piątek, 28 grudnia 2012

Ciąg dalszy historii o zamrożonej rybie

Zaraz będę pił wódkę z S i MoD. Dawno nie piłem wódki tak bez powodu. Chociaż nie oszukujmy się, powód jest - MoD ma butelkę wódki.

Wczorajszy dzień spędziłem z B. Trochę spacerowaliśmy, później poszliśmy do mnie. MoD nie chciał odpuścić. Przyszedł do mnie i zaczął opowiadać o różnych głupotach, m. in. o tym, że kupił sobie jakąś oprawkę na Biblię. B. miała śmieszną minę gdy tego słuchała, a ja robiłem wszystko, żeby wreszcie sobie poszedł:) W końcu się udało. Chciałem za nim zamknąć drzwi, ale dokładnie w tym momencie wrócił, żeby o coś zapytać...U niego to normalne, że jeśli ktoś z nas przyprowadzi dziewczynę, to MoD będzie męczył. Nie rozumiem go, zwłaszcza, że On sam ma dziewczynę ze swojej grupy apostolskiej...

Akademik nie byłby akademikiem, gdyby S. nie zrobił czegoś głupiego. Przed wyjazdem na święta postanowił, że nie będzie wyłączał z prądu wszystkich urządzeń, wyłączy po prostu korki. Nie pomyślał o tym, że lodówka potrzebuje prądu... S. wraca po świętach, otwiera drzwi do składu i czuje że coś śmierdzi. Smród jak smród, nic nadzwyczajnego, w końcu to jego skład. Wchodzi do pokoju - też coś śmierdzi. Otwiera w kuchni lodówkę - momentalnie odwraca głowę, bo smród jest nie do wytrzymania. Lodówka była pełna jedzenia. Pomidory, ogórki, jakiś ser...wszystko zaczęło się psuć. Najgorszy był zamrażalnik - tam zalegało mnóstwo mięsa. Pod lodówką zrobiła się duża kałuża. S. przypomniał sobie, że kiedyś T.  włożył do zamrażarki zepsutą rybę, a ta przestała uwalniać zapach. S. włączył korki i wszystko zamroził. Byłem przed chwilą u Niego w składzie i widziałem wnętrze lodówki. Rzeczywiście nie śmierdzi tak bardzo, wszędzie jest pleśń, a na dolnej półce chyba rośnie jakiś grzyb, ciężko powiedzieć. Jak dla mnie, tej lodówki nie da się już wyczyścić. W zamrażalniku leży zamrożone mięso w zamarzniętej kałuży powstałej z wcześniejszego rozmrożenia tego mięsa. S. nie przemyślał jednej sprawy - żeby wyczyścić lodówkę, będzie musiał ją rozmrozić:)

Parę dni temu, przez nieuwagę i debilny program pocztowy, skasowałem wszystkie odebrane maile, ze wszystkich siedmiu adresów. Najgorsze jest to, że korzystam z protokołu imap, wiec maile przepadłu również z serwerów. Miałem jakąś kopię, ale program pocztowy wbudowany w Operę jest beznadziejnie napisany i nie potrafi zaimportować mail, które sam wcześniej eksportował. Musiałem długo się bawić, żeby przywrócić część mail. Nie udało się odzyskać wszystkiego, straciłem prawie 2 tys. wiadomości i to ważnych wiadomości. Niektóre z nich były jeszcze z czasów liceum.

Dzisiaj cały dzień programuję. Piszę tą cholerną grę, którą miałem stworzyć. Całe szczęście zostało bardzo niewiele... Już teraz wygląda naprawdę fajnie.

Dzwoniłem właśnie do MoD, zapytałem gdzie jest, odpowiedział, że w pracy. Powiedziałem mu, że chcemy pić wódkę, odpowiedział, że już jedzie:)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Spokojne święta

Miały być trzy wigilie, była jedna. Nie jestem pewien, czy ta dzisiejsza się uda, ale z pewnością będę miał w głowie dobre myśli... Właśnie pisała do mnie B. Myślę o Niej i znowu jestem szczęśliwy.

Wigilia Akademicka była udana. Przyszło ponad 40 osób. Była też dla mnie przełomem. Przyszła B. Wydawało się, że rozejdziemy się na dobre, ale los najwyraźniej chce inaczej.

Jak zwykle, wiele się działo, S. nawet pobił się z kimś, a ja noc wcześniej zrobiłem 260 uszek. Ugotowaliśmy dwa wielkie garnki barszczu. Wszyscy byli zadowoleni i uśmiechnięci. Najprzyjemniejszy był moment dzielenia się opłatkiem - wszyscy składali sobie dobre życzenia, bez względu na to, czy się znali, czy nie. Jedynym nieprzyjemnym incydentem była pani portierka, która rozwaliła imprezę i zaczęła grozić, że wezwie ochronę. Nie chciała nawet podzielić się opłatkiem. Z góry mówię, że nie byłem pijany. Oczywiście byłem dla Niej uprzejmy i miły.

Po powrocie od B. Zacząłem sprzątać. Doliczyłem się dwudziestu butelek wódki i nieskończonej ilości innego szkła. Wysprzątanie samej kuchni zajęło mi dwie godziny, a to dlatego, że S. podczas imprezy wpadł na pomysł, żeby wszędzie rozrzucać pety... Pozbierałem te pety i wysypałem mu na podłodze, ale nawet ich nie zauważył. Był zbyt pijany. Pijany do tego stopnia, że chodził prawie goły po akademiku. Gdy wszedłem do jego pokoju zastałem tam też dziewczynę S. i dziewczynę T. T. poszedł z M. na miasto. Gdy wrócili, chcieli pić wódkę. Na szczęście nic już nie znaleźli.

Daleki kuzyn B. dał mi w prezencie zestaw "eliksirów" z dedykacjami. Bardzo fajny prezent. Zachowam je na pamiątkę. To tylko alkohol, ale bardzo ładnie opakowany.

Ł. jak zwykle nic nie przyniósł. Przyprowadził trzech kumpli, którzy też nic nie przynieśli. Postanowiliśmy, że już Go nie zaprosimy.

Tymczasem czekam na koniec świąt i jadę do Mojego Miasta. Mam ciekawe plany na Sylwestra, najważniejsze, że z B.

środa, 19 grudnia 2012

Byle do końca świata

Gdybym tylko mógł pisać o wszystkim, co się dzieje, byłbym szczęśliwym człowiekiem. Czas coraz szybciej mija, a i roboty nie ubywa. Chciałbym znaleźć motywację i powiem szczerze, że od poniedziałku jest trochę lepiej - z powodu B...

Odezwała się do mnie. Napisała dość długą i piękną wiadomość. Powiedziała, że przyjdzie na wigilię. Poczułem się lepiej. Ba! Nie mogłem uwierzyć, gdy czytałem Tą wiadomość... Chciałbym, żeby to nie były tylko słowa...

Muszę załatwić jeszcze parę rzeczy związanych z Wigilią. Trzeba kupić opłatki, jemiołę, i kilka innych rzeczy. Jutro wieczorem będę robił uszka. Znowu będzie trzeba mielić grzyby za pomocą wyciskarki do czosnku. Z moich obliczeń wynika, że muszę zrobić około 200 uszek. Pewnie skończę nad ranem w czwartek...

Dzisiaj był ostatni trening prze świętami. Jak na ostatni trening przystało, mam pełno siniaków i otarć. Trening trwał aż dwie godziny. Najprawdopodobniej wraz z tym semestrem skończą się treningi karate, a zaczną treningi Muay Thai. Z jednej strony fajnie, bo to ciekawa sztuka walki, z drugiej strony obecny trener, to mój znajomy...

Od kilku dni piszę strasznie popieprzony program w OpenGL. Nienawidzę tej biblioteki. Można w niej zrobić cuda, ale jak do tej pory, ona robi cuda ze mnie. Śpię po dwie godziny na dobę, piję dużo kawy, obiady jadam w nocy, a na głowie pojawiają mi się siwe włosy. Lepiej być nie może. Dobrze, że mogę sobie ponarzekać na blogu.


niedziela, 16 grudnia 2012

"Mientki" dzień

Cholera! Stresuję się. Mam nieskończenie wiele rzeczy do zrobienie, a praca zatrzymała się w miejscu. Nie potrafię nic zrobić od czasu rozstania. Mało tego, martwię się, że B. jednak nie przyjdzie na wigilię. Wiem, że powinienem o tym nie myśleć, wszystko siedzi w mojej podświadomości i jakoś nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Jeszcze dzisiaj dobiła mnie K3, mówiąc, że Jej znajomy po ciężkich przejściach z dziewczyną tak się zraził do kobiet, że dopiero po dwóch latach mógł się z kimś związać. Kurde, od czasów Mojej Byłej minęły chyba już ponad dwa lata, co będzie po B?

Na imprezę zadeklarowało się już ponad 30 osób, a będzie z pewnością więcej. Nie wiem, jak to wszystko ogarnę. Gdyby tylko przyszła B... Czwartkowa impreza może być albo najlepszą dotychczasową imprezą, albo najgorszą. Tak sobie pomyślałem, ze jeśli spełni się ta druga opcja, to piątkowa wigilia może być jeszcze gorsza. Uff, aż strach pomyśleć jak będą wyglądały święta. Najgorsze jest to, że są niewielkie szanse, aby wszystko poszło po mojej myśli.

Mogłem zostać rybakiem. Siedziałbym teraz nad jaką rzeką, łowiłbym ryby i wypuszczał. Nie miałbym nic na głowie. Mi jednak zachciało się pójść na te popieprzone studia i teraz muszę się męczyć. Mógłbym też zostać kowalem, robiłbym coś twórczego, namacalnego, a tak to moje życie to podróżowanie od znajomego do znajomego i naprawianie komputera. Po cholerę jestem taki dobry?! Satysfakcja trwa za krótko, a zupa którą mnie częstują... była dobra, ale przez ten czas zrobiłbym zupę dla całego akademika.

Żeby ruszyć do przodu muszę zrobić sobie postanowienie. Wiem jak ono powinno wyglądać, ale jakoś nie chcę tego sobie powiedzieć, niestety będę musiał - Jeśli B. nie odezwie się do piątku, to całkowicie się izoluję, kasuję Jej numer, blokuję itd... nie dlatego, że Jej nie lubię, ale wręcz przeciwnie, cholernie mi na Niej zależy i chcę Ją jak najlepiej zapamiętać.

Po napisaniu tych kilku akapitów, trochę wyładowałem złe emocje. Spróbuję się coś pouczyć, a jeśli nie wyjdzie, to idę biegać;) "Trzeba być twardym a nie mientkim"!

Robi się z tego brazylijska telenowela, aż sam jestem ciekaw jak się to wszystko zakończy. Szkoda, że nie ma opcji przewijania do przodu.

sobota, 15 grudnia 2012

Rehabilitacja

No tak, Pijaczek wyszedł z akademika, po pięciu minutach wraca i stwierdza, że zapomniał po co wyszedł... Chyba stanowczo za dużo pije.

Nie tylko współlokator pije. Mi też się zdarza. Wczoraj miałem wielki "reset". Napisała do mnie K3 i zaproponowała piwo ze znajomymi. Potrzebowałem tego. Z jednej knajpy nas wyrzucili, więc poszliśmy do innej. Nie mogliśmy się dogadać, rozeszliśmy się, każdy był w innym miejscu, wiec umówiliśmy się w jeszcze innej knajpie. To nie był dobry wybór, bo zaczynał się koncert, bardzo dziwny koncert. Było dwóch facetów i jedna wokalistka, która śpiewała piosenki nie mające większego sensu. Żeby być szczerym, to stwierdzę, że śpiewała tak, jakby wcześniej się naćpała. W życiu nie słyszałem tak popieprzonej muzyki. Przykładowo jedna z piosenek była o tym, że nie wie po co stoi i nogi Ją bolą. Muszę jednak przyznać, że Ona sama(wokalistka) zaskoczyła mnie odwagą. Potrafiła się odnaleźć w tej muzyce i całkiem swobodnie tańczyła, chociaż w dość oryginalny sposób.

Wyszliśmy w trakcie koncertu. Stwierdziliśmy, że w piątkowy wieczór nie znajdziemy pustej knajpy, więc podjęliśmy decyzję, aby kupić alkohol i udać się do Speluny.

Każdy kupił coś dobrego. I prawie każdy się upił. W Spelunie było już sporo osób - może 6, może 10, nie jestem w stanie tego określić. Wszystkie osoby, które były na miejscu, były pijane. Wiedziałem, że potrzebuję się napić i wiedziałem, że to zrealizuję.

Po tym, jak weszliśmy, zrobiło się tłoczno. Przeniosłem się z kilkoma znajomymi do innego pomieszczenia, przestawiłem stół, i otworzyłem butelkę wódki. Tutaj nie będę opisywał co się działo dalej, bo wypiłem morze alkoholu i pierwszy raz od bardzo długiego czasu urwał mi się film.

Obudziłem się na łóżku, przykryty narzutą z fotela...obok kolegi. Czułem zapach papierosów i przeszywające zimno. Ktoś prowadził żywą dyskusję. Wstałem z łóżka i nie zrobiłem nawet kroku, bo potknąłem się o coś(kogoś). Ponownie wstałem i rozejrzałem się po mieszkaniu. W dwóch pozostałych łóżkach spali znajomi ze swoimi(?) dziewczynami. Jedna para już się obudziła. Na którymś fotelu siedział kolega, patrzył w niedokończoną butelkę wódki, palił papierosa i pił herbatę. To miejsce wyglądało jak trupiarnia. Nie wiem kiedy, ale dużo znajomych ulotniło się w ciągu nocy, m. in K3 ze swoim(byłym/obecnym-?) facetem.

Zaparzyłem herbatę, była 8. Po drodze do akademika wskoczyłem do sklepu i za nic nie potrafiłem się dogadać ze sprzedawczynią. Nie mogłem się zdecydować, którą wodę kupić. Gdy brałem prysznic, byłem jeszcze pijany. Kac zaczął się przed chwilą. Niedobrze, o 17 muszę być po drugiej stronie Mojego Miasta. K3. Zaprosiła mnie na obiad i "przy okazji" chce, żebym pomógł Jej z komputerem. Nie wiem, czemu daję się tak wykorzystywać.

W najbliższy czwartek organizuję imprezę. Najprzyjemniejszą imprezę w ciągu roku - wigilię akademicką. Na liście gości jest B... Nie wiem co z tego wyjdzie, nie wiem, czy się zjawi. W sumie, to chciałbym. Tęsknie za Nią, zależy mi na Niej i ciągle myślę o Niej!

Śmiesznie, bo dzień później czeka mnie kolejna wigilia, z tymi znajomymi, z którymi dzisiaj się widziałem. Nie wiem jak ja to przeżyję, szykują się dwa dni ostrego picia, chociaż w czwartek postaram się ograniczać, zobaczymy jak się rozwinie sytuacja. Cieszę się tym, że mam czym zająć ręce. O ironio!

piątek, 14 grudnia 2012

Coś się zaczyna, a coś kończy

Było dobrze, nawet bardzo dobrze - miesiąc szczęścia. Przez kilka lat nie byłem tak szczęśliwy. Starałem się być dla niej tak dobry jak tylko potrafiłem, zresztą sama stwierdziła, że nikt o Nią jeszcze tak nie dbał.

Martwiła mnie tylko jedna rzecz - Jej przeszłość. Za nic nie mogłem się dowiedzieć co się Jej przytrafiło. Wiedziałem tylko, że tak jak ja, miała za sobą jakąś telenowelę.

Było jak w bajce, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Starałem się niczego nie planować, czerpać przyjemność z tego co jest. B. była dla mnie źródłem inspiracji, sprawiła, że ożyłem, zacząłem wierzyć, że wszystko się ułoży.

Zmiana przyszła nieoczekiwanie, dosłownie parę chwil temu. Byłem u Niej, oglądaliśmy film. Podobał Jej się. Oglądając, przytulaliśmy się. Wyszła na chwilę do kuchni i zadzwonił do Niej jakiś znajomy z Grecji. Po tym telefonie powiedziała mi, że nie powinniśmy się dłużej spotykać.

Nie mam siły zastanawiać się, co się stało. Chyba nawet nie chcę wiedzieć. B. powiedziała mi, że nie czuje do mnie tego, co ja czuję do Niej. To z pewnością prawda.

Długo się żegnaliśmy. Widziałem, że miała łzy w oczach, ale nie potrafię powiedzieć z jakiego powodu. Życzyłem Jej szczęścia, a po jakimś czasie wyszedłem.

Dopiero po przyjściu do akademika zrozumiałem to co się wydarzyło. Cholernie boli. Dużo czasu minęło, zanim znalazłem kobietę, której jestem w stanie zaufać. Teraz będzie mi jeszcze trudniej. Kurde, zauroczyłem się w Niej i zrobiłem wszystko co mogłem zrobić! Skoro to nie wystarczyło, tzn. że już nic nie mogę zrobić. Chciałbym zobojętnieć, być człowiekiem, który nie przejmuje się niczym. Spróbuję, to chyba rzecz, którą powinienem zrobić.

Może nie myślę trzeźwo, ale pomimo wszystkiego i tak bardzo dobrze wspominam ten "związek". Byłem szczęśliwy, B. dokonała czegoś, czego nie zaznałem przez długi czas. Zresztą jest w pewien sposób podobna do mnie, czuję, że ma spory bagaż doświadczeń. W pewien sposób się rozumiemy.

Boli straszliwie, ale te wspólne chwile warte były tego bólu, ta kobieta jest magiczna, ma w sobie coś niezwykłego. Ciągle się łudzę, że może będziemy razem, ale chyba lepiej nie robić sobie nadziei, nie sądzę, żeby zmieniła zdanie.

Dlaczego nie założyłem jeszcze nowego bloga? Bo nie mam czasu, a w świetle powyższych wydarzeń nowy blog chyba nie ma sensu, muszę najpierw uporać się z rzeczywistością, która jest do dupy. Chciałbym zasnąć, ale chyba nie potrafię. I jak to zwykle bywa - pisanie przynosi mi ulgę...

sobota, 8 grudnia 2012

Nowy blog

Dotrzymuję słowa, nowy blog już niebawem:)