piątek, 26 grudnia 2014

Dylatacja czasu

Po kilku miesiącach znowu wpisałem adres swojego bloga i trochę się zdziwiłem. Zniknęło wsparcie dla polskich znaków... Może to tylko wina mojego systemu operacyjnego, ale muszę się upewnić...ale mniejsza z tym!

Pewnie ciekawi Was(no właśnie - czy ktoś w ogóle tu wchodzi?) dlaczego tak długo nie pisałem. Stałem się korpoludkiem z niewielką ilością czasu na swoje własne zajęcia. Od zawsze w mojej głowie pojawiało się milion pomysłów na godzinę. Niestety, od kiedy zacząłem pracować, musiałem zredukować ilość faktycznie realizowanych pomysłów. Codziennie są tylko priorytety i rzeczy do zrobienia na wczoraj. Urlopy i wyjazdy mijają bardzo szybko - muszę coś z tym zrobić!

Może to zabrzmi tendencyjnie, ale skupianie się na zarabianiu pieniędzy nie jest dobrym pomysłem. Takie podejście sprawia, że wiele ciekawych wydarzeń umyka gdzieś obok. Z drugiej strony, powrót do studenckiej biedy uniemożliwiłby realizację dalekosiężnych planów takich jak zakup mieszkania, czy bardziej przyziemnych - np. wakacje poza miejscem zamieszkania. Mało tego, studencki budżet nie pozwoliłby na dalszą egzystencję w Moim Mieście, które i tak z roku na rok staje się coraz bardziej szare i nudne.

To ciekawe: piszę o studiowaniu jak o czasie przeszłym, chociaż formalnie wciąż jestem studentem i czekam aż będę mógł oddać pracę i się obronić. Pieprzone formalności.

Ostatnio bardzo pogłębiłem moje zainteresowania polityką i historią. Co do polityki, to zacząłem zauważać drobne sprzeczności, których wcześniej nie widziałem, a które teraz sprawiają, że najchętniej założyłbym własną partię polityczną, której celem byłoby... i tu utnę ten monolog, bo mógłby się przerodzić w coś, w rodzaju Biblii.

Jeśli chodzi o historię, to bywa różnie... Spontanicznie zdarza mi się czytać o różnych okresach w dziejach ludzkości, przy czym coraz chętniej zagłębiam się w coraz to bardziej szczegółowe informacje. Ostatnio wyjątkowo upodobałem sobie historię mojej rodzinnej wioski i okolic. Chciałbym podjąć kolejną próbę uporządkowania losów mojej rodziny. Sprawa nie wygląda tak źle, bo za każdym razem, gdy nachodzi mnie taka "chęć" do dokumentowania wszystkiego, co dotyczy mojej familii, rzeczywiście coś robię i w ten sposób - krok po kroku - zdobywam coraz więcej dokumentów, zdjęć i informacji. Docelowo chciałbym stworzyć na komputerze obszerną bazę danych, za pomocą której w szybki sposób będzie można znaleźć interesującą informację. Najtrudniejszym elementem jest stworzenie odpowiedniego systemu numerowania zdjęć i ich uporządkowanie.

Czuję tęsknotę za akademikiem. Przypomniało mi się, jak rok temu robiłem wigilię i z pomocą B. wyprodukowałem kilkaset uszek. W tym roku również robiłem uszka, ale na mniejszą skalę i nie z przeznaczeniem na imprezę. Swoją drogą niedawno byłem u moich starych współlokatorów i miałem okazję pić z nimi wódkę:)

U moich rodziców wydarzyło się kilka zabawnych sytuacji. Np. ktoś wezwał straż pożarną do palącego się ogniska... Straż przyjechała, zagasiła ognisko dwoma uderzeniami łopaty i utknęła samochodem w polu:) Trzeba było pchać! Później wszyscy się śmiali, że teraz to strach zapalić zapałkę, bo straż przyjedzie. Swoją drogą, ciekawe który sąsiad zadzwonił...

W tym roku święta mijają wyjątkowo spokojnie i rodzinnie. Nikt się nie kłóci, dużo rozmawiamy, panuje serdeczna atmosfera z dużą ilością uśmiechu. Powiem szczerze, że to jest tak podręcznikowe, że aż niepokojące! Mimo wszystko, mam nadzieję, że kolejne święta będą równie przyjemne.

No właśnie - życzę wszystkim Wesołych Świąt, a tym, którzy lubią wysyłać hurtowe sms-y z życzeniami - serdecznego "Nawzajem"!

niedziela, 24 sierpnia 2014

Wizja artysty

Wczoraj miałem okazję poznać pewnego pana - artystę, aktora. Akurat byłem u koleżanki i rozmawiamy o minionym tygodniu, aż tu nagle zza okna dobiega donośny krzyk: "sąsiadka!! sąsiadka!!"

Facet był już troszkę pijany, nawet bardzo, ale to nie przeszkadzało, żeby bliżej się poznać - zaprosił nas do swojego mieszkania. Gość mieszka razem z żoną i dorosłym(?) synem. Gra w teatrze, czasami w telewizji i ma do tego całkiem niezłe predyspozycję. Ma już dość duży staż pracy, co uzasadnia jego zachowanie - wydaje się, że jego życie prywatne wygląda jak gra aktorska, każda jego historia jest koloryzowana, przeplatana dygresjami i trochę nieprawdopodobna. Szczerze mówiąc, to zazdroszczę mu jego dykcji. Dzięki swej wrodzonej swobodzie i braku skrępowania, potrafi opowiadać w sposób recytatorski, tak jakby najdrobniejsza dykteryjka była wierszem.

Wszyscy w rodzinie piją. Nie pali chyba tylko żona artysty. Ona zrobiła na mnie najlepsze wrażenie - jest rozsądna, i chyba najmniej oderwana od rzeczywistości. Często zwraca uwagę swojemu mężowi, żeby nie podniecał się tak bardzo podczas wygłaszania swoich monologów.

Syn był dziwny. Depresyjny charakter i mocne zainteresowanie muzyka rockową. Dużo palił i był wyraźnie znudzony opowieściami ojca. Nie pamiętam, żeby się uśmiechał.

Ciężko powiedzieć, czy to przypadkowe spotkanie wniosło coś do mojego życia. Nie da się ukryć, że ciekawie jest poznać szczegóły dot. życia gwiazd, posłuchać plotek itp. ale na dłuższą metę ciężko byłoby wytrzymać w takim gronie. "Artystyczny światek" jest zamknięty i nadaje na zupełnie innych częstotliwościach niż reszta społeczeństwa.

A co dzieje się u mnie? Zastanawiam się nad zmianą pracy. Chcę zarabiać więcej, a nie będę czekał w nieskończoność na awans. Jeśli do października nie dostane podwyżki, przenoszę się. Na szczęście, w mojej branży jest olbrzymie zapotrzebowanie.

Ostatnio dużo czytam i spaceruję. Od czasu do czasu wchodzę do jakiejś małej kawiarni i tam pochłaniam kolejne strony książki. Mam coraz gorszy kontakt ze znajomymi ze studiów. Miałem okazję niedawno spotkać się z kilkoma, ale ciągłe rozmowy na temat IT szybko mnie znudziły. To nie był udany wieczór.

wtorek, 22 lipca 2014

W nowym mieszkaniu

Jak to się stało, że mój blog ma już 19tys. wyświetleń? Widocznie zbyt długo pozwalałem na swobodną działalność botów.

Jak zwykle na początku przeproszę, że długo nie pisałem. Dlaczego? Bo tak. Znudziło mi się i basta.

Dlaczego teraz piszę? Bo tak. Bo jest 3. w nocy.

Gdybym miał opisać jakie wydarzenia miały miejsce od czasów ostatniego wpisu, z pewnością zabrakłoby mi chęci i czasu. Może po prostu napiszę o ważniejszych rzeczach.

Stałem się korpoludkiem i pracuję jak popieprzony. Mam bardzo mało wolnego czasu i staram się go w pełni wykorzystywać. Niestety przez ostatni miesiąc poświęciłem mnóstwo energii na przeprowadzkę - właśnie tak! Już nie mieszkam w akademiku...

Przeprowadziłem się do bardzo spokojnej dzielnicy Mojego Miasta. Mam teraz blisko do pracy, a obok mnie znajduje się wielki park i inne miejsca, w których bez przeszkód można czytać książkę. Przez tą przeprowadzkę odizolowałem się od znajomych, ale może właśnie tego potrzebowałem?

Czuję, że moje życie staje się nudne. Ostatnia ciekawa rzecz to delegacja do innego miasta. Firma opłaciła luksusowy hotel, a moim zadaniem było rozwiązanie kilku problemów i picie whiskey wieczorami. Delegacje nie działają na mnie pozytywnie.

Nie czuję się dobrze w obecnej sytuacji... inaczej - nie czuję się dobrze, mając przed sobą perspektywę nieuchronnej rutyny. Musze coś zrobić, wyjść z jakąś inicjatywą - stanie w miejscu mnie nudzi, sama praca również. Nie ukrywam, że pięcie się po szczeblach kariery jest całkiem fajne, ale mimo wszystko - to wciąż jedno i to samo, zamknięte środowisko dziwnych ludzi. Może powinienem zainteresować się polityką albo założyć własna firmę? A może wrócę do zbierania znaczków?

Chciałem pojechać na Woodstock, ale stwierdziłem, że jestem na to za stary, albo raczej: nie bawiłoby mnie to. Lepiej zrobić coś nowego, albo porządnie wypocząć na wsi.

Oczywiście staram się pozostać w jakiś sposób aktywny - ćwiczę, jadam zdrowo, spaceruję, czytam. Zastanawiam się, czy nie zapisać się do klubu strzeleckiego, na lekcje szermierki czy jazdy konnej - byłoby to ciekawą odskocznią od codzienności.

Nie ma co przedłużać - i tak ten post wydaje się być pisany na siłę. Żeby stworzyć coś ciekawego, trzeba być bardziej wyspanym i rozpisanym. Dzisiaj nie wyszło, spróbuję innym razem;)

czwartek, 1 maja 2014

Da, da, da

Już bardzo dawno nie pisałem. Założę się, że część z Was pomyślała, że już nigdy nie napiszę. Niedawno też tak myślałem. Nie miałem ochoty pisać, miałem za dużo obowiązków a dotychczasowa forma bloga trochę mi się znudziła. Z wiekiem człowiek zmienia zainteresowania i dochodzi do wniosku że lokalna polityka jest ciekawsza od tego co dzieje się w akademiku czy na uczelni. No, może troszkę przesadzam z tą polityką, ale rzeczywiście, ostatnie wydarzenia wzburzyły we mnie krew na tyle, żeby wstrzymać pisanie na blogu.

Pierwszy raz od dłuższego czasu miałem ochotę coś napisać. Doszedłem do wniosku że anonimowość mojego bloga zaczyna mnie wkurzać.  Chciałbym pisać jako ja, ale nie mogę tego zrobić pisząc o osobistych sprawach. Rozwiązaniem jest założenie nowego bloga...

A co się działo u mnie ostatnio? Przez taki okres czasu musiało dziać się dużo, aczkolwiek nie chcę wymieniać wszystkich wydarzeń, część rzeczy zostawię dla siebie.

Może najpierw napiszę coś o S. Myślę że od kiedy z akademika wyprowadzili się T, D, M i S. zrobiło się cicho i nudno. Nasza paczka przestała istnieć, kontakty zanikają, coraz rzadziej się widujemy...W sumie szkoda, ale z drugiej strony, dzięki temu, studia stały się czymś nostalgicznym - okresem, który z pewnością będę dobrze wspominał.

Odszedłem trochę od tematu - S. Po pierwsze - zwolnił się z pracy. Nie jestem pewien, czy już o tym nie pisałem. Pewnego dnia S. pokłócił się ze swoim przełożonym, powiedział kilka niecenzuralnych słów i wyszedł z firmy. Wrócił po tygodniu żeby zabrać wszystkie papiery. No cóż, on nigdy się nie zmieni. To jednak nie jedyna sytuacja z jego udziałem w roli głównej. Innym razem przyszedł z M do akademika świętować urodziny M. Chyba tylko przypadek sprawił, że mnie wtedy nie było. S. pokłócił się z jakimiś "miśkami", jeden z nich go uderzył, a w ramach rewanżu S. postanowił rozpylić gaśnicę w jego składzie. Syf niesamowity! Wszystko w pianie, straszliwe zamieszanie. Problem w tym, że panowie nie chcieli pozostać dłużni i... wyważyli drzwi do pokoju MoD(tam przeniosło się picie wódki). MoD spał jak zabity, ale M, S i brat T. zostali dość dotkliwie pobici. S. zaczął dzwonić na policję, ale chyba zorientował się że sam jest pijany i policja nie bardzo pomoże.

Innym razem S. przyszedł do mnie z dwiema butelkami wina. Mieliśmy okazję pogadać i oczywiście coś wypić. Niestety wino przerodziło się w wódkę i na święta pojechałem do swojego rodzinnego domu z wielkim kacem. Nie jestem pewien czy to był kac czy jeszcze nietrzeźwość, w każdym razie rodzina chyba coś podejrzewała.

MoD oświadczył się swojej dziewczynie. To z pewnością największa sensacja tego postu. To bardzo dziwne uczucie obserwować te wszystkie zmiany wokół siebie. Dziwne, a zarazem smutne. Już nigdy te nasze kontakty nie będą takie same. Już teraz tęsknię za tym co było 2 lata temu....

T zrobił się gruby i zamknął się w korpo. Jest z nim coraz gorszy kontakt, aczkolwiek, pewnej słonecznej soboty doszło do spontanicznego spotkania między nami. Skończyło się na wódce i wypadem na miasto gdzie do nas dołączył D. Gdzieś w tym całym piciu, pojawił się Grzesiu i brat T. A wszystko zaczęło się od tego, że poszedłem do knajpowego ogródka by poczytać książkę...

Jedna z moich koleżanek - dla Jej i mojego bezpieczeństwa, nie powiem która - zaczęła się spotykać z nowym facetem. Koleżanka zawsze miała problemy z facetami, w jakiś sposób byłem Jej terapeutą i rozmawialiśmy o tym. Jednak teraz kompletnie przesadziła. Pieprzy się ze swoim ginekologiem. Nie żartuję. Facet ją utrzymuje niczym galeriankę - pozwala Jej mieszkać w swoim mieszkaniu, od czasu do czasu kupuje drobne prezenty, a tak w ogóle ma żonę i dwójkę dzieci. Spoko, zdrady się zdarzają, ale przechowywać kochankę w drugim mieszkaniu? Umawiać się z pacjentką, gdy jej "chłopak" siedzi w poczekalni? Nawet dla mnie jest to dużym zaskoczeniem....

Ostatnio bardzo się rozczarowałem sposobem działania polskiej policji. chciałem zgłosić sprawę, która podlega pod kodeks karny, mam wszystkie dowody sugerujące winę podejrzanego, a policja mnie olewa. Kilka razy chodziłem na komisariat i za każdym razem otrzymywałem informację: "proszę przyjść za dwie godziny". Panowie dyżurni mają bardzo standardowy scenariusz odprawiania ludzi. Oczywiście nie odpuściłem. Wyjątkowo nie lubię takiego zbywania, wiec postanowiłem coś z tym zrobić... Dochodzę do wniosku, że narzekania Polaków na funkcjonowanie placówek publicznych są bez sensu. Sposób ich funkcjonowania jest kiepski, bo zwykli obywatele bagatelizują niedopuszczalne zachowania ze strony urzędników. Rozwiązanie jest proste - niezwłocznie zgłaszać sprawy najwyżej gdzie się da, nagłaśniać je i nie bać się. Asertywność daje wyraźne efekty.

W pracy idzie bardzo dobrze. Może to mało skromne, ale myślę, że jestem jednym z najlepszych pracowników w całym dziale. Zbieram wszystkie premie, dostaję specjalne zadania, a ostatnio nawet pojawiają się perspektywy wyjazdu za granice. Jestem zadowolony, bo to dopiero początek mojej kariery, a ja już teraz żyję na dość wysokim poziomie. Co jak co, ale decyzja o wyborze ścieżki edukacji była jedną z moich najlepszych decyzji w życiu.

Zastanawiam się, czy nie zapisać się na kurs szermierki - chciałbym spróbować czegoś nowego. Otworzyła się też perspektywa trenowania jazdy konnej. Nigdy nie próbowałem, więc brzmi zachęcająco. Jedyny minus jest taki, że będę musiał kupić jakiś dziwny strój.

Znowu zacząłem dbać o swoje zdrowie. Biegam, ćwiczę, staram się zdrowo jeść(mniej, więcej...). Jednym zdaniem - wiele się zmieniło, na różnych płaszczyznach życia a zmiany są jak najbardziej pozytywne. No ale wiecie jak to jest; gdy w życiu codziennym zaczyna się układać, człowiek zaczyna interesować się polityką. Szczęśliwe życie jest zbyt nudne do opisywania i dyskusji, trzeba znaleźć jakiś inny temat.

Na koniec mało popularny teledysk do bardzo popularnej piosenki. Ostatnio coś chodzi mi po głowie...


niedziela, 2 marca 2014

Smak minionego tygodnia

Studia, projekty, policja, kłótnie, praca, szkolenia, dentysta, biurokracja - oto obraz tego, z czym ostatnio musiałem się zmierzyć. Już dawno nie miałem tak wypełnionego czasu. Na co dzień narzekam, że jest ciężko, ale tym razem zabrakło skali. 

Dwa tygodnie temu byłem z B. w Budapeszcie. Było super! Potrzebowałem odpoczynku i udało się odpocząć. Zawsze gdy gdzieś wyjeżdżam, staram się zapoznać z historią miejsca które mam zwiedzać. Podobnie było tym razem. Wiecie, że Budapeszt pamięta czasy Cesarstwa Rzymskiego? Był wtedy dużym miastem, chociaż pod inną nazwą.

Aby w pełni wykorzystać czas, postanowiliśmy dużo zwiedzać. Pierwszego dnia były to spacery po okolicy naszego hotelu. Zamki, kościoły i inne punkty charakterystyczne zwiedziliśmy dnia drugiego. Później trzeba było wracać do Polski 

Wybaczcie że nie będę opisywał każdej Węgierskiej atrakcji - nie mam na to czasu, a chciałbym skupić się na innych rzeczach.

Po wycieczce zaczęła się walka z czasem:
  1. Projekty - Musiałem zdobyć wszystkie wpisy i zrobić zaległy projekt - wielkie gówno swoją drogą... Średni czas wykonania projektu przez innych studentów trwał jakieś 3 tygodnie. Ja miałem ze 4 dni. Było ciężko, w dzień chodziłem do pracy, wieczorami i w nocy pisałem projekt. Brakowało mi snu i sił. Na szczęście wyrobiłem się w ostatnim możliwym terminie! To dla mnie ogromny sukces! Nie lubię technologi, której musiałem użyć, to było prawie jak akt masochizmu.
  2. Praca - ja pierdolę! Gdyby nie tajemnica firmowa powiedziałbym coś więcej....W każdym razie na całej sprawie wyszedłem bardzo dobrze, ale było duuuuuuuużo roboty.
  3. Szkolenia - Pracodawca wysłał mnie na zewnętrzne 3-dniowe szkolenie. Trener był średnio ciekawy, ale samo szkolenie niezwykle interesujące, dużo się nauczyłem. Szkoda że wypadło to w okresie, kiedy nie spałem...
  4. Policja - Tu jest zabawna sprawa. Od tygodnia próbuję zgłosić przestępstwo na policji. Niestety mają mnie w d.(żeby nie było, to tylko moja subiektywna opinia). Za okienkiem siedzi kilku gości, którzy się śmieją i rozmawiają, a facet mi mówi, ze nie ma policjanta, który mógłby mnie obsłużyć i muszę poczekać dwie godziny. Gdy powiedziałem, że mogę przyjść za dwie godziny, przewidział, że najprawdopodobniej będę musiał czekać dłużej. Kurwa! Do niedawna uważałem, że ludzie są przewrażliwieni jeśli chodzi o funkcjonowanie polskiej policji, ale jak widzę, że zgłoszenie sprawy ściganej z urzędu trwa tyle czasu i zżera tyle nerwów, to mnie kurwica trafia i mam ochotę wyemigrować. Do tej pory byłem tylko w jednym komisariacie Może w innych jest inaczej, ale nie odpuszczę i będę próbował zgłosić sprawę. Powiedzcie mi, jak mam się czuć bezpiecznie? hę? Po co ja płacę podatki? Do lekarza mogę pójść prywatnie, ale niestety z policją jest trochę gorzej. Chyba czas spróbować sił w polityce...
  5. Dentysta - Chyba rośnie mi kolejny ząb. Co ciekawe, mam już ósemki. Ten ząb rośnie nad innym zębem i jest to dość dziwne oraz kosztowne. 
  6. Biurokracja - znowu temat związany z uczelnią. Wiem, że narzekanie na system zbierania wpisów do indeksu jest nużące, ale muszę to wyrazić. Na dodatek, potrzebowałem wpisu od promotora, który oceni jak wyglądają postępy z moją pracą magisterską. Problem w tym, że nie wyglądają - jestem w czarnej dupie. Na szczęście sam proponowałem temat i mam dużą wiedzę z tego zakresu, więc udało się przekonać promotora, że jednak coś robię.
Nie jestem pewien, czy to przez ostatnie wydarzenia, czy też z innych powodów, przez głowę przechodzi mi myśl dot. samotności. Czasami wydaje mi się, że jestem skazany na samotność i nie powinienem się z nikim wiązać. Związek to duża odpowiedzialność - trzeba pilnować nie tylko siebie ale i drugiej osoby. Człowiek wiąże się emocjonalnie z tą drugą osobą i boi się, że coś może pójść źle. Związek ogranicza też możliwość spotkań ze znajomymi. Jestem dość społecznym człowiekiem i dlatego zauważam tę zmianę. Kiedyś częściej spotykałem się z przyjaciółmi i poznawałem nowych ludzi - bardzo lubię to robić. Duża ilość znajomych może okazać się użyteczna. 

Strasznie denerwuje mnie sytuacja na Ukrainie, a jeszcze bardziej reakcja różnych państw. Chcecie wiedzieć jak będą wyglądać oświadczenia wszystkich organizacji, które do tej pory takowych oświadczeń nie wydały? "Jesteśmy zaniepokojeni", "Musimy być solidarni", "Jesteśmy głęboko zaniepokojeni", "Nie popieramy", "Uważamy że działania Rosji są bezprawne" - nie spodziewałbym się niczego więcej. Politycy nie mają jaj i odwagi żeby cokolwiek zrobić. Wg. mnie to wielka porażka polityki zachodu. Kto wie co się działo podczas drugiej wojny światowej, ten powinien zrozumieć analogię.

A co powinno się zrobić? Ja byłbym za tym, żeby wysłać broń, ustawić okręty na Morzu czarnym, zablokowane w Szwajcarii pieniądze przelać na konto Ukrainy - to by wkurzyło Janukowycza. Ponadto wysłać ochotników do pilnowania granicy ukraińsko-rosyjskiej. 

Szczerze powiedziawszy to mam pewien dylemat. Po drugiej wojnie światowej UPA mordowała i gwałciła Polaków. Teraz Ukraińcy oczekują pomocy. Aż chciało by się im pokazać środkowy palec, ale z drugiej strony, im mniej Rosji po prawej stronie, tym lepiej. Pomoc mogłaby się opłacać. Polacy nie potrafią wyjść z inicjatywą. Jako naród moglibyśmy zaproponować stworzenie sojuszu państw europy środkowej i wschodniej. Samodzielnie jesteśmy słabi, ale w połączeniu z Ukrainą, Litwą, Łotwą, Estonią, Czechami, Słowacją, Węgrami, Rumunią i Gruzją bylibyśmy niezłą przeciwwagą dla Rosji. To by wystarczyło by powstrzymać imperialistyczne zapędy Putina. Teraz jest już trochę późno, a Polska zamiast dogadywać się z sąsiadami, wchodzi w egzotyczne sojusze z USA... Podczas II Wojny Światowej było podobnie... Niestety kraje zachodnie nie będą dbały o bezpieczeństwo polski w razie napadu.

Kolejna rzecz, która mnie wkurza, to ONZ. Dla mnie to to samo co Liga narodów. Ta organizacja jest maksymalnie nieużyteczne. Poza tym, ustanowienie Rosji i Chin jako państw z prawem weta, mija się z celem. Jak myślicie? Jak zareaguje ONZ na konflikt Rosji z Ukrainą? 

Jak widać, mimo pełnej irytacji, nic nie można zrobić. Gdyby tylko była możliwość, wyjechania na Ukrainę w charakterze żołnierza, to chętnie bym skorzystał. Kto ma dać przykład europie jak nie my? Politycy? 

Polacy powinni się zorganizować i nie protestować przed ambasadą rosyjską, tylko przed naszymi instytucjami państwowymi, żądając zdecydowanej reakcji. Co Ukrainie da solidarność, czy debilne śpiewanie piosenek na rynku w Moim Mieście... Powinniśmy się wstydzić że nic nie robimy. Jak mam być dumny ze swojego kraju? Trzeba coś zrobić. Na razie jesteśmy jak ONZ.

piątek, 31 stycznia 2014

Obmacywanie maszynki do golenia

No i kończy się kolejny semestr. Zdaje się, że moje studia dobiegają końca, a oceny są bardzo dobre, biorąc pod uwagę to, że pracuję na pełny etat. Wczoraj dostałem piątkę, we wtorek tak samo. Kto wie, może pokuszę się o stypendium naukowe - o ile uda się załatwić kilka drażliwych kwestii...

W poniedziałek znalazłem się w dość niekomfortowej sytuacji. Poszedłem oddać projekt z jakiegoś przedmiotu humanistycznego. Tak w ogóle, to nie mam pojęcia po co jest ten przedmiot...ale może wrócę do tematu. Moim zadaniem było zrobienie biznesplanu i zaprezentowanie go przed prowadzącym. Problem polega na tym, że w ramach biznesplanu trzeba było uzupełnić wielgaśną tabelkę, z około 10 tysiącami komórek! Myślicie, że żartuję? Nie! Ta tabela strasznie mnie wkurwiła! Siedziałem przy niej całą noc, a później musiałem iść do pracy. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie chodziłem na wykłady, to mam za swoje.. To prawda - nie byłem na ani jednym wykładzie, ale wątpię, żebym się tam czegoś nauczył...

Przyszedł czas oddawania projektów. Czekałem przed salą prowadzącego dobre dwie godziny, musiałem się zwolnić z pracy. Wreszcie wchodzę - szczęśliwy, bo miałem już dość stania na korytarzu. Był jednak pewien mały problem...nigdy nie widziałem na oczy prowadzącego! W pokoju było dwóch facetów, miałem 50% szans że podejdę do tego właściwego. Niestety! Zgodnie z prawami Murphy'ego istnieje 90% szans, że w sytuacji 50/50 wybierze się tą złą opcję.
- Ale czego właściwie Pan ode mnie chce - zapytał zdziwiony facet, któremu próbowałem wytłumaczyć dlaczego przyszedłem.
- Oooo, widzę, że Pan z tych co nie chodzą na wykłady! Ale żeby tak mnie w ogóle nie kojarzyć? - Odpowiedział mój wykładowca.

Było mi strasznie wstyd, jakoś wybrnąłem z tej sytuacji, ale dostałem tylko 3.0. W sumie nie wiem, czy nawet na to zasługiwałem. Już tam więcej nie wrócę!

Uczelnie uczelnią, ale teraz najwięcej dzieje się w pracy. Chyba mnie doceniają, bo chcieli mnie zrobić team leaderem. Problem w tym, że na razie mam za dużo rzeczy na głowie i dopóki nie uspokoi się sprawa ze studiami, nie mogę sobie pozwolić na dodatkowe obciążenie.

Nie zostałem Team Leaderem, ale dostałem dużą premię:) Aż jestem ciekaw co będzie dalej! Warunki są coraz lepsze.

W połowie lutego jadę z B. do Budapesztu. Chcemy trochę odpocząć, a ja zawsze chciałem odwiedzić to miasto. Będę tam tylko na weekend, ale mimo wszystko myślę, że może być fajnie. Może jutro kupię bilet.

Coraz bardziej mnie wkurza to, że każdy produkowany sprzęt elektroniczny ma "dotykowe" elementy. Po cholerę! Ani to wygodne ani praktyczne. Bardzo łatwo przez przypadek nacisnąć coś, czego nie chce się nacisnąć. Normalny przycisk można wyczuć, można go naciskać bez patrzenia. A przy tym dotykowym dziadostwie? Nie da się! Kurde, teraz nawet maszynka do golenia musi być dotykowa. Zupełny bezsens.


piątek, 10 stycznia 2014

Jedno "kurwa" wyraża więcej niż tysiąc słów

Kolejny rok na blogu i post numer 201. Ciekawe ile to słów albo liter? Nie chce mi się liczyć.

Przed chwilą na korytarzu akademika miał miejsce kolejny dramat. Jakaś dziewuszka rozmawiała ze swoim lubym. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt że dziewuszka płacze i w dość charakterystyczny sposób stara się konstruować zdania. Luby coś tłumaczy, a dziewuszka na to:
- Kurrrwa!... Jak tak można! No kurrrwa....nie w takim człowieku się zakochałam...kurwa!! Kurwa, kim ty jesteś!?... Kurwa to boli! Czemu mi to kurwa robisz, czemu mi chcesz to powiedzieć?...Ja nie chce tego kurwa słuchać, to jest pojebane! Kurwa to jest bez sensu! Nie rozumiesz że kurwa cierpię!?
- srutututu srutututu
- Ale kurwa nie! Kurwa mać! Czemu? Nie! Ja nie chce! kurwa kim Ty jesteś?!

Ich interesująca rozmowa trwa nadal, niestety ciężko cokolwiek zrozumieć, bo Luby mówi bardzo cicho, a kobieta odpowiada płacząc. Domyślam się że ktoś kogoś zdradził...

Odezwał się facet, który sprzedawał mi głośniki w listopadzie. Zapytał, czy kurier przyniósł paczkę z głośnikami i czy odebrał wadliwe. Zabawne. Chłop przez cały czas milczał. Gdy pisałem do Niego maile, nie odzywał się, a  teraz pyta o wadliwe głośniki. Muszą mieć tam straszny burdel. Odpowiem mu za tydzień. Na razie i tak nie mam czasu. Jak chce sobie odebrać paczkę, którą przysłał, to niech sobie po nią przyjedzie. Czas to pieniądz, a ja nie mam zamiaru mu w niczym pomagać - wkurwia mnie.

Mój współlokator śmierdzi coraz bardziej. Dzisiaj na szczęście go nie ma, ale wczoraj to był wyraźny zapach gówna. Wiem, że to ohydne ale facet chyba sra w gacie. Z drugiej strony nie dziwię się... Ostatnio wymyślił że spróbuje wydawać na jedzenie jak najmniej. Przez dwa dni przeżył za 5.50. Wczoraj wieczorem, w ramach kolacji, zjadł upieczone obierki z ziemniaków...Ciekawe kiedy zacznie jeść tynk.

Aha! Chyba kłótnia właśnie się skończyła. Ktoś rzucił czymś o ziemię i zapadła cisza. Zgaduję że był to telefon. Kurde, bez sensu rozwalać telefon z takiego powodu.

Praca mnie dołuje. Wczoraj siedziałem do 19. Co prawda wziąłem nadgodziny, ale chyba przesadzam, muszę sobie ustalić jakąś granicę, bo inaczej nie będę miał czasu na normalne życie!

Zapomniałem! Jest jeszcze jeden ciekawy news! S. zrezygnował(wyrzucili Go) z pracy! Zrobił to w jedyny, możliwy dla siebie sposób...

Zaczęło się tak, że człowiek z Jego zespołu wziął urlop. S. miał jakieś zadanie, ale spokojnie je wykonywał. Dwa dni temu przyszedł jego manager i powiedział, że termin mija w czwartek. S. Powiedział, że nie da rady. Szef naciskał że musi to zrobić. S. stwierdził że to niemożliwe, bo to robota na znacznie dłuższy okres czasu. Zaczęli się kłócić.

To popieprzone, że w firmie, w której pracuje S. mają takie wymagania, ale nie sądzę też, że S. wykazał się spokojem podczas wspomnianej kłótni... Robiło się coraz nerwowo, zaczęły się sypać "kurwy", aż w końcu szef powiedział: "Jak Ci nie pasuje, to kurwa wypierdalaj stąd!" S. wyszedł z pracy. Na drugi dzień miał rozmawiać z kimś wyżej, ale już wcześniej ustalił, że się zwolni. Nie wiem jak to się zakończyło, bo nie udało mi się dodzwonić.

Najlepsze jest to, że S. nie szukał żadnej pracy i nie ma dodatkowego źródła zarobku. Znając Go, nie ma też żadnych oszczędności...