czwartek, 1 maja 2014

Da, da, da

Już bardzo dawno nie pisałem. Założę się, że część z Was pomyślała, że już nigdy nie napiszę. Niedawno też tak myślałem. Nie miałem ochoty pisać, miałem za dużo obowiązków a dotychczasowa forma bloga trochę mi się znudziła. Z wiekiem człowiek zmienia zainteresowania i dochodzi do wniosku że lokalna polityka jest ciekawsza od tego co dzieje się w akademiku czy na uczelni. No, może troszkę przesadzam z tą polityką, ale rzeczywiście, ostatnie wydarzenia wzburzyły we mnie krew na tyle, żeby wstrzymać pisanie na blogu.

Pierwszy raz od dłuższego czasu miałem ochotę coś napisać. Doszedłem do wniosku że anonimowość mojego bloga zaczyna mnie wkurzać.  Chciałbym pisać jako ja, ale nie mogę tego zrobić pisząc o osobistych sprawach. Rozwiązaniem jest założenie nowego bloga...

A co się działo u mnie ostatnio? Przez taki okres czasu musiało dziać się dużo, aczkolwiek nie chcę wymieniać wszystkich wydarzeń, część rzeczy zostawię dla siebie.

Może najpierw napiszę coś o S. Myślę że od kiedy z akademika wyprowadzili się T, D, M i S. zrobiło się cicho i nudno. Nasza paczka przestała istnieć, kontakty zanikają, coraz rzadziej się widujemy...W sumie szkoda, ale z drugiej strony, dzięki temu, studia stały się czymś nostalgicznym - okresem, który z pewnością będę dobrze wspominał.

Odszedłem trochę od tematu - S. Po pierwsze - zwolnił się z pracy. Nie jestem pewien, czy już o tym nie pisałem. Pewnego dnia S. pokłócił się ze swoim przełożonym, powiedział kilka niecenzuralnych słów i wyszedł z firmy. Wrócił po tygodniu żeby zabrać wszystkie papiery. No cóż, on nigdy się nie zmieni. To jednak nie jedyna sytuacja z jego udziałem w roli głównej. Innym razem przyszedł z M do akademika świętować urodziny M. Chyba tylko przypadek sprawił, że mnie wtedy nie było. S. pokłócił się z jakimiś "miśkami", jeden z nich go uderzył, a w ramach rewanżu S. postanowił rozpylić gaśnicę w jego składzie. Syf niesamowity! Wszystko w pianie, straszliwe zamieszanie. Problem w tym, że panowie nie chcieli pozostać dłużni i... wyważyli drzwi do pokoju MoD(tam przeniosło się picie wódki). MoD spał jak zabity, ale M, S i brat T. zostali dość dotkliwie pobici. S. zaczął dzwonić na policję, ale chyba zorientował się że sam jest pijany i policja nie bardzo pomoże.

Innym razem S. przyszedł do mnie z dwiema butelkami wina. Mieliśmy okazję pogadać i oczywiście coś wypić. Niestety wino przerodziło się w wódkę i na święta pojechałem do swojego rodzinnego domu z wielkim kacem. Nie jestem pewien czy to był kac czy jeszcze nietrzeźwość, w każdym razie rodzina chyba coś podejrzewała.

MoD oświadczył się swojej dziewczynie. To z pewnością największa sensacja tego postu. To bardzo dziwne uczucie obserwować te wszystkie zmiany wokół siebie. Dziwne, a zarazem smutne. Już nigdy te nasze kontakty nie będą takie same. Już teraz tęsknię za tym co było 2 lata temu....

T zrobił się gruby i zamknął się w korpo. Jest z nim coraz gorszy kontakt, aczkolwiek, pewnej słonecznej soboty doszło do spontanicznego spotkania między nami. Skończyło się na wódce i wypadem na miasto gdzie do nas dołączył D. Gdzieś w tym całym piciu, pojawił się Grzesiu i brat T. A wszystko zaczęło się od tego, że poszedłem do knajpowego ogródka by poczytać książkę...

Jedna z moich koleżanek - dla Jej i mojego bezpieczeństwa, nie powiem która - zaczęła się spotykać z nowym facetem. Koleżanka zawsze miała problemy z facetami, w jakiś sposób byłem Jej terapeutą i rozmawialiśmy o tym. Jednak teraz kompletnie przesadziła. Pieprzy się ze swoim ginekologiem. Nie żartuję. Facet ją utrzymuje niczym galeriankę - pozwala Jej mieszkać w swoim mieszkaniu, od czasu do czasu kupuje drobne prezenty, a tak w ogóle ma żonę i dwójkę dzieci. Spoko, zdrady się zdarzają, ale przechowywać kochankę w drugim mieszkaniu? Umawiać się z pacjentką, gdy jej "chłopak" siedzi w poczekalni? Nawet dla mnie jest to dużym zaskoczeniem....

Ostatnio bardzo się rozczarowałem sposobem działania polskiej policji. chciałem zgłosić sprawę, która podlega pod kodeks karny, mam wszystkie dowody sugerujące winę podejrzanego, a policja mnie olewa. Kilka razy chodziłem na komisariat i za każdym razem otrzymywałem informację: "proszę przyjść za dwie godziny". Panowie dyżurni mają bardzo standardowy scenariusz odprawiania ludzi. Oczywiście nie odpuściłem. Wyjątkowo nie lubię takiego zbywania, wiec postanowiłem coś z tym zrobić... Dochodzę do wniosku, że narzekania Polaków na funkcjonowanie placówek publicznych są bez sensu. Sposób ich funkcjonowania jest kiepski, bo zwykli obywatele bagatelizują niedopuszczalne zachowania ze strony urzędników. Rozwiązanie jest proste - niezwłocznie zgłaszać sprawy najwyżej gdzie się da, nagłaśniać je i nie bać się. Asertywność daje wyraźne efekty.

W pracy idzie bardzo dobrze. Może to mało skromne, ale myślę, że jestem jednym z najlepszych pracowników w całym dziale. Zbieram wszystkie premie, dostaję specjalne zadania, a ostatnio nawet pojawiają się perspektywy wyjazdu za granice. Jestem zadowolony, bo to dopiero początek mojej kariery, a ja już teraz żyję na dość wysokim poziomie. Co jak co, ale decyzja o wyborze ścieżki edukacji była jedną z moich najlepszych decyzji w życiu.

Zastanawiam się, czy nie zapisać się na kurs szermierki - chciałbym spróbować czegoś nowego. Otworzyła się też perspektywa trenowania jazdy konnej. Nigdy nie próbowałem, więc brzmi zachęcająco. Jedyny minus jest taki, że będę musiał kupić jakiś dziwny strój.

Znowu zacząłem dbać o swoje zdrowie. Biegam, ćwiczę, staram się zdrowo jeść(mniej, więcej...). Jednym zdaniem - wiele się zmieniło, na różnych płaszczyznach życia a zmiany są jak najbardziej pozytywne. No ale wiecie jak to jest; gdy w życiu codziennym zaczyna się układać, człowiek zaczyna interesować się polityką. Szczęśliwe życie jest zbyt nudne do opisywania i dyskusji, trzeba znaleźć jakiś inny temat.

Na koniec mało popularny teledysk do bardzo popularnej piosenki. Ostatnio coś chodzi mi po głowie...


1 komentarz:

  1. Dobrze, że wróciłeś mężczyzno o mordeczo-szyderczym uśmiechu :)

    A.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)