

Sam lekarz był bardzo fajny, gdy wychodząc, zapytałem, czy mam coś jeszcze załatwić na recepcji, powiedział, że jak chcę, to mogę pokazać Paniom język:)

Zrobiłem, zakupy, wróciłem do akademika, trochę poćwiczyłem. Wyszedłem na balkon i obserwuję poruszające się wolno samochody. Nagle "bum"! Kabriolet, za którego kierownicą siedział młody facet, uderzył w tył innego samochodu. Widziałem, że panowie dogadali się, że zjadą za mój akademik i ustalą co i jak. Po 30 sekundach widzę, że facet w kabriolecie z impetem wyjeżdża zza akademika. Uciekł. Żałuję, że nie zapamiętałem numerów rejestracyjnych.

Kolejne wydarzenie też było osobliwe. Kupiłem wielkiego, soczystego wassermelona. Uwielbiam arbuza i miałem wielką ochotę go zjeść. Pech chciał, że nóż ześlizgnął się, a  arbuz wylądował na ziemi. Na początku wkurzyłem się, że nie będę mógł zjeść arbuza, ale później zdałem sobie sprawę, że niewiele brakowało, a poważnie pociąłbym się nożem. To byłoby naprawdę głupie.

A zgadnijcie co właśnie robi Pijaczek? Pije wódkę z kolegą.

niedziela, 9 czerwca 2013

Czerwone światło? Można przechodzić!

Moje Słońce dalej siedzi w Berlinie, a ja zarywam kolejną noc. Rozmawiałem dzisiaj z B. i wygląda na to, że za mną tęskni. Też za Nią tęsknię, niech no tylko wróci!:)

A w akademiku dzieją się cuda. Wczoraj w Pokoju 2 było picie. Przyszedłem i powiedziałem, że zapłacę za 0.7 pod warunkiem, że ktoś skoczy do sklepu. Jaki był efekt? M. i K2 obrazili sie o to, że nie poszedłem do sklepu, więc nie zapłaciłem za wódkę;) S. stwierdził dzisiaj, że to było głupie.

Dzisiaj też było picie, tylko na mniejszą skalę. Oglądaliśmy KSW i spożywaliśmy browary. Przyszło sporo znajomych, więc było ciekawie. O 23. zadzwonili z recepcji, żeby goście opuścili akademik. Dzwonili jeszcze 2 razy, aż jedna z portierek się wkurzyła i przyszła do nas. To było bardzo zabawne - kolega zaczął tłumaczyć, że chce obejrzeć jeszcze jedną walkę, że jesteśmy cicho i że nie pijemy alkoholu. W tym momencie po podłodze potoczyła się jakaś butelka z wódki i uderzyła o piwo. Portierka dała gościom 15 minut na opuszczenie akademika.

Kilka dni pod rząd staram się nadrobić zaległości na uczelni. Siedzę nocami i walczę z samym sobą. Kurwa! Ale mnie to wkurza! To jest cholernie nudna robota, nic twórczego, nic nowego, suche, bezsensowne klepanie kilometrowych kodów. Mam nadzieję, że w przyszłej pracy będzie ciekawiej.

No właśnie - jestem zaskoczony, że tak szybko mi odpisali. O 11.30 skończyłem z nimi rozmawiać, a już po 16.00 zaproponowali mi pracę. Najważniejsze, że będzie umowa o pracę i dobre zarobki. Opłacało się zostać informatykiem.

Wczoraj odwiedził mnie kolega. Poszliśmy coś przekąsić i po drodze rozmawialiśmy o programowaniu. Tak się zamyśliłem, że nie zdałem sobie sprawy, że wchodzę na ulicę na czerwonym świetle. Mało tego - widziałem, że z prawej strony jedzie samochód, ale zignorowałem to...całe szczęście, że jechał dość wolno. Facet musiał się wkurzyć, bo trochę nas wytrąbił - oczywiście kolega poszedł za mną... Pierwszy raz w życiu przytrafiło mi się coś takiego. Muszę bardziej uważać, bo nie doczekam starości.

wtorek, 4 czerwca 2013

Szybka odpowiedź

Udało się! Właśnie dzwonili, mam pracę!:)

Mocz+perfumy

Nareszcie mogę odetchnąć, dzisiaj była rozmowa o pracę. Pytali mnie dość długo, ale chyba dobrze wypadłem, mam przynajmniej taką nadzieję. Nie chcę się wgłębiać w kwestie techniczne, dlatego nie będę pisał z czego byłem dokładnie pytany. Ważne, że firma wygląda na całkiem przyjazną. Poza tym dałaby mi możliwość rozwoju w dziedzinie, którą lubię.

B. wyjechała za granicę na tydzień. Tęsknię za Nią, zwłaszcza, że spędziliśmy wspaniały, wspólny weekend. Wspólnie gotowaliśmy, poszliśmy do kina i dużo się przytulaliśmy. Magia trwała najlepsze, nawet się nie zorientowałem kiedy minął ten cały czas. W niedzielę wraca do Polski, więc muszę wymyślić jakieś powitanie. Macie jakieś propozycje?

W akademiku dzieją się dziwne rzeczy, ale ludzie powoli dorośleją. Odnoszę wrażenie, że moi znajomi chyba zdają sobie sprawę, że za rok już nie będą mieszkali w akademiku. Oczywiście S. będzie mieszkał, bo jeszcze sporo czasu minie zanim skończy studia. Nie pamiętam, czy pisałem, ale niedawno wywalili go z uczelni, bo oddał indeks o wiele za późno. Powiedział mi, że "będzie się reaktywował".

K2, wpadł na pomysł, żeby dziewczynom z Pokoju 3 nasikać do flakonika z perfumami. On chyba nie lubi nie tylko facetów ale wszystkich.

Pijaczek oczywiście przez weekend był na melanżu. Tym razem Warszawa. Nie mam pojęcia skąd ten facet bierze tyle energii, by pić.

Zabieram się za ostrą naukę na studiach, muszę nadrobić zaległości!