piątek, 28 grudnia 2012

Ciąg dalszy historii o zamrożonej rybie

Zaraz będę pił wódkę z S i MoD. Dawno nie piłem wódki tak bez powodu. Chociaż nie oszukujmy się, powód jest - MoD ma butelkę wódki.

Wczorajszy dzień spędziłem z B. Trochę spacerowaliśmy, później poszliśmy do mnie. MoD nie chciał odpuścić. Przyszedł do mnie i zaczął opowiadać o różnych głupotach, m. in. o tym, że kupił sobie jakąś oprawkę na Biblię. B. miała śmieszną minę gdy tego słuchała, a ja robiłem wszystko, żeby wreszcie sobie poszedł:) W końcu się udało. Chciałem za nim zamknąć drzwi, ale dokładnie w tym momencie wrócił, żeby o coś zapytać...U niego to normalne, że jeśli ktoś z nas przyprowadzi dziewczynę, to MoD będzie męczył. Nie rozumiem go, zwłaszcza, że On sam ma dziewczynę ze swojej grupy apostolskiej...

Akademik nie byłby akademikiem, gdyby S. nie zrobił czegoś głupiego. Przed wyjazdem na święta postanowił, że nie będzie wyłączał z prądu wszystkich urządzeń, wyłączy po prostu korki. Nie pomyślał o tym, że lodówka potrzebuje prądu... S. wraca po świętach, otwiera drzwi do składu i czuje że coś śmierdzi. Smród jak smród, nic nadzwyczajnego, w końcu to jego skład. Wchodzi do pokoju - też coś śmierdzi. Otwiera w kuchni lodówkę - momentalnie odwraca głowę, bo smród jest nie do wytrzymania. Lodówka była pełna jedzenia. Pomidory, ogórki, jakiś ser...wszystko zaczęło się psuć. Najgorszy był zamrażalnik - tam zalegało mnóstwo mięsa. Pod lodówką zrobiła się duża kałuża. S. przypomniał sobie, że kiedyś T.  włożył do zamrażarki zepsutą rybę, a ta przestała uwalniać zapach. S. włączył korki i wszystko zamroził. Byłem przed chwilą u Niego w składzie i widziałem wnętrze lodówki. Rzeczywiście nie śmierdzi tak bardzo, wszędzie jest pleśń, a na dolnej półce chyba rośnie jakiś grzyb, ciężko powiedzieć. Jak dla mnie, tej lodówki nie da się już wyczyścić. W zamrażalniku leży zamrożone mięso w zamarzniętej kałuży powstałej z wcześniejszego rozmrożenia tego mięsa. S. nie przemyślał jednej sprawy - żeby wyczyścić lodówkę, będzie musiał ją rozmrozić:)

Parę dni temu, przez nieuwagę i debilny program pocztowy, skasowałem wszystkie odebrane maile, ze wszystkich siedmiu adresów. Najgorsze jest to, że korzystam z protokołu imap, wiec maile przepadłu również z serwerów. Miałem jakąś kopię, ale program pocztowy wbudowany w Operę jest beznadziejnie napisany i nie potrafi zaimportować mail, które sam wcześniej eksportował. Musiałem długo się bawić, żeby przywrócić część mail. Nie udało się odzyskać wszystkiego, straciłem prawie 2 tys. wiadomości i to ważnych wiadomości. Niektóre z nich były jeszcze z czasów liceum.

Dzisiaj cały dzień programuję. Piszę tą cholerną grę, którą miałem stworzyć. Całe szczęście zostało bardzo niewiele... Już teraz wygląda naprawdę fajnie.

Dzwoniłem właśnie do MoD, zapytałem gdzie jest, odpowiedział, że w pracy. Powiedziałem mu, że chcemy pić wódkę, odpowiedział, że już jedzie:)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Spokojne święta

Miały być trzy wigilie, była jedna. Nie jestem pewien, czy ta dzisiejsza się uda, ale z pewnością będę miał w głowie dobre myśli... Właśnie pisała do mnie B. Myślę o Niej i znowu jestem szczęśliwy.

Wigilia Akademicka była udana. Przyszło ponad 40 osób. Była też dla mnie przełomem. Przyszła B. Wydawało się, że rozejdziemy się na dobre, ale los najwyraźniej chce inaczej.

Jak zwykle, wiele się działo, S. nawet pobił się z kimś, a ja noc wcześniej zrobiłem 260 uszek. Ugotowaliśmy dwa wielkie garnki barszczu. Wszyscy byli zadowoleni i uśmiechnięci. Najprzyjemniejszy był moment dzielenia się opłatkiem - wszyscy składali sobie dobre życzenia, bez względu na to, czy się znali, czy nie. Jedynym nieprzyjemnym incydentem była pani portierka, która rozwaliła imprezę i zaczęła grozić, że wezwie ochronę. Nie chciała nawet podzielić się opłatkiem. Z góry mówię, że nie byłem pijany. Oczywiście byłem dla Niej uprzejmy i miły.

Po powrocie od B. Zacząłem sprzątać. Doliczyłem się dwudziestu butelek wódki i nieskończonej ilości innego szkła. Wysprzątanie samej kuchni zajęło mi dwie godziny, a to dlatego, że S. podczas imprezy wpadł na pomysł, żeby wszędzie rozrzucać pety... Pozbierałem te pety i wysypałem mu na podłodze, ale nawet ich nie zauważył. Był zbyt pijany. Pijany do tego stopnia, że chodził prawie goły po akademiku. Gdy wszedłem do jego pokoju zastałem tam też dziewczynę S. i dziewczynę T. T. poszedł z M. na miasto. Gdy wrócili, chcieli pić wódkę. Na szczęście nic już nie znaleźli.

Daleki kuzyn B. dał mi w prezencie zestaw "eliksirów" z dedykacjami. Bardzo fajny prezent. Zachowam je na pamiątkę. To tylko alkohol, ale bardzo ładnie opakowany.

Ł. jak zwykle nic nie przyniósł. Przyprowadził trzech kumpli, którzy też nic nie przynieśli. Postanowiliśmy, że już Go nie zaprosimy.

Tymczasem czekam na koniec świąt i jadę do Mojego Miasta. Mam ciekawe plany na Sylwestra, najważniejsze, że z B.

środa, 19 grudnia 2012

Byle do końca świata

Gdybym tylko mógł pisać o wszystkim, co się dzieje, byłbym szczęśliwym człowiekiem. Czas coraz szybciej mija, a i roboty nie ubywa. Chciałbym znaleźć motywację i powiem szczerze, że od poniedziałku jest trochę lepiej - z powodu B...

Odezwała się do mnie. Napisała dość długą i piękną wiadomość. Powiedziała, że przyjdzie na wigilię. Poczułem się lepiej. Ba! Nie mogłem uwierzyć, gdy czytałem Tą wiadomość... Chciałbym, żeby to nie były tylko słowa...

Muszę załatwić jeszcze parę rzeczy związanych z Wigilią. Trzeba kupić opłatki, jemiołę, i kilka innych rzeczy. Jutro wieczorem będę robił uszka. Znowu będzie trzeba mielić grzyby za pomocą wyciskarki do czosnku. Z moich obliczeń wynika, że muszę zrobić około 200 uszek. Pewnie skończę nad ranem w czwartek...

Dzisiaj był ostatni trening prze świętami. Jak na ostatni trening przystało, mam pełno siniaków i otarć. Trening trwał aż dwie godziny. Najprawdopodobniej wraz z tym semestrem skończą się treningi karate, a zaczną treningi Muay Thai. Z jednej strony fajnie, bo to ciekawa sztuka walki, z drugiej strony obecny trener, to mój znajomy...

Od kilku dni piszę strasznie popieprzony program w OpenGL. Nienawidzę tej biblioteki. Można w niej zrobić cuda, ale jak do tej pory, ona robi cuda ze mnie. Śpię po dwie godziny na dobę, piję dużo kawy, obiady jadam w nocy, a na głowie pojawiają mi się siwe włosy. Lepiej być nie może. Dobrze, że mogę sobie ponarzekać na blogu.


niedziela, 16 grudnia 2012

"Mientki" dzień

Cholera! Stresuję się. Mam nieskończenie wiele rzeczy do zrobienie, a praca zatrzymała się w miejscu. Nie potrafię nic zrobić od czasu rozstania. Mało tego, martwię się, że B. jednak nie przyjdzie na wigilię. Wiem, że powinienem o tym nie myśleć, wszystko siedzi w mojej podświadomości i jakoś nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Jeszcze dzisiaj dobiła mnie K3, mówiąc, że Jej znajomy po ciężkich przejściach z dziewczyną tak się zraził do kobiet, że dopiero po dwóch latach mógł się z kimś związać. Kurde, od czasów Mojej Byłej minęły chyba już ponad dwa lata, co będzie po B?

Na imprezę zadeklarowało się już ponad 30 osób, a będzie z pewnością więcej. Nie wiem, jak to wszystko ogarnę. Gdyby tylko przyszła B... Czwartkowa impreza może być albo najlepszą dotychczasową imprezą, albo najgorszą. Tak sobie pomyślałem, ze jeśli spełni się ta druga opcja, to piątkowa wigilia może być jeszcze gorsza. Uff, aż strach pomyśleć jak będą wyglądały święta. Najgorsze jest to, że są niewielkie szanse, aby wszystko poszło po mojej myśli.

Mogłem zostać rybakiem. Siedziałbym teraz nad jaką rzeką, łowiłbym ryby i wypuszczał. Nie miałbym nic na głowie. Mi jednak zachciało się pójść na te popieprzone studia i teraz muszę się męczyć. Mógłbym też zostać kowalem, robiłbym coś twórczego, namacalnego, a tak to moje życie to podróżowanie od znajomego do znajomego i naprawianie komputera. Po cholerę jestem taki dobry?! Satysfakcja trwa za krótko, a zupa którą mnie częstują... była dobra, ale przez ten czas zrobiłbym zupę dla całego akademika.

Żeby ruszyć do przodu muszę zrobić sobie postanowienie. Wiem jak ono powinno wyglądać, ale jakoś nie chcę tego sobie powiedzieć, niestety będę musiał - Jeśli B. nie odezwie się do piątku, to całkowicie się izoluję, kasuję Jej numer, blokuję itd... nie dlatego, że Jej nie lubię, ale wręcz przeciwnie, cholernie mi na Niej zależy i chcę Ją jak najlepiej zapamiętać.

Po napisaniu tych kilku akapitów, trochę wyładowałem złe emocje. Spróbuję się coś pouczyć, a jeśli nie wyjdzie, to idę biegać;) "Trzeba być twardym a nie mientkim"!

Robi się z tego brazylijska telenowela, aż sam jestem ciekaw jak się to wszystko zakończy. Szkoda, że nie ma opcji przewijania do przodu.

sobota, 15 grudnia 2012

Rehabilitacja

No tak, Pijaczek wyszedł z akademika, po pięciu minutach wraca i stwierdza, że zapomniał po co wyszedł... Chyba stanowczo za dużo pije.

Nie tylko współlokator pije. Mi też się zdarza. Wczoraj miałem wielki "reset". Napisała do mnie K3 i zaproponowała piwo ze znajomymi. Potrzebowałem tego. Z jednej knajpy nas wyrzucili, więc poszliśmy do innej. Nie mogliśmy się dogadać, rozeszliśmy się, każdy był w innym miejscu, wiec umówiliśmy się w jeszcze innej knajpie. To nie był dobry wybór, bo zaczynał się koncert, bardzo dziwny koncert. Było dwóch facetów i jedna wokalistka, która śpiewała piosenki nie mające większego sensu. Żeby być szczerym, to stwierdzę, że śpiewała tak, jakby wcześniej się naćpała. W życiu nie słyszałem tak popieprzonej muzyki. Przykładowo jedna z piosenek była o tym, że nie wie po co stoi i nogi Ją bolą. Muszę jednak przyznać, że Ona sama(wokalistka) zaskoczyła mnie odwagą. Potrafiła się odnaleźć w tej muzyce i całkiem swobodnie tańczyła, chociaż w dość oryginalny sposób.

Wyszliśmy w trakcie koncertu. Stwierdziliśmy, że w piątkowy wieczór nie znajdziemy pustej knajpy, więc podjęliśmy decyzję, aby kupić alkohol i udać się do Speluny.

Każdy kupił coś dobrego. I prawie każdy się upił. W Spelunie było już sporo osób - może 6, może 10, nie jestem w stanie tego określić. Wszystkie osoby, które były na miejscu, były pijane. Wiedziałem, że potrzebuję się napić i wiedziałem, że to zrealizuję.

Po tym, jak weszliśmy, zrobiło się tłoczno. Przeniosłem się z kilkoma znajomymi do innego pomieszczenia, przestawiłem stół, i otworzyłem butelkę wódki. Tutaj nie będę opisywał co się działo dalej, bo wypiłem morze alkoholu i pierwszy raz od bardzo długiego czasu urwał mi się film.

Obudziłem się na łóżku, przykryty narzutą z fotela...obok kolegi. Czułem zapach papierosów i przeszywające zimno. Ktoś prowadził żywą dyskusję. Wstałem z łóżka i nie zrobiłem nawet kroku, bo potknąłem się o coś(kogoś). Ponownie wstałem i rozejrzałem się po mieszkaniu. W dwóch pozostałych łóżkach spali znajomi ze swoimi(?) dziewczynami. Jedna para już się obudziła. Na którymś fotelu siedział kolega, patrzył w niedokończoną butelkę wódki, palił papierosa i pił herbatę. To miejsce wyglądało jak trupiarnia. Nie wiem kiedy, ale dużo znajomych ulotniło się w ciągu nocy, m. in K3 ze swoim(byłym/obecnym-?) facetem.

Zaparzyłem herbatę, była 8. Po drodze do akademika wskoczyłem do sklepu i za nic nie potrafiłem się dogadać ze sprzedawczynią. Nie mogłem się zdecydować, którą wodę kupić. Gdy brałem prysznic, byłem jeszcze pijany. Kac zaczął się przed chwilą. Niedobrze, o 17 muszę być po drugiej stronie Mojego Miasta. K3. Zaprosiła mnie na obiad i "przy okazji" chce, żebym pomógł Jej z komputerem. Nie wiem, czemu daję się tak wykorzystywać.

W najbliższy czwartek organizuję imprezę. Najprzyjemniejszą imprezę w ciągu roku - wigilię akademicką. Na liście gości jest B... Nie wiem co z tego wyjdzie, nie wiem, czy się zjawi. W sumie, to chciałbym. Tęsknie za Nią, zależy mi na Niej i ciągle myślę o Niej!

Śmiesznie, bo dzień później czeka mnie kolejna wigilia, z tymi znajomymi, z którymi dzisiaj się widziałem. Nie wiem jak ja to przeżyję, szykują się dwa dni ostrego picia, chociaż w czwartek postaram się ograniczać, zobaczymy jak się rozwinie sytuacja. Cieszę się tym, że mam czym zająć ręce. O ironio!

piątek, 14 grudnia 2012

Coś się zaczyna, a coś kończy

Było dobrze, nawet bardzo dobrze - miesiąc szczęścia. Przez kilka lat nie byłem tak szczęśliwy. Starałem się być dla niej tak dobry jak tylko potrafiłem, zresztą sama stwierdziła, że nikt o Nią jeszcze tak nie dbał.

Martwiła mnie tylko jedna rzecz - Jej przeszłość. Za nic nie mogłem się dowiedzieć co się Jej przytrafiło. Wiedziałem tylko, że tak jak ja, miała za sobą jakąś telenowelę.

Było jak w bajce, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Starałem się niczego nie planować, czerpać przyjemność z tego co jest. B. była dla mnie źródłem inspiracji, sprawiła, że ożyłem, zacząłem wierzyć, że wszystko się ułoży.

Zmiana przyszła nieoczekiwanie, dosłownie parę chwil temu. Byłem u Niej, oglądaliśmy film. Podobał Jej się. Oglądając, przytulaliśmy się. Wyszła na chwilę do kuchni i zadzwonił do Niej jakiś znajomy z Grecji. Po tym telefonie powiedziała mi, że nie powinniśmy się dłużej spotykać.

Nie mam siły zastanawiać się, co się stało. Chyba nawet nie chcę wiedzieć. B. powiedziała mi, że nie czuje do mnie tego, co ja czuję do Niej. To z pewnością prawda.

Długo się żegnaliśmy. Widziałem, że miała łzy w oczach, ale nie potrafię powiedzieć z jakiego powodu. Życzyłem Jej szczęścia, a po jakimś czasie wyszedłem.

Dopiero po przyjściu do akademika zrozumiałem to co się wydarzyło. Cholernie boli. Dużo czasu minęło, zanim znalazłem kobietę, której jestem w stanie zaufać. Teraz będzie mi jeszcze trudniej. Kurde, zauroczyłem się w Niej i zrobiłem wszystko co mogłem zrobić! Skoro to nie wystarczyło, tzn. że już nic nie mogę zrobić. Chciałbym zobojętnieć, być człowiekiem, który nie przejmuje się niczym. Spróbuję, to chyba rzecz, którą powinienem zrobić.

Może nie myślę trzeźwo, ale pomimo wszystkiego i tak bardzo dobrze wspominam ten "związek". Byłem szczęśliwy, B. dokonała czegoś, czego nie zaznałem przez długi czas. Zresztą jest w pewien sposób podobna do mnie, czuję, że ma spory bagaż doświadczeń. W pewien sposób się rozumiemy.

Boli straszliwie, ale te wspólne chwile warte były tego bólu, ta kobieta jest magiczna, ma w sobie coś niezwykłego. Ciągle się łudzę, że może będziemy razem, ale chyba lepiej nie robić sobie nadziei, nie sądzę, żeby zmieniła zdanie.

Dlaczego nie założyłem jeszcze nowego bloga? Bo nie mam czasu, a w świetle powyższych wydarzeń nowy blog chyba nie ma sensu, muszę najpierw uporać się z rzeczywistością, która jest do dupy. Chciałbym zasnąć, ale chyba nie potrafię. I jak to zwykle bywa - pisanie przynosi mi ulgę...

sobota, 8 grudnia 2012

Nowy blog

Dotrzymuję słowa, nowy blog już niebawem:)

środa, 21 listopada 2012

niedziela, 18 listopada 2012

środa, 14 listopada 2012

Palenie stolicy jako forma patriotyzmu

To ciekawe, za moimi drzwiami, gdzieś na korytarzu, płacze sobie dziewczyna. Nie wiem, co jest powodem, po prostu sobie płacze. Słyszę jakieś stłumione dźwięki świadczące o tym, że przy tej dziewczynie jest jej koleżanka i jakiś facet. Zastanawiam się, co by się stało, gdybym włączył na cały głos "Don't cry" zespołu Guns N' Roses. Oczywiście nie zrobię tego, bo współlokatorzy śpią, poza tym nie wiem o co chodzi. A jeśli tej dziewczynie zmarł ktoś bliski?

Przepraszam Was, że tak rzadko piszę, mam poważne problemy z czasem, a co najważniejsze, wcale się nie obijam. Wyjątek stanowią treningi - po nich dość często jestem obity. Dzisiaj było dość intensywnie, dla odmiany ćwiczyliśmy walkę w parterze. Trafiłem na dość dobrego przeciwnika i za nic nie mogłem go pokonać. W pewnym momencie zaczął mnie dusić tak, że teraz mam problemy z przełykaniem czegokolwiek. Nie zdążyłem odklepać na czas.

Minione dni nie wyglądały dość ciekawie, cały czas siedziałem przy komputerze i instalowałem jakieś "gówno", zresztą dość interesujące, bo gdy udało mi się to poprawnie zainstalować, okazało się, że jest niezwykle użytecznym narzędziem.

Dzisiaj wieczorem znalazłem chwilę czasu, żeby zobaczyć nagrania z "Marszu niepodległości". Muszę przyznać, że Warszawa potrafi być ciekawa. Osobiście nigdy tam nie byłem, ale chyba nie chcę tego zmieniać. Nie rozumiem dlaczego władze miasta udzielają zgody na takie demonstracje, przecież te zamieszki były do przewidzenia. Ciekawe, czy za rok będzie to samo. Dzień Niepodległości w naszym kraju raczej nie jest szanowany. Wszystkich chuliganów najchętniej bym rozstrzelał, ale niestety nie ja decyduję o ich losie. Gdy tak sobie czytam/słucham/oglądam codzienne wiadomości z Polski, coraz częściej mam wrażenie, że nasze kochane państwo jest bardzo podobne do Rosji - to stan umysłu a nie kraj.

niedziela, 11 listopada 2012

Uwaga, Geek!

Zacznę od tego, że w piątek byłem na siłowni pierwszy raz od dłuższego czasu zrobiłem bardzo intensywny trening. Intensywny do tego stopnia, że po serii brzuszków zaczęło mi się zbierać na wymioty. Na szczęście opanowałem sytuację i trochę zmniejszyłem bieg. Teraz dopiero odczuwam, że wczoraj stanowczo przesadziłem.

Nie wiem jak to się stało, że straciłem cały wieczór. Chciałem coś zrobić, ale nie zrobiłem nic, martwi mnie to, muszę inaczej zagospodarować czas.

Poszedłem spać o 5. Mniej więcej o tej porze przyszedł pijany współlokator - Pijaczek. Wpadł w jakiś cug alkoholowy, dzisiaj też go nie ma - pije. Drugi współlokator wciąż w domu, zachorował na ospę.

O 11. obudził mnie S. bo chciał jechać na zakupy. Bardzo mi to nie pasowało, ale w końcu mnie przekonał, tyle, że to ja wybrałem gdzie pojedziemy. Znalazłem jakieś olbrzymie targowisko, na którym można było kupić wszystko. Byliśmy zadowoleni, ale pojechaliśmy jeszcze do supermarketu na zakupy spożywcze. W supermarkecie odkryłem ciekawą promocję na zupki chińskie, więc wziąłem 20. Znalazłem też mopa, którego ostatnio bardzo potrzebuję. Dopiero, gdy dojechałem do akademika, zorientowałem się, że zapłaciłem więcej niż powinienem. Zupki, które powinny być na promocji, były w normalnej cenie. Gdybym był na miejscu, to pewnie bym się wykłócił, ale było już za późno.

Niedawno wpadłem na pomysł, żeby coś ze sobą zrobić i zapisałem się na spotkanie pewnej, nowo powstałej organizacji, chociaż ciężko nazwać to organizacją. Organizacja, a właściwie klub ma dość duży zasięg, a my mamy zamiar stworzyć lokalny oddział. W mojej opinii ma to duże szanse powodzenia, dlatego poszedłem na dzisiejsze spotkanie. Klub ten zajmuje się tematyką związaną z informatyką - wybaczcie, ale więcej nie mogę powiedzieć.

Spotkanie miało się odbyć w nieznanej mi knajpie. Trafiłem na miejsce z pięciominutowym spóźnieniem. Wchodzę do knajpy - wydaje się być normalnie, idę dalej - a tam pomieszczenie w którym znajduje się około dwudziestu informatyków. Zaniemówiłem! Wszyscy mieli otwarte laptopy i patrzyli na mnie jak na intruza, żeby zrobiło się normalniej musiałem wyciągnąć swojego laptopa;) Ciekawie musieli to postrzegać normalni ludzie, to chyba dość niezwykły widok, tym bardziej niezwykły, że wspomnieni informatycy byli w różnym wieku i wielu z nich wyglądało jakby wyszli z szamba... Wyobraźcie sobie, że gdzieś pośrodku tego geek-tłumu, znalazła się para, która wybrała się do knajpy na randkę... Chyba dziwnie się poczuli, gdy wszyscy zaczęli programować i mówić o bardzo dziwnych rzeczach:-) "Zagubieni zakochani" dość szybko opuścili to miejsce.

Był jeden wykład tematyczny, z którego dużo wyniosłem. Jakkolwiek dziwne było towarzystwo, trzeba przyznać, że Ci ludzie mają olbrzymią wiedzę. Wkurza mnie zachowanie co niektórych, bo albo opowiadają nieśmieszne kawały, albo przechwalają się czego to nie potrafią, jednak z niektórymi da się rozmawiać. Duża część ma już żony, niektórzy nawet dzieci. Wśród tych ludzi są zwykli programiści, ale też administratorzy sieci. Poznałem nawet faceta, który jest kierownikiem czegoś tam;-) Oczywiście są też zwykli śmiertelnicy.

Po "wykładzie" przyszedł czas na integrację. Ci, którzy pili piwo, byli w miarę rozmowni. Tych, którzy pili sok, najlepiej byłoby wysłać na jakiś kurs pt. "jak zapuścić brodę", albo "prawiczek też może zostać mężczyzną".

Przez cały czas czułem się cholernie dziwnie. To wyglądało jak speed dating dla geeków. Co jakiś czas podchodził ktoś nowy i mówił coś o informatyce. Z jednej strony byłem zszokowany, z drugiej - zafascynowany, to było ciekawe, chociażby z socjologicznego punktu widzenia. Śmieszne jest to, że w naszym gronie była jedna kobieta. Nie zdążyłem jednak z Nią pogadać, bo pomysł wyjścia z tej knajpy coraz bardziej mnie przekonywał.

Pomimo totalnej abstrakcji myślę, że będę chodził na te spotkania. Mogę się dużo nauczyć, a o to przede wszystkim mi chodzi. Zresztą fajnie byłoby być jednym z "członków założycieli" organizacji, która ma duży potencjał.

Żeby ciekawie zakończyć ten wpis to tylko dodam, że razem ze mną z knajpy wychodził facet przebrany za...krowę!:-)

piątek, 9 listopada 2012

Zdrowie solenizanta!

W środę S. miał urodziny. Jak to bywa przy takich okazjach, nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, pojawia się alkohol. Sam solenizant nie miał ochoty na picie, bo był(i jest) chory, i na dodatek powinien pracować na drugi dzień, ale to była siła wyższa.

Zaczęli picie beze mnie, bo ja poszedłem do B. - tym razem zaprosiła mnie do swojego mieszkania. Uwielbiam się z Nią spotykać. Niestety tym razem wpadłem tylko na chwilę. Bardzo miło mnie przywitała i trochę się zagadaliśmy. Miałem szybko wyjść, ale jakoś tak wyszło, ze siedziałem tam godzinę.  Gdybym mógł, siedziałbym o wiele dłużej, ale wiedziałem, że B. ma pracę i nie chciałem Jej męczyć.

Wracając od B., spotkałem S. i T. idących po alkohol. Zdążyli wszystko wypić...

Długo walczyłem ze sobą i poniosłem porażkę. Zamiast się uczyć, dołączyłem do zgromadzenia. Głupio odmówić koledze.

Nie opiłem się jakoś specjalnie, ale w połączeniu ze zmęczeniem, mój organizm miał spore problemy w skupieniu się na późniejszym programowaniu. Sam nie wiem, kiedy znalazłem się w łóżku. Z pewnością było to po godzinie 4.

W czwartek musiałem wstać o 9. i od razu udać się na uczelnię. Nie lubię tego! Po raz szósty próbowałem odebrać swój indeks, ale Pani z dziekanatu powiedziała, żebym przyszedł później. Przyszedłem później, ale indeksu nie było. Jeszcze później Pani z dziekanatu zadzwoniła do mnie żeby wyjaśnić jakieś niejasności. O 15. miałem jeszcze następny telefon, z którego dowiedziałem się, że muszę donieść kolejne podanie. Mam już tego dość! Jeśli oglądaliście Monty Pythona, to Ministerstwo Dziwnych Kroków jest instytucją, która przypomina mój wydział.

Jednak najlepiej bawił się S. Wrócił do akademika nad ranem, a gdy do Niego przyszedłem o 10. To leżał w łóżku w bardzo dziwnej pozycji. Przez pół godziny próbowaliśmy z Nim nawiązać kontakt, ale nic do Niego nie docierało. Dopiero gdy opróżnił zawartość swojego żołądka był w stanie coś powiedzieć. problem w tym, że nic nie było słychać, jego głos zmienił się nie do poznania. To jednak nie przeszkodziło w tym, aby chwilę później napić się whiskey. Wieczorem pił ze mną wino i ruskie szampany...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jakoś tak inaczej, lepiej...

Wróciłem Do Mojego Miasta i wreszcie mam dostęp do internetu. Gdy byłem offline, również pisałem i poniżej to prezentuję. Dopiero teraz mam chwilę czasu, wcześniej byłem u siostry i naprawiałem Jej komputer a później spotkałem się z B.

Znowu było magicznie. Wszystko idzie powoli, ale wiem, że nie mogę tego przyśpieszyć, cieszymy się tym etapem związku, poznajemy się, i rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy. Tym razem byliśmy na długim spacerze, ciężko to wszystko opisać, to trzeba przeżyć. Nawet gdybym spróbował to opisać, to z pewnością nie czulibyście tego, co ja czułem. Mogę tylko napisać, że fajnie się czuję:-)

sobota, 3 listopada 2012

Moja historia cz. 0

Jestem odcięty od internetu, nie mam co robić, więc wreszcie postanowiłem opisać fragment mojego życia, którego nigdy wcześniej nie opisywałem. Historia jest długa, więc proszę o cierpliwość. To też taka nagroda dla stałych czytelników, za to, że tak długo śledzili mojego bloga.

Wszystko, a właściwie to, co istotne, zaczęło się w 6. klasie podstawówki. Byłem dość zdolnym dzieciakiem, jednak 6. klasa była momentem chwilowego pogorszenia w nauce. Szkoła do której uczęszczałem znajdowała się ok. 8 km od mojego domu, chodziłem tam od 4. klasy podstawówki, czasami jeździłem razem z mamą, która jadąc do pracy przejeżdżała koło mojej szkoły.

Historię, którą chciałbym opowiedzieć zacznę od pewnej szkolnej wycieczki. Wszystko, co wydarzyło się wcześniej potraktujcie jako zamierzchłe czasy, o których raczej nigdy niczego się nie dowiecie. A wycieczka była ważna, ponieważ na niej poznałem dziewczynę - moją pierwszą miłość :-)

Byłem rocznikiem, który niestety załapał się na gimnazjum. Była 6. klasa, wiedziałem, że za kilka miesięcy zacznie się 1. klasa gimnazjum i dołączą do nas nowe osoby z pobliskiej wsi, w której edukacja kończyła się na podstawówce. Wiadome było nawet jak będą nazywały się te osoby - lista była wywieszona na którejś z tablic informacyjnych. Pamiętam jak z kolegami przeglądałem tą listę i komentowaliśmy ją. Była na niej ciekawa pozycja, ponieważ na podstawie imienia i nazwiska nie można było stwierdzić, czy dana osoba jest chłopakiem, czy dziewczyną. Nie wiem czemu powiedziałem kolegom, że to dziewczyna.

Był maj, wychowawczyni zaproponowała wycieczkę autobusową. Wśród uczestników, miały być osoby, które dołączą do naszej klasy w przyszłym roku szkolnym. Nie było inaczej. Gdy autobus podjechał na przystanek, było w nim kilka dziewczyn. Szczególną uwagę zwróciłem na krótko ściętą, niską brunetkę, o ciekawych rysach twarzy. Nie mam pojęcia dlaczego akurat na Nią zwróciłem uwagę. Kolega zapytał mnie, która to dziewczyna, co ma nazwisko brzmiące jak imię faceta. Wskazałem na tą, na którą zwróciłem uwagę. Sama wycieczka nie zapadła mi szczególnie w pamięć. Jedyne co mnie fascynowało, to tyłek tej dziewczyny - taki był ze mnie mały zboczeniec ;)

Minęła wycieczka, minęła również 6. klasa. Wakacje były nudne jak zwykle - siedziałem na wsi i pomagałem rodzicom. Byłem wkurzony, bo szkołę zakończyłem ze średnią 5.0, a mama była niezadowolona.

Gimnazjum nie różniło się od podstawówki, poza tym, że troszkę zmienił się skład klasy. Do innej klasy odeszli najbardziej agresywni uczniowie, a przyszli Ci, z niedalekiej wsi. Wtedy zaczął się powolny okres fascynacji poznaną na wycieczce dziewczyną. Nie miałem żadnego doświadczenia, nie wiedziałem, co należy zrobić. To było bardzo platoniczne i niedojrzałe. Przez dwa lata obserwowałem Ją, ale nie potrafiłem nic z tym zrobić. Wstydziłem się, to było dla mnie nowe i niezwykłe. Przed tym okresem twardo upierałem się, że dziewczyny są be!

Minęły dwa lata gimnazjum, nic się nie zmieniło, za to ja coraz lepiej się uczyłem i na koniec drugiej klasy miałem średnią 5.4. Postanowiłem, że w kolejnym roku szkolnym dam z siebie wszystko jeśli chodzi o naukę, a w przypadku mojej wybranki, będę chciał coś z tym zrobić. Startowałem chyba we wszystkich możliwych konkursach i olimpiadach, poza konkursami z języka polskiego, biologii i niemieckiego. Najbardziej upodobałem sobie matematykę, jednak to nie z tego przedmiotu odnosiłem największe sukcesy. Działałem w samorządzie szkolnym, ale nie miałem tam żadnej poważnej funkcji. Dlaczego byłem tak aktywny? Bo chciałem zaimponować wspomnianej dziewczynie. Dowiedziałem się kiedy ma urodziny i imieniny, złożyłem Jej życzenia. Pamiętam, że gdy kiedyś o Niej mówiłem, jedna z Jej koleżanek zapytała: "Ty się w Niej zakochałeś, że tak ciągle o Niej mówisz?" I wtedy popełniłem błąd - zaprzeczyłem i przestałem o Niej mówić.

Okazja nadarzyła się pod koniec roku, gdy już miałem pewną sytuację prawie ze wszystkich przedmiotów, a Ona potrzebowała pomocy z matematyki. Dowiedziałem się o tym w przypadkowej rozmowie na szkolnym korytarzu. Poprosiła mnie o zrobienie jakiś zadań. Ale byłem głupi! Nie dość, że Jej pomogłem, to byłem w siódmym niebie, bo przez chwilę z Nią rozmawiałem. Na drugi dzień przyniosłem jej dwadzieścia kartek z rozwiązanymi zadaniami - była zaskoczona. Nie pamiętam co było później. Chyba zdała tą matematykę, ale nie mieliśmy okazji pogadać. Kończył się rok szkolny, więc podjąłem pierwszą (prawie) dojrzałą decyzję - spotkam się z Nią i powiem, co do Niej czuję. Tutaj zrobiłem kolejną głupią rzecz - poprosiłem Jej koleżankę o przekazanie wiadomości. Wiadomością była prośba o spotkanie w umówionym miejscu. Cholernie się stresowałem! Czekałem bardzo długo,a po godzinie zrezygnowałem. Byłem załamany! Na drugi dzień rozmawiałem z koleżanką przez którą przekazałem wiadomość. Nie wiedziała, co się stało, obiecała, że jeszcze raz przekaże wiadomość. Znowu bezowocnie czekałem jak głupi, jeszcze bardziej się dołując. Nie miałem pomysłu co zrobić, stwierdziłem, że trzeba sobie odpuścić i jakoś to przetrwać.

Ratunek przyszedł znikąd. Wieść o moim uczuciu rozeszła się wśród dziewczyn i jedna z nich postanowiła ze mną pogadać. Była to moja późniejsza przyjaciółka, z którą straciłem kontakt dopiero, gdy wyszła za mąż. Powiedziała mi, że rozmawiała o tej sprawie z dziewczynami i chciałaby mi pomóc. Zaaranżowała spotkanie za szkołą. Ale byłem szczęśliwy! W ogóle nie myślałem o tym co się stanie, chciałem tylko wyznać to co czuję. I co? Stało się! Przyszła! Do tej pory śmieję się z siebie ,gdy to wspominam. Byłem tak zestresowany, że nie mogłem się wysłowić! Przełamałem się i walnąłem: "bardzo mi się podobasz, zostaniesz moją dziewczyną?":-) Ha! Z perspektywy czasu śmiesznie to brzmi, ale wtedy mówiłem to całkiem na poważnie. Wiecie co odpowiedziała? Zacytuję: "sory, ale ja już mam chłopaka". To jedno głupie zdanie bardzo wpłynęło na moje życie i myślę, że gdyby nie zostało wypowiedziane, to teraz studiowałbym zupełnie coś innego. To był dla mnie cios. Jeszcze przed tą rozmową postanowiłem, że pójdę do tego liceum co Ona... Co z tego, że było to kiepskie liceum, a ja miałem średnią 5.7. Chciałem Ją widzieć, być przy Niej. Nawet po tej rozmowie nie chciałem zmienić zdania co do wyboru szkoły. Rodzice byli zaskoczeni, a tylko ja wiedziałem o co chodzi. Koleżanki próbowały mnie jakoś pocieszać, ale nic z tego nie wychodziło.

Do liceum dostałem się bez problemu, byłem na pierwszym miejscu, daleko przed kolejną osobą. Na szczęście, analizując wszystkie wydarzenia, w ostatnim momencie podjąłem (wreszcie)dojrzałą decyzję - będę się uczył w innym mieście. Powstało spore zamieszanie, bo było już po terminie składania podań, a ja przychodzę do mojej przyszłej szkoły średniej i mówię, że chciałbym się tam uczyć.

Wakacje były dla mnie ciężkim okresem - nie mogłem się pozbierać po pierwszym w moim życiu zawodzie miłosnym, dużo spacerowałem, odwiedzałem kolegów, robiłem sobie wycieczki i bardzo odwróciłem się od rodziców, wypominając im to, że nigdy nie byli zadowoleni z mojej nauki, nawet gdy wylądowałem na gazetce szkolnej jako jeden z dwudziestu najlepszych uczniów w dziejach szkoły. Nikt nie mógł mi przyznać racji, bo nikogo nie było - tylko ja i moja popieprzona rodzina. O ile szanuję swoją mamę i myślę, że dużo dla mnie zrobiła, o tyle do tej pory sądzę, że to głównie przez Nią straciłem ówczesny zapał do nauki.

W liceum nie byłem już najlepszym uczniem. Nigdy nie osiągnąłem średniej 5.0. Już w pierwszej klasie przestałem się starać. Wciąż brałem udział w konkursach, ale nauczyciele byli leniwi i nie chciało się im niczego organizować, stąd większość nagród zdobyłem z jednego przedmiotu - historii.

Pierwsza klasa sprawiła że zapomniałem o mojej miłości i zaangażowałem się w pracę społeczną. Najpierw zostałem wybrany na przewodniczącego samorządu szkolnego, a później organizowałem różne akcje. Samorząd miał własny pokój w szkole, a ja dorobiłem do niego klucz i praktycznie przejąłem go na czas trwania liceum. Udało mi się nawet uprosić dyrektora o komputer do tego pokoju.

Czas mijał dość wolno, a ja przywiązywałem coraz mniejszą wagę do nauki. Tak jak wspomniałem, brałem udział tylko w konkursach historycznych, niestety wszystkie z nich były konkursami o lokalnym zakresie. Z kolei jako przewodniczący samorządu starałem się przykładać do mojej pracy i w efekcie sam wszystko robiłem. Miałem później żal do innych członków samorządu o to, że mi nie pomagali. Twierdzili, że skoro zdecydowałem się startować w wyborach, to powinienem czuć się zobligowany do wykonywania wszystkich zadań. A oni to co?! Ten konflikt dość mocno eskalował, czego efektem była moja nieobecność na studniówce, ale to już inna historia.

Liceum było okresem przymusowej aktywności fizycznej. Codziennie, wcześnie rano, musiałem chodzić ponad 3 km na przystanek autobusowy. Wychodziłem z domu przed 6. rano i  czasami wracałem po 16. Najgorsze były zimy i przeszywające chłodem wichury. Chodząc codziennie ok 7 km schudłem i nabrałem przyzwyczajenia do bardzo szybkiego chodu. W drodze do i z przystanku towarzyszyła mi pewna dziewczyna, niedaleko mieszkająca sąsiadka. Początkowo, nie zwracaliśmy na siebie uwagi, dopiero po pewnym czasie zaczęliśmy chodzić tym samym tempem. Ona była typową imprezowiczką, a ja dość zajętym chłopakiem. Bardzo się różniliśmy, ale pomimo tego zacząłem się Nią interesować. Nie miałem prawie żadnego doświadczenia jeśli chodzi o dziewczyny, więc moje działania(jeśli można tak to nazwać) były mało profesjonalne. Czasami, w autobusie, patrzyliśmy sobie w oczy, od czasu do czasu wymieniliśmy parę zdań, byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem. O tym, że podoba mi się ta dziewczyna, powiedziałem mojemu ówczesnemu przyjacielowi, jedynej osobie której ufałem. Zgadnijcie co stało się później!

Mój przyjaciel nawiązał z Nią kontakt i zamiast mi pomóc, to poderwał tą dziewczynę. Byłem zły, a złość połączona z brakiem dojrzałości była tragiczna w konsekwencjach. Chciałem pobić tego "przyjaciela", poprosiłem nawet jakiegoś znajomego, żeby pomógł mi go złapać. Teraz się z tego śmieję i dziwię, że wtedy traktowałem to całkiem poważnie. Nawet sobie nie wyobrażacie jakie cyrki odstawiałem! TO było głupie z mojej strony, ale myślę, że lepiej przeżyć coś takiego wtedy, gdy się jest młodym. W końcu gniew rozszedł się po kościach, a z moją drugą, nieudaną "wielką miłością" przestałem rozmawiać. Tak się złożyło, że znowu zaczynały się wakacje. Nauczyłem się, że nikomu nie wolno ufać. Dużo czasu minęło zanim doszedłem do siebie.

Najzabawniejsze jest to, że w ramach rewanżu poderwałem siostrę mojego "przyjaciela":-) W końcu się o tym dowiedział, ale w żaden sposób nie zareagował. Spotykałem się z Nią jakiś czas, bardzo nieregularnie. Całowaliśmy się, chodziliśmy na spacery, ale nic do niej nie czułem, Ona chyba też traktowała to niezobowiązująco. Na tamtą chwilę miałem za sobą dwie "nieszczęśliwe miłości" i jeden dziwny związek.

W samorządzie pracowała ze mną taka "różowa laska", która teraz(o zgrozo!) ma męża i dziecko. Była pastelowa - nie tylko jeśli chodzi o wygląd... Mimo wszystko, czasami dało się z Nią pogadać i lubiłem Ją za to, że coś robiła w tym samorządzie. Gdy Ją o coś poprosiłem, to można było na Nią liczyć. Miała przyjaciółkę(całkowicie normalną, niepastelową), która dość często przychodziła do pokoju samorządu i pomagała w różnych pracach. Lubiłem Ją, nawet coś więcej, ale bałem się kolejnej nieudanej próby. Pewnego pracowitego dnia, gdy siedziałem w swojej kanciapie i byłem pochłonięty liczeniem pieniędzy z jakiejś zbiórki, przyszła różowa koleżanka i najprawdopodobniej oznajmiła: ", chciałaby zostać twoją dziewczyną". Problem był taki, że nie byłem do końca pewien co usłyszałem, bo byłem pochłonięty swoją pracą, więc zapytałem: "co takiego?". Odpowiedź brzmiała: "Nic, nic". Wtedy koleżanka ulotniła się, a ja uświadomiłem sobie jak najprawdopodobniej brzmiały jej pierwsze słowa. Mój błąd polegał na tym, że nic z tym nie zrobiłem. Próbowałem działać dużo później, ale było już stanowczo za późno - przyjaciółka różowej koleżanki znalazła sobie faceta. Znowu trochę się z tym męczyłem, ale już nie tak bardzo. Znowu zbliżały się wakacje...

Kolejna dziewczyna to czarna karta w mojej historii, powód do wstydu. Wstydzę się tego do tej pory. Nie dość, że była brzydka to jeszcze głupia, chodziła do zawodówki, a i tam miała problemy. Nie wiem, co w Niej widziałem, może możliwość manipulacji? Nigdy nie byliśmy formalnie razem, ale nasza znajomość miała bardzo negatywny charakter. Pamiętam, że nie mogłem z Nią o niczym pogadać, bo po pierwsze miała w głowie tylko imprezy, a po drugie odstraszała swoim słownictwem. Zadawała się z jeszcze głupszymi od siebie facetami, co miało bardzo negatywne skutki. Z tego co wiem, zaszła w nieplanowaną ciążę, później wzięła ślub z rozsądku, edukację zakończyła na zawodówce, ale nigdzie nie pracuje. Myślę, że to w jakiś sposób była dla mnie lekcja, jakich kobiet należy unikać i gdzie w ogóle należy szukać kobiet.

W ostatniej klasie liceum odezwała się do mnie "druga wielka miłość". Początkowo nie wiedziałem, że to Ona, bo napisała do mnie incognito, ale szybko się przedstawiła. Jak się pewnie domyślacie - nic z tego nie wyszło, znalazła sobie kolejnego faceta, a żeby było śmieszniej - tym facetem był kolega, którego wcześniej prosiłem o pomoc w złapaniu "mojego przyjaciela". No cóż, nieszczęścia chodzą stadami!


Pomiędzy egzaminami maturalnymi wybrałem się na wycieczkę organizowaną przez nauczyciela geografii. Na tej wycieczce poznałem A2. Chodziła wtedy do pierwszej klasy.

Liceum było okresem emocjonalnych telenowel i nowych doświadczeń. Po napisaniu matury, czułem, że bezpowrotnie kończy się pewien etap mojego życia, na swój sposób, bardzo ciekawy. Straciłem kontakt z wieloma znajomymi i już nigdy go nie odzyskałem. Przez te 3 lata nauczyłem się bardzo dużo o związkach i było to dobrym wstępem do kolejnego etapu mojego życia, jakim były(i są) studia. Dzięki tym doświadczeniom poznałem później dużo dziewczyn i dopiero Moja Była stała się kolejnym ciekawym wydarzeniem w moim życiu.

"Pierwsza wielka miłość" nauczyła mnie, że nie należy zbyt długo czekać i warto mieć kontakt z osobą, która się podoba, a jeśli wszystko zawiedzie, to życie toczy się dalej i trzeba myśleć głową. "Druga wielka miłość" nauczyła mnie, że nie warto nikomu ufać w 100%, że kobiety są nieprzewidywalne, że czasami obiekt mojego zainteresowania wcale nie jest taki interesujący. Nauczyłem się też rozmawiać z kobietami i po raz kolejny przekonałem się, że nie warto długo czekać. "Trzecia wielka miłość", czyli Moja Była, potwierdziła moje przypuszczenia, że kobiety są nieprzewidywalne i nikomu nie wolno ufać. Nauczyła mnie, że każde uczucie można zabić, a człowiek jest silniejszym stworem, niż mogłoby się to wydawać. Kolejne interesujące dziewczyny to K. i B. Nie chcę ich umieszczać obok wspomnianej trójki. Sprawa z K. jest zakończona, a B... no właśnie - budzi nadzieje. Jestem zmęczony głupimi związkami, chciałbym czegoś naprawdę poważnego, a ta znajomość jest niezwykła i całkiem inna, jakaś taka spokojna, pozytywna.

Co się teraz dzieje z "miłosną trójką"? Pierwsza ma chłopaka, chyba dobrze im się układa, chociaż śmiesznie razem wyglądają, bo Ona jest bardzo niska, a on bardzo wysoki. Niedawno pisałem na blogu, że jadąc z pracy tramwajem, spotkałem koleżankę z dawnych lat. To właśnie dziewczyna, która przekazywała wiadomość o chęci spotkania z "pierwszą wielką miłością":-)

Druga dziewczyna wyszła za mąż, przeprowadziła się, nie ma dzieci, pracuje w fabryce czekolady. Wciąż mam z Nią kontakt, ale coraz słabszy. Dwa razy do roku składamy sobie życzenia.

O Mojej Byłej nie wiem nic, pewnie dalej robi doktorat. Ciężko powiedzieć czy jest w Polsce, czy za granicą. Chyba wciąż jest z hindusem, ale też nie jestem tego pewien. Ograniczyłem, jak mogłem przypływ informacji na Jej temat, stała się dla mnie wspomnieniem, niczym więcej.

piątek, 2 listopada 2012

Izolacja

Wieś zimą oznacza tylko jedno - totalne odizolowanie. Jeszcze w środę siedziałem sobie w ciepłym, akademickim pokoju, z uśmiechem na twarzy, z nadzieją, że w domu napiszę trochę mojej dyplomówki. Ale gdzie tam! Nie ma internetu, ale jest za to przerażający mróz. Awarie na wsi są bardzo niebezpieczne. Znając życie internet wróci dopiero za jakiś miesiąc.

Przyjechać na wieś musiałem, bo niedawno dostałem telefon z banku, z informacją, że mam wpłacić na swoje konto 11 zeta. Była ósma rano, gdy dzwoniła do mnie niezwykle miła Pani, więc dopiero pod koniec rozmowy przypomniało mi się, że w tym banku konto kasowałem ponad miesiąc temu! Wyjątkowo jestem wyczulony na takie rzeczy, dlatego zacząłem szukać dokumentu potwierdzającego zamknięcie rachunku. Niestety zostawiłem go w domu. Pomimo tego poszedłem na drugi dzień do banku i powiedziałem jak sprawa wygląda. Złożyłem reklamację, bo przy okazji likwidacji rachunku bank nie raczył zablokować karty, za którą ciągle była pobierana opłata. Sytuacja jest absurdalna, bo tym sposobem, nigdy nie mógłbym zamknąć rachunku - za każdym razem, po wyrównywaniu należności, robiłyby się nowe, a okres wypowiedzenia trwa 30 dni... Super! Miła Pani powiedziała mi, że w ciągu tygodnia poinformuje mnie o decyzji banku...

B. zawróciła mi w głowie nie na żarty, za często o Niej myślę, zaangażowałem się i już tego nie zmienię, ta dziewczyna jest dla mnie ważna, uwielbiam Ją! Wpłynęła na mnie do tego stopnia, że powstrzymałem się przed seksem z A...

W środę wieczorem była u mnie A i oglądaliśmy film, popijając wódką. Prowokowała cholernie, mimo, że ma chłopaka. W Jej słowach było pełno podtekstów. Byliśmy pijani, ponadto Ona jest niezwykle urodziwa... Niewiele brakowało, ale powiedziałem sobie "nie". W pewnym momencie wzięła moją rękę i przyłożyła do swojej piersi. Przyznam szczerze, że to fajne uczucie, ale nie wykorzystałem tego. Wstałem, napiłem się soku, trochę ochłonąłem. Ciężko było przetrwać ten wieczór. O 23. odprowadziłem Ją do Jej akademika. Jestem z siebie bardzo zadowolony, nie sądziłem, że potrafię pokonać własny popęd. To tak, jakby dać wygłodniałemu psu świeże mięso i oczekiwać, że nie zje.

Tak jak wspomniałem, nie ma internetu - nie ma jak pisać pracy, nie ma jak się kontaktować ze znajomymi. Żeby było śmiesznie, to zapomniałem wziąć ładowarkę do telefonu. Myślę, że w analogicznych okolicznościach człowiek wynalazł koło;-)

Kupiłem na allegro dodatkową pamięć do mojego komputera. Towar miał być nowy, a przychodzi bez jakiegokolwiek opakowania. Montuję RAM-y w komputerze, odpalam, a tu przezabawny bluescreen. Włączam test pamięci i wywala ponad 4 tys. błędów. Cholera! Napiszę gościowi, żeby wsadził sobie w dupę te ramy, bo jak wsadzam w komputer, to nie działają.

Nie wiem, czy słyszeliście, ale niedawno użytkownicy 4chana wpadli na ciekawy pomysł. Postanowili zrobić małe zamieszanie w internecie i rozprzestrzenić fikcyjną informację, jakoby idol wszystkich nastolatek - Justin Bieber, był chory na raka. W ramach solidarności z Bieberem sugeruje się ściąć włosy do zera. Szalone nastolatki uwierzyły :-) No właśnie, będzie trzeba pomyśleć o włosach...

poniedziałek, 29 października 2012

Pijaczek znowu zapił

Nareszcie wracam do formy. Jestem już prawie zdrowy, a zbiegło się to czasowa z zainstalowaniem i skonfigurowaniem nowych systemów.

Jeszcze wczoraj kichałem i kaszlałem. Cały dzień spędziłem robiąc wyjątkowo żmudną robotę. Szkoda, że nie nagrywałem, jak zmienia się mój system. W przyśpieszonym tempie, takie nagranie przypominałoby malowanie obrazu. Co jakiś czas zmieniał się kolor, albo pojawiało się coś nowego. Niektórzy mi zarzucają, że przywiązuję zbyt dużą uwagę do wyglądu, ale ja po prostu tak lubię. Lubię gdy środowisko mojej pracy jest piękne, czyste i niezawodne.

Przerwę zrobiłem sobie wczoraj wieczorem. S. zaproponował picie, a że byłem chory, to oczywiście zgodziłem się. Wódka na pewno nie pogorszy mojego stanu. Co ciekawe, dołączyła do nas sąsiadka z Pokoju 3. Scenariusz był standardowy - piliśmy butelka po butelce, potem S. poszedł na miasto ze swoją dziewczyną, a ja grałem w karty razem z K2 przeciwko P. i wspomnianej sąsiadce. Wygraliśmy, i w ramach wygranej zażyczyliśmy sobie zrobienia obiadu. Zadeklarowaliśmy się dostarczyć składniki. Chwilę później wrócił S. z dziewczyną. Miał na sobie damską kurtkę, nie jestem w tanie tego wyjaśnić, On też nie.

Dziwne, ale w ogóle nie byłem pijany. Do rana siedziałem przy komputerze. Skończyłem o 6.(uwzględniając zmianę czasu). zwinąłem żaluzje i byłem zaskoczony tym, jak wygląda Moje Miasto, zupełna zmiana, wszystko pokrył śnieg. Cztery godziny później obudził mnie K2 przypominając, że mieliśmy pójść po składniki, do obiadu, który zrobią dziewczyny. Niestety, gdy wracaliśmy ze sklepu, spotkaliśmy sąsiadkę, która to oznajmiła, że chciałaby przełożyć gotowanie. Chcąc, nie chcąc, zgodziliśmy się, a ja włożyłem niektóre rzeczy do zamrażalki.Miałem parę godzin na dokończenie zabawy z komputerem, bo o 19. byłem umówiony z B.

Jestem bardzo zadowolony ze spotkania. B. ciągle się uśmiechała, dużo się o Niej dowiedziałem. Co ciekawe, umie rozmawiać aż w trzech językach obcych! Oczywiście jest bardzo miła i kulturalna. Mamy dużo wspólnych tematów. Powiem szczerze, że coraz bardziej mi się podoba. A przy tym wszystkim ta Jej uroda...ciężko oderwać oczy:) Spotkanie zakończyło się tym, że B. mnie uprzedziła i zaproponowała kino:) Powiedziałem, że chętnie Ją na coś zabiorę, ale Ona zaprotestowała i stwierdziła, że za dużo piwa Jej już postawiłem, więc to Ona zabiera mnie. Nie umówiliśmy się na nic konkretnego, ale to można zrobić w każdej chwili. Myślę, że po weekendzie będzie odpowiedni czas.

Co jeszcze ciekawego? A no to, że Pijaczek (współlokator, który spał w łazience) pił w piątek wódkę, wyszedł z jakimś kolegą i wrócił dopiero dzisiaj. Na telefon akademicki dzwoniła chyba Jego mama i pytała mnie co się z Nim dzieje. Powiedziałem, że chyba poszedł do siostry. Wygląda jednak na to, że siostra kilka godzin wcześniej przyjechała do domu... Okazało się, że Pijaczek gdzieś imprezował, miał wyładowany telefon i na dodatek został pobity przez dresów. Wdraża się!

sobota, 27 października 2012

Morderca Szyderca vs. Bakterie - 0:1

Kurwica człowieka trafia! - tak, brzydkie słowo, ale jakież trafne w ostatnich dniach. Śpię maksymalnie 4 godziny dziennie, ciągle coś na głowie, a jeszcze pojawiają się przeszkody...

Po wtorkowym treningu najwyraźniej trochę się przeziębiłem. Niedobrze, bo byłem umówiony z B. na weekend, a ja bardzo nie lubię odwoływać spotkań. Napisałem Jej dzisiaj, że jutro nie dam rady się spotkać, ale w zamian proponuję niedzielę... Mam nadzieję, że do tego czasu trochę mi się poprawi, chociaż szczerze wątpię. Na chwilę obecną mam gorączkę, boli mnie głowa i dręczy mnie straszliwy katar.

Niestety nie dane jest mi odpocząć, bo środę i czwartek "zużyłem" na naukę, a od czwartkowego wieczoru walczę ze swoim komputerem. Postanowiłem go trochę odświeżyć, ale żeby nie mieć dużo roboty na przyszłość, musiałem to dobrze zaplanować. Sformatowałem cały dysk komputera przenosząc wcześniej ważne dane na dyski zewnętrzne instalacja i konfiguracja dwóch systemów operacyjnych trwa do tej pory. Systemy są już zainstalowane, ale teraz muszę wszystko poustawiać i wgrać potrzebne programy. Po tym, zrobię backupy, wszystkich znaczących partycji, a same partycje zaszyfruję trueCryptem:)

Wczoraj spotkałem się z M2, miał do mnie sprawę. Gdy wracałem do akademika, dołączył do mnie kolega z piętra wyżej. Natknęliśmy się na grupkę znajomych mi dziewczyn, wśród nich była P. Kolega, który mi towarzyszył powiedział rzecz, która mnie zastanowiła. Stwierdził, że znam chyba wszystkie dziewczyny z akademika. W sumie rzeczywiście znam ich dużo, ale często jakaś dziewczyna mówi mi na korytarzu "cześć", a ja się zastanawiam kto to jest. Moim problemem jest słaba pamięć do pospolitych twarzy. Nie nadawałbym się na policjanta.

Nareszcie jestem sam w pokoju. Jeden ze współlokatorów pojechał do domu, a drugi poszedł pić do siostry. To dziwne, że spędza u Niej tyle czasu. Podobno "On tam tylko imprezuje".

Do akademika przyjechał Z. tym razem nie pozwoliłem Mu spać u siebie. Nikt nie planował picia, ale wszystko może się zdarzyć, a wtedy nie chciałbym mieć kolejny raz zarzyganego łóżka.

środa, 24 października 2012

Gdzie nie należy gasić papierosa?

To był dobry dzień, pełen śmiechu i pozytywnych wydarzeń.

Jak zwykle wyjechałem do Mojego Miasta jedynym w ciągu dnia busem, który udaje się w tamtą stronę. Po drodze do busa wsiadała babina, którą jeszcze pamiętam z podstawówki. Była( i wciąż jest) kucharką w szkolnej stołówce. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ma jakieś 80 lat. Nie pamięta mnie w ogóle, ale i tak zawsze Jej mówię "dzień dobry".

Babina wysiadła w miejscowości, w której jest podstawówka, a na tym samym przystanku wsiadła pielęgniarka z miejscowego ośrodka zdrowia. Też Ją kojarzę, ale nawet osoba, która nie miała z Nią wcześniej do czynienia, zorientowałaby się, że kobieta musi pracować w ośrodku zdrowia. Dlaczego? Bo wsiadając do busa, wypełniła go charakterystycznym zapachem szpitala. Jej ubranie było przesączone tym zapachem.

Gdy już wylądowałem w Moim Mieście, idąc do akademika, spotkałem nietypowe zjawisko. Przed supermarketem klęczała kobieta i trzymając w ręce różaniec, klepała paciorki. Tak mnie rozbawiła ta sytuacja że aż na chwilę się zatrzymałem. Kobieta wyglądała na kompletnie opętaną. W ogóle skąd Ona sobie wymyśliła, że będzie się modlić przed supermarketem? Najlepsze jest to, że kilkaset metrów dalej jest kościół.

To nie wszystko. Wróciłem do akademika i jestem głodny. W kuchni leży opiekacz pożyczony od S. więc postanowiłem zrobić tosty. Otwieram opiekacz, a tam... pet papierosowy! Kur*a! Kto wpadł na pomysł gaszenia papierosa na opiekaczu?! Najlepsze to, że mogli to być tylko M. lub S. co zresztą potwierdza marka papierosa... Próbowałem to jakoś wyczyścić, ale nie da się, bo opiekacz śmierdzi nawet po użyciu dużej ilości płynu do mycia naczyń. Mało tego, w zlewie są dwie gumy do żucia. Dzwonie do S i pytam:
- S. możesz mi ku*wa wyjaśnić, dlaczego w opiekaczu jest pet, a w moim zlewie gumy do żucia?!
- Nie jestem tego w stanie wyjaśnić - odpowiada śmiejąc się.
- Powiedz mi jedną rzecz - co Ty chciałeś osiągnąć gasząc papierosa w Twoim własnym opiekaczu?! - pytam z wyraźną irytacją
- Nie jestem w stanie tego wyjaśnić. - powtarza, znowu się śmiejąc.

I tak to rozmawiać z S. nigdy niczego nie bierze na serio, robi głupie rzeczy po pijaku i ma gdzieś konsekwencje. Nie lepiej wygląda sytuacja z Jego studiami. Od kolegi usłyszałem ciekawą opowiastkę. Otóż, kumpel wchodzi do dziekanatu i widzi trzy pudełka, oznaczone odpowiednio: "indeksy po wpisie", "indeksy do zwrotu", "skreślenia z listy studentów". W pierwszym pełno indeksów, w drugim trochę mniej, a w trzecim tylko indeks S. Oczywiście ubaw na całego, bo do dziekanatu przychodzą inni znajomi, zaczynają robić zdjęcia, dawny dziekan akurat przechodzi obok i zaczyna się śmiać. Gdy S. dowiedział się o sprawie, oczywiście nie przestraszył się zbytnio. Postanowił, że jutro przejdzie się do dziekana i to załatwi, w końcu już raz przyszedł mu do domu list z informacją o tym, że już nie jest studentem...tyle, że wtedy to była pomyłka. Tym razem oddał indeks długo po terminie i na dodatek z wieloma brakami. Nie wiem po co go oddawał.

Jestem zadowolony, bo po raz kolejny zgłosiłem się dziś do jakiegoś zadania, którego nikt nie umiał zrobić, a poza tym dość dobrze chyba mi poszło kolokwium. Na chwilę obecną mam 10/5pkt czyli 200%;-) Chyba nie miałem jeszcze tak dobrej sytuacji. Dziwi mnie to, że prowadzący chce mnie jeszcze brać do zadań.

Przed treningiem przyszedł w odwiedziny M2. razem ze swoją kobietą. Nigdy nie przychodzi z pustymi rękami, tym razem przyniósł dużo piwa. Jak zwykle nie można się przy nim nudzić. Wypiłem jedno piwo, ale to nie był dobry pomysł, bo zaraz miałem trening.

Na treningu czułem się jakbym był w ciąży. Całe szczęście - nie był zbyt męczący. Tym razem było bardzo technicznie, ćwiczyliśmy różne rodzaje pozycji, uderzeń, itp. Sam nie wiem, kiedy minęło 1.5h.

Obiecałem S. że jutro pójdę z Nim do dziekanatu. Dobrze wie, że idę tam, żeby się z Niego pośmiać. Ten pier**lony farciarz, pewnie znowu wyląduje na cztery łapy, więc nie ma stresu. Ciekaw jestem, kiedy S. zacznie normalnie żyć. Najlepsze jest to, że On też traktuje tą sytuację jako powód do śmiechu.

Jedyna zła wiadomość dna dzisiejszego, jest taka, że katalog filmów poszedł się je*ać. Pieprzone amerykańskie hostingi! Nie dość, że w nieoczekiwanym momencie usuną wszystkie dane, bez wcześniejszego powiadomienia, to jeszcze po tym wszystkim wyślą reklamę, w której oferują ulepszenie posiadanego konta. Kij im w de! Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką niekompetencją. Najgorsze jest to, że nie zrobiłem backupa bazy danych, przez co większość opisów przepadła. Całe szczęście, że mam na dysku system, który generuje te opisy i komunikuje się z bazą. Niestety w najbliższym czasie nie będę w stanie tego uruchomić na nowo. Jednak, jeśli to już zrobię, to tym razem wszystko wrzucę na swój serwer z domeną Wysp Kokosowych :-)

poniedziałek, 22 października 2012

Klasyczna jesień

Jesień na wsi jest niezwykła, wszystko jest czerwono-żółte - nawet niebo. Ptaki już nie śpiewają, bo te śpiewające wyleciały. Zaczynają się pojawiać ptaki zimowe. Ptaki zimowe są mało płochliwe, nie uciekają przed ludźmi. Wyjeżdżając z Mojego Miasta, przechodziłem obok bardzo odważnego i wesołego osobnika. Jego odwaga przejawiała się wchodzeniem mi pod nogi, oczywiście nie był to gołąb. Na wsi to prawie niespotykane, ptaki tutaj uciekają przed ludźmi. Jeden raz zdarzyło mi się, że ptak przede mną nie uciekał, ale coś było z nim nie tak, możliwe że miał złamane skrzydło, ciężko powiedzieć.

Cisza jest przerażająca, poza psami można usłyszeć jedynie szum wiatru i spadające liście. Dodatkowo, cechą charakterystyczną jest rzadka mgła unosząca się przez cały dzień. To chyba rzadko spotykane zjawisko na pozostałym obszarze Polski. Tutaj październikowa mgła jest zawsze, jeśli nie pada deszcz. Mgła sprawia, że niebo jest czerwone.

Duża część liści już opadła, ale wciąż w ogrodzie są jabłka winogrona i późna odmiana gruszek. Jest jeszcze trochę malin. W tym roku pierwszy raz mamy pomidory koktajlowe, których jest wyjątkowo dużo. Zjadam je garściami, są przepyszne!

W lesie spotkać można dużo zwierząt i dużo grzybów - głównie rydzów. Ciężko wymienić zwierzęta, bo one unikają ludzi, czasami tylko przebiegną gdzieś obok, szeleszcząc liśćmi. Z tych widocznych najczęściej spotykane są wiewiórki.

Przed chwilą obserwowałem kota, polującego na myszy w okolicy mojego domu. Siedział przez pół godziny nieruchomo w jednym miejscu. Widząc, że średnio idzie mu polowanie, dałem mu kawałek szynki:) Kiedyś był to kot mojego sąsiada. Od momentu, gdy sąsiad zmarł, ten kot trochę zdziczał. Szkoda, bo potrzebuję kota, który pozbyłby się myszy na strychu. Te cholerstwa nie chcą jeść nawet sera.

Jutro wracam do Mojego Miasta i coś czuję, że gdy następnym razem przyjadę na wieś, zastanę śnieg i mróz.

sobota, 20 października 2012

Randka w dobrym stylu

Wypadałoby napisać kolejne sprawozdanie z tego, co się wydarzyło, ale mam wielkiego lenia. Postaram się chociaż skrótowo opisać wczorajszy dzień.

Do godziny 20. byłem bez przerwy na nogach, albo miałem coś do zrobienia. Większość czasu pochłaniała nauka, zresztą tak samo jak w środę. Efekty jednak są widoczne - podczas wieczornych zajęć, bez problemu udało mi się napisać zadany program i wysłać go prowadzącemu. Zadowolony wróciłem do akademika.

Z akademika poszedłem do mieszkania znajomej, z którą miałem iść na imprezę. Było tam trochę tłumu. Razem ze mną - sześć osób. Była tam ciekawa dziewczyna. Gdy się z Nią witałem, nie mogłem oderwać wzroku od Jej cycków. Ma idealne piersi! Aż wydają się nie możliwie wielkie przy Jej szczupłej sylwetce. Patrzyłem więc w te cycki do momentu, aż przyszedł Jej chłopak...

Piłem wódkę z moją znajomą i Jej koleżanką z kierunku. Razem studiują filologię ukraińską. Ta koleżanka była strasznie wkurzająca, bo ciągle się o coś wkurzała i pytała czy wygląda grubo - a była gruba. Dla świętego spokoju miałem ochotę powiedzieć "tak, wyglądasz grubo", ale opanowałem się w porę.

Dziewczyny zrobiły frytki i pokroiły ogórki - przynajmniej się najadłem. Potem wyszliśmy na imprezę. Cały czas wkurzała mnie ta gruba dziewczyna, bo bez przerwy na coś narzekała. Na dodatek musiałem zapłacić za Nią wstęp, a wcześniej uparła się, żebym nie załatwiał Jej wejściówki, bo przeczytała gdzieś w internecie, że wejdzie za 2 zeta. Wyszło dziesięć razy tyle... wejściówkę, po znajomościach, mogłem załatwić za 3 zeta.

Jak to na imprezę wydziałową przystało - było dużo popieprzonych ludzi. Było też sporo moich znajomych. W pewnym momencie D. popijał drinka, położył go na chwilę na barze i dokładnie wtedy podeszła jakaś dziewczyna, zabrała tego drinka i szybko uciekła. Byliśmy tak zaskoczeni, że nie mogliśmy w żaden sposób zareagować.

Tańczyłem chyba z każdą dziewczyną, którą znałem, m. in. z A66, o której kiedyś pisałem - może niektórzyz Was pamiętają. Była ubrana w ładną czerwoną sukienkę.

Było parę ciekawych sytuacji, ale nie chce mi się o nich pisać. Ważne jest to, że wyszliśmy z knajpy około 3. i postanowiliśmy udać się na rynek. Zebrałem grupkę 8. znajomych i starałem się trzymać ich w kupie. Niestety po drodze odpadły dwie dziewczyny. Gdy wreszcie udało się znaleźć otwartą knajpę byliśmy już bardzo zmęczeni. D. jak zwykle spał. Wróciliśmy do akademika około 6.

W składzie nie miałem kosza na śmieci. Nie minęło dużo czasu, aż odkryłem, że stoi koło łóżka współlokatora... Współlokator do niego rzygał. Poszedłem spać.

Nareszcie mogłem się wyspać! Obudziłem się o 14.  "Rano" dowiedziałem się, że współlokator, który rzygał też chciał pójść na imprezę, ale nie dotarł tam. Zorientowałem się też, że S. ukradł mi chleb i chipsy. Był zdziwiony tym, że to zauważyłem.

Zrobiłem byle jakie śniadanie i wybrałem się do sklepu. Były takie kolejki, że gdy wróciłem, musiałem zbierać się na spotkanie z B. To spotkanie, na którym bardzo mi zależało. Umówiliśmy się na 20. w dość romantycznej dzielnicy Mojego Miasta.

B. spóźniła się 10 minut, za co przeprosiła. Jak zwykle była uśmiechnięta, a Jej oczy sprawiały, że nie mogłem przestać na Nią patrzeć. Poszliśmy na zapiekanki. Musiałem odganiać jakiegoś menela, który się do nas przyczepił. B. chciała mnie zabrać do knajpy, którą bardzo lubi. Szukaliśmy tej knajpy dobre 15 minut. Niestety ktoś organizował tam urodziny, więc postanowiliśmy wejść do pierwszej lepszej, w której będziemy czuć się swobodnie. Tak też się stało.

Usiedliśmy po przeciwnych stronach stolika, zamówiłem dla siebie piwo, a dla B. sok - nie chciała piwa, bo była zmęczona. Rozmowa była niezwykle ciekawa, nie mogliśmy przestać. Okazuje się, że mamy podobne zainteresowania i poglądy. Szczerze mówiąc, podoba mi się ta dziewczyna, ma w sobie coś, czego szukam i nie tylko o wygląd chodzi. Nie mogę jednak za bardzo się angażować - to zasada, której zawsze powinienem przestrzegać. Nie wiem czy się uda, czuję, że długo nie spotkam drugiej takiej dziewczyny.

B. miała pociąg o 22.30, dlatego nasze spotkanie nie było długie. Towarzyszyłem Jej w drodze na dworzec i odprowadziłem na peron. Stwierdziła, że następnym razem to Ona zapłaci za piwo, bo w końcu przegrała ze mną zakład, a ja w tym czasie opowiem Jej jakąś ciekawa historię dotyczącą mojej miejscowości. Przytuliła mnie na pożegnanie i podziękowała.

Jak oceniam spotkanie? - super! Dawno tak dobrze mi się nie rozmawiało. Czułem, że Jej też się podobało. Nie wiem co będzie dalej, ale mam zamiar zaprosić Ją w przyszłym tygodniu na kolejny wypad, tym razem do jakiegoś klubu, gdzie można potańczyć;-)

Za kilka godzin jadę do domu. Mam zamiar wypocząć jeden dzień, żeby później włączyć tryb naukowego terminatora i przerobić sporą część materiału, który muszę zrealizować w tym semestrze. Pozostaje jeszcze sprawa przygotowania czegoś dla promotora, bo za niedługo zacznie mnie gonić z siekierą.

środa, 17 października 2012

Konsekwencje piątkowej imprezy

S. jak zwykle nic nie zrobił w sprawie swoich studiów. Wczoraj poszedł do pracy na 18. Wrócił do akademika o 3. w nocy. Chyba już z Nim bardzo źle. Dzisiaj też poszedł późno, bo na 14. MoD nie jest lepszy, tyle że On ma już wpis na bieżący semestr.

Przypomniała mi się historia, kiedy dziekanem był ktoś inny, a S. potrzebował coś załatwić. Czekał kilka godzin w kolejce do dziekana, w końcu wchodzi. Nie minęło dużo czasu i znowu jest przed drzwiami, z bardzo dziwną miną, którą nie sposób opisać. Pokazuje podanie z którym poszedł do dziekana, a na tym podaniu, na całą stronę, olbrzymimi, czerwonymi literami jest napisane słowo "nie". S. stwierdził, że spróbuje to załatwić następnego dnia:)

Miałem dziś bardzo zajęty dzień, rano musiałem spotkać się z siostrą, później odwiedziła mnie A. bo chciała mi zrobić tosty. Nie miałem nic przeciwko:) Nawet przyniosła składniki! Po A. miałem godzinę czasu na naukę. Wystarczyło, żeby na ćwiczeniach zgłosić się do jakiegoś popieprzonego zadania i je rozwiązać. Dowiedziałem się, ze kolokwium dobrze mi poszło. Na chwilę obecną z tego przedmiotu wychodzi mi 5.0 ale nie wiem jak długo utrzymam ten stan.

Po zajęciach wróciłem z koleżanką do akademika i coś zjadłem. Miałem jakieś dwie godziny odpoczynku, bo wieczorem trening. S. na trening poszedł bezpośrednio z pracy. Mi się udało wyciągnąć parę osób z akademika. Teraz jest nas piątka. W sumie fajnie, że zaciekawiliśmy ludzi tymi treningami. Gorzej, że Oni są na niższym poziomie niż ja i S. ale wystarczy się dobrze dobrać i nie ma problemu. Dzisiaj na treningu zrewanżowałam się S. za to, ze w czwartek rozwalił mi nos i przywaliłem mu w zęby:)

Zastanawiam się, czy nie zapisać się na Judo. Mam taką możliwość, nawet znam trenera, tylko, że mógłbym nie wyrobić. Razem z karate, to by były cztery treningi w tygodniu, właściwie nie miałbym wolnych wieczorów, co też nie jest fajne. Dodatkowo Judo nie jest ciekawą sztuką walki... Jeszcze nad tym pomyślę.

Wkurzają mnie K2 i M. Bez przerwy grają i nie dają człowiekowi żyć. Od jakiegoś czasu w Pokoju 2 słychać tylko epitety. Czasami przez trzy godziny można usłyszeć tylko: "ty ch*ju", "co za skur*ysyn", "pierd*lony kut*s" itp... Współczuję dziewczynom z Pokoju 3. Nawet moje uszy krwawią, a co dopiero Ich.

Kolega, który organizował w piątek imprezę wyleciał z akademika. Ma dwa tygodnie na wykwaterowanie się i złożenie ewentualnych odwołań. Moim zdaniem - nie uda mu się.

W czwartek kolejna impreza, tym razem organizowana przez uczelnię. Zaprosiłem na Nią dziewczynę, która mi towarzyszyła, gdy zgubiłem kurtkę.  Na piątek umówiłem się z B. Na tym spotkaniu bardziej mi zależy. Niestety zwykle jest tak, że gdy mi zależy, to coś zepsuję. Muszę się skupić i dobrze to rozegrać.

Na zakończenie, chciałbym się z wami podzielić interesującym quizem: Państwa świata. Jestem ciekaw jaki uzyskacie wynik za pierwszym razem:)

poniedziałek, 15 października 2012

Katolickie dziewczę

MoD. za każdym razem próbuje pokazać swoją hipokryzję. Na ostatniej imprezie był z dziewczyną ze swojej grupy apostolskiej. Niby z dziewczyny wielka katoliczka, chodzi często do kościoła, a zachowuje się jak dziwka. Z tego co mówił MoD, podobno non stop mówi o seksie. Opowiadała mu o tym, że kiedyś obraziła się na swoją koleżankę i poszła do knajpy, a następnie przespała się z pierwszym lepszym facetem. To co mówi MoD. może być prawdą, bo widziałem, jak się zachowywała na imprezie.

No właśnie - impreza. Dowiedziałem się, że dziewczyna z którą się całowałem też jest nawiedzona. Ciekawe w którą stronę... Organizator imprezy ma podobno spore kłopoty. Był u kierowniczki i będzie musiał pogadać z dziekanem. Najprawdopodobniej wyrzucą go z akademika. Portierka w raporcie zapisała, że był hałas, agresja, rozbite szkło, alkohol i bezczelność. Ciężko mi powiedzieć co z tego było prawdą.

Nareszcie załatwiłem formalności związane z wpisem na kolejny semestr. Tylko dzisiaj musiałem odwiedzać dziekanat trzy razy. Cieszę się, że mam to za sobą.

S. miał dzisiaj wyjątkowo nieprzyjemny dzień. Na uczelni niczego nie załatwił, a termin składania indeksu mija dzisiaj. Co z tego, że przez tydzień męczyłem Go, żeby zbierał wpisy, On jak zwykle ma wszystko gdzieś. W dziekanacie dowiedział się, że w przypadku niezłożenia indeksu, może zostać skreślony z listy studentów. Jakoś tym się nie przejął. Stwierdził tylko, że będzie się odwoływał i pojechał do pracy. W pracy nie mógł dostać się do swojego pokoju, bo ktoś zmienił kod dostępu. Zadzwonił do kogoś i ten ktoś miał do Niego oddzwonić, ale jak to w przypadku S. bywa - padła mu komórka, więc wrócił się do akademika. Na portierni dowiedział się, że był u Niego kurier, ale nie mógł się dodzwonić. Znając życie, S. jako "pierdo**nemu farciarzowi" znowu uda się wyjść ze wszystkich opresji.

A akademiku trwa inwazja biedronek. Wczoraj usunąłem z pokoju przynajmniej dwadzieścia owadów, pomimo tego, że okno było zamknięte. To co jest w pokoju jest niczym w porównaniu do tego, co dzieje się na zewnątrz. Biedronki są wszędzie. Wlatują do akademika przez otwarte drzwi balkonowe i w rogu korytarza robią sobie olbrzymią kolonię. Na balkonie jest ich tak dużo, że ciężko przejść, aby którejś nie rozdeptać. Aramgedon!

niedziela, 14 października 2012

Robi się niemiło

Ludzie są bardziej popierdoleni, niż można to sobie wyobrazić! Czytam jakiś artykuł o nastolatce, która popełniła samobójstwo, a na dole strony reklama wibratorów. Sami to oceńcie.

Nie o tym chciałem jednak napisać. Tematem dzisiejszego wpisu będzie wczorajsza impreza i jej daleko idące, poważne konsekwencje.

Zaczęło się od tego, że odwiedziła mnie M3. Wypiliśmy sporo alkoholu, przeprowadziliśmy szczerą rozmowę, zaczęła się zwierzać, że jest nimfomanką. Zaczęliśmy się całować, wszystko zmierzało ku jednemu, ale był mały problem. Do pokoju wszedł MoD i Z. Wszystko szlag trafił, bo Z. gdy nas zobaczył, zaczął pytać, czy się przypadkiem nie "seksimy". To podziałało na M3 na tyle źle, że chciała wychodzić. Odprowadziłem Ją na rynek.

Gdy wracałem zadzwonił do mnie M4. - zapytał "czy coś się dzieje". To u Niego można tłumaczyć jako: "napiłbym się wódki". Powiedziałem, że jest impreza u kolegi w akademiku, trzeba tylko kupić wódkę. Umówiliśmy się pod sklepem. Kupiliśmy wódkę i poszliśmy do pokoju, gdzie była impreza. Już z daleka wyczuwałem gej-party. Jak się okazało miałem rację. Było raptem kilka dziewczyn, reszta to sami faceci. Impreza nie miała żadnego motywu przewodniego, jedynym jej celem było upicie się, a alkoholu było dużo, bo każdy miał za zadanie przynieść pół litra.

Byłem już trochę pijany gdy tam przyszedłem, bo wcześniej piłem z M3. Impreza dobrze się rozkręciła, część ludzi chwiała się już na nogach. Jak to zwykle bywa, muzyka była do dupy i postanowiłem ją zmienić. Gdy usłyszałem, to co chciałem słyszeć, naszła mnie ochota na tańczenie. Zaprosiłem do tańca dwie dziewczyny, jedna po drugiej. Było fajnie, chociaż dziewczyny beznadziejnie tańczyły. Potem było picie, tańczenie, picie. Nie wiem kiedy znalazłem się w zupełnie innym pokoju z dwiema dziewczynami, z którymi tańczyłem, sporą ilością facetów i jeszcze większą ilością wódki. ktoś dał mi wódkę do jednej ręki, a do drugiej mocnego drinka do przepicia. Ten układ powtarzał się trzy razy.

Przetrwałem koło śmierci i poszedłem z dziewczynami do pokoju, w którym byliśmy wcześniej. Nie mieściliśmy się, więc staliśmy w drzwiach w ten sposób, że ja byłem w środku i obejmowałem dziewczyny ramionami.

Nie wiem kiedy, ta po lewej stronie zaczęła się do mnie dobierać. To nic! Nie wiem kiedy zaczęliśmy się całować! To jednak nie koniec... Całowaliśmy się baaaardzo długo i robiliśmy to na przejściu pomiędzy korytarzem a pokojem. Do tej pory mam kaca moralnego. Gdyby tylko to był jedyny problem... Kumple powiedzieli mi dzisiaj, że do pięknych, to Ona nie należała. No cóż, w końcu liczy się wnętrze;)

Całowanie się z tą dziewczyną to naprawdę mało spektakularna sprawa w porównaniu z tym co stało się później.

Od niedawna w akademikach wprowadzono dość poważne restrykcje. Teraz portierki wieczorami chodzą po akademiku i sprawdzają, czy ktoś nie robi jakiejś imprezy. Czuję się jakbym był w jakimś getcie. Jak tak dalej pójdzie, to zacznę szukać jakiegoś mieszkania. Co niektórzy bez tego powinni szukać mieszkania...

Problem był w tym, że portierka zwabiona odgłosami muzyki przyszła na nasze piętro i miała wielką ochotę rozwalić imprezę. Krzyczy jeszcze z korytarza: "Proszę uciszyć tą muzykę!". W tym momencie jeden kolegów, przerwał na dziesięć sekund swój taniec z butelką wódki. Chwila konsternacji i tańczy dalej. Portierka wchodzi do składu i zaczyna krzyczeć. W tym momencie część ludzi ucieka w różne strony, ja wchodzę do kibla, a gospodarz zaczyna się z nią kłócić. Po jakimś czasie wyszedłem z łazienki i poszedłem do siebie. Po drodze spotkałem sporo osób. Znowu pojawiła się wódka, zmieniło się tylko miejsce. S. biegał gdzieś po akademiku, zapominając o wszystkim co się wokół Niego się dzieje. Odprowadziłem Z. do pokoju, bo wręcz mnie o to błagał, zresztą był bardzo pijany.

Minęło jakieś 15 minut i znowu byliśmy w punkcie wyjścia, czyli w pokoju gdzie była impreza. Portierki już nie było, ale usłyszałem niepokojące wieści. Gospodarz, idąc klatką schodową, niechcący potrącił barkiem portierkę, a Ta nieźle się wkurzyła.

Siedzimy sobie w pokoju, coraz więcej osób odpada, zostają sami faceci. Pijemy wódkę. Nagle S. oznajmia, że chce iść na miasto. M. próbuje Go powstrzymać, zaczynają się bić na łóżku. Nikt się tym szczególnie nie przejmuje. Dla bezpieczeństwa zamknęliśmy drzwi na klucz. Gospodarz, wyszedł na chwilę i powiedział w jaki sposób będzie pukał, gdy będzie chciał wejść. Jak dla mnie było to dziecinne, ale ok. Chwilę później słyszymy walenie w drzwi: "JEB JEB JEB" i krzyki "OTWIERAĆ". Otwieram drzwi, a tam czterech łysych facetów ubranych na czarno. Super! Portierka przyprowadziła ochronę. Goście rozglądają się po pokoju i pytają"Co się tu dzieje?!". Odpowiadam: "Nic". Goście chyba nie uwierzyli, bo dokładnie w tym momencie M. i S. bili się na łóżku. Pomyślałem - "czas na ewakuację". Przechodzę pomiędzy facetami i wychodzę ze składu - udało się:) Na klatce schodowej czekam na resztę ludzi i na dalszy ciąg wydarzeń. Słyszę schodzących po schodach kolegów, wśród nich M. Pytam go gdzie jest S. M. odpowiada, że S. został i rozmawia z ochroniarzami, nie dało się Go przekonać, żeby wyszedł. Trudno, trzeba się znowu przenieść.

Tym razem większość ludzi się rozeszła, a ja, M, M4 i K2 trafiamy do Pokoju 2. Jak to na popieprzonych ludzi przystało, M i K2 zaczęli grać w coś na komputerze. Na nic zdały się argumenty, że żaden normalny człowiek nie gra o tej porze. Po prostu odpuściliśmy Im. Za chwilę przyszedł S. i tańczył do wyimaginowanej muzyki, a ja z M4 zastanawialiśmy się co zrobić.

Znalazłem dwie zupki chińskie i poszedłem do pierwszego składu, gdzie były otwarte drzwi. M4 poszedł ze mną. Były tam same dziewczyny i nasz znajomy. Znalazłem jakieś naczynia i nalałem wody do czajnika. Pojawił się kolejny problem. Zupki chińskie, które "zabrałem" były tak naprawdę samym makaronem. Chyba nie byłem tego świadomy i zapytałem jedną z lokatorek składu o chili. Pięć minut później jadłem z M4. makaron z wodą. W moim przypadku był to makaron z wodą i chili. Ni stąd, ni zowąd kolega powiedział: "polecam kosmodisk, gdyż on mnie pomógł". Tym sposobem potoczyła się fala głupich tekstów. Było pozytywnie, wszyscy się uśmiechali. Czasami nasze śmiechy przerywane były przez krzyki K2.

Minęło może 15 minut i znowu pojawił się S. tańcząc w swój charakterystyczny sposób. Przyszedł do składu, w którym przebywaliśmy. Był pijany i chciał iść na miasto. Jak zwykle nie przekonywały Go żadne argumenty, na chwilę zniknął z pola widzenia, tylko po to, żeby wrócić z ogórkiem. Pobiegł w stronę mojego pokoju a ja za Nim. Zdążył tylko otworzyć drzwi i biegnie dalej krzycząc: "idę spać, chodź ze mną"! Odpuściłem. Odprowadziłem M4. Po drodze odwiedziliśmy pokój gospodarza imprezy. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy. Podobno S. za nic nie chciał wyjść. Ochroniarz zaczął Nim potrząsać, ale S. miał tylko jedno zdanie: "jaaaa tuuu immmmprezuuuję". Pytany o numer swojego pokoju, trzy razy podawał złą wartość. Na koniec ochroniarz musiał mu znaleźć buty:)

M4 poszedł do swojego akademika, a ja do swojego łóżka.

Obudziły mnie dziwne odgłosy o 5. rano. Słyszę wyraźne "Bleeeeee". Po trzydziestu sekundach to samo. Kur*a! Z. się porzygał! Nie miałem już siły i chęci go opier**lać, postanowiłem to przełożyć na później.

Obudziłem się kolejny raz i zacząłem wydzierać się na Z. że zarzygał łóżko współlokatora. Nie rozumiem dlaczego nie poszedł do kibla. Kazałem mu okupić pościel, a tą zarzyganą wyrzucić. Wywiązał się z tego, ale i tak byłem wkurzony. Dodatkowo wkurzała mnie jego głupkowata wieśniacka gadka. Jak tacy ludzie mogą dostać się na jakiekolwiek studia?! Po cholerę zgadałem się na to, żeby spał u mnie?

Z. wyszedł na zajęcia, a ja poszedłem do M i S. Tu znowu wyszły nowe fakty. Po tym, jak S. zdecydował, że idzie na miasto, portierki nie chciały Go wypuścić z akademika. Zgodziły się, że Go wypuszczą pod warunkiem, że uzyska zgodę kogoś z rady mieszkańców. Jak dla mnie to już przesada i łamanie prawa. Owszem, bały się, że S. jest pijany, ale nie można nikogo więzić!

Jakimś cudem S. znalazł kogoś z rady mieszkańców i załatwił zgodę. Wrócił o 6. rano. Dopiero wtedy był na tyle przytomny, żeby móc porozmawiać z portierkami. Dowiedział się od Nich, że będzie na Niego skarga do kierowniczki. Portierka powiedział mu też, że ktoś Ją popchnął na schodach. Tutaj jestem pewien, że nie mówiła prawdy. Znam gościa, który podobno Ją potrącił i wiem, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego, wiem też, że portierka bardzo Go nie lubi. Jeśli chodzi o S, to niestety ma już ostrzeżenie, więc w tym przypadku sprawa jest poważna. Jeśli kierowniczka będzie miała zły humor, to S. wylatuje z akademika. Znowu będę musiał pogadać z kierowniczką. Najlepsze jest to, że S. ma to wszystko w dupie.

Później poszedłem do gospodarza wczorajszej imprezy. W pokoju zastałem jego współlokatora i dwóch gości z imprezy. Tutaj usłyszałem kolejne przerażające newsy. Otóż Ci goście byli spoza akademika, więc do drzwi odprowadziła ich ochrona. Niespodziewanie któryś ochroniarz wyciągnął pałkę i uderzył jednego. Nie chciało mi się w to wierzyć, no ale widzę na własne oczy, że facet jest poobijany. Nic nie może zrobić, bo był pijany, ochroniarze mogą powiedzieć, ze się przewrócił, albo ich zaatakował, co zresztą mogło być prawdą, nie znam tych ludzi, nigdy ich wcześniej nie widziałem i pewnie więcej nie zobaczę. Popieprzona sprawa.

Podsumowując - wersji wydarzeń jest naprawdę dużo, ciężko określić co z tego kotła jest prawdą a co nie. Sytuacja pewnie wyjaśni się w poniedziałek, gdy kierowniczka będzie w akademiku. Obstawiam, że gospodarz imprezy może wylecieć z akademika, a S., jako pier***ony farciarz, dalej będzie mieszkał tam, gdzie mieszka. Bardzo nie lubię takich sytuacji. O ile robię różne głupie rzeczy gdy jestem pijany, o tyle zawsze, gdzieś w podświadomości mam ogranicznik dotyczący respektowania prawa. Nigdy nie złamałem regulaminu akademika, gdy robię imprezy, umiem nad nimi zapanować, wiem jak wtedy udobruchać portierki i kiedy goście muszą bezwarunkowo wyjść. Z kierowniczką mam dobre kontakty, bo nigdy nie ma na mnie skarg i staram się być miły.

Na chwilę obecną postanowiłem, że nie będę robił imprez przez jakiś czas. Niech sytuacja się uspokoi. Sprawy zaszły za daleko. Tymczasem czekam na wyjaśnienie tego, co się stało i potwierdzenie którejś z wersji. W przypływie emocji powstaje wiele kłamstw. Odpuszczam sobie dwie wczorajsze dziewczyny i biorę się za naukę.

A co z sobotą? Minęła spokojnie. Kac szybko minął, wieczorem odwiedzili mnie znajomi. Opowiedzieli mi ciekawą historię dotyczącą naszego wspólnego kolego. Facet kiedyś jechał do pracy na motorze, a że lał obfity deszcz, to dotarł na miejsce całkiem mokry. Co zrobił? zdjął całą górną część garderoby i usiadł przed komputerem bez koszulki. Przyszedł Jego manager i powiedział tylko: "Panie, tak to nie działa". Obecnie kolega jest bezrobotny.

S, kilka godzin przed przyjściem Jego dziewczyny, dowiedział się, że mają rocznicę. Z kolei, gdy już przyszła, Z. wparował do Pokoju 1. i nie dawał Im prywatności. Zaczął w coś grać, wypił Im sok i jeszcze zaczął mówić, że "dobry, bo smakuje jak sperma". Co za imbecyl! M. zaprosił go do akademika, a sam wrócił do domu. Sprytnie. Chciałbym się jakoś zrewanżować, ale raczej nie spotkam drugiej tak głupiej osoby, żeby Ją przenocować u M.

piątek, 12 października 2012

O Babie z petem w mordzie i nie tylko

Kur*a! Czy każda kobieta musi być taka sama? Czy po prostu mam cholernego pecha? Dlaczego kobiety umawiają się i w ostatnim możliwym terminie odwołują spotkanie? Jak mieć szacunek do takich kobiet? Tak, dobrze myślicie, chodzi o K. Napisała do mnie SMS-a, że nie ma ochoty się spotkać bo niedawno stopiła częściowo laptopa. Fajnie. Ja niedawno częściowo zjadłem kanapkę. Może jestem niewyrozumiały, ale to, że się nie spotka w niczym nie pomoże, myślę, że to tylko pretekst. Nie będę więcej proponował spotkania.

Nareszcie załatwiłem wszystkie wpisy. Dzisiaj o godzinie 16.30 zdobyłem ostatni. Inne sprawy na uczelni również się klarują. Jak dobrze pójdzie to w weekend zajmę się moją pracą dyplomową, a w przyszłym tygodniu zacznę się uczyć do testów rekrutacyjnych. Mam na oku ciekawą firmę, która prowadzi duży nabór pracowników. Warunek jest taki, że trzeba pracować na cały etat. Myślę, że dałbym rady, ale spróbowałbym się jakoś dogadać.

Nie spotkałem się z K. więc poszedłem na pierwszy po wakacjach trening karate. Trochę spadłem z formą, ale i tak nieźle sobie radzę. Było dużo ludzi, którzy pewnie szybko się wykruszą. Myślę, że już na kolejnym treningu będzie połowa tego, co było dzisiaj. Zdążyłem zaliczyć pierwszą kontuzję. S. jak zwykle był nieostrożny i przywalił mi głową w nos. Walnął tak mocno, że się przewrócił, a mnie na chwilę zamroczyło. Nos chyba jest cały, ale robi się coraz bardziej fioletowy i straszliwie boli.

Po treningu spotkałem T2. Zdziwiło mnie to spotkanie, bo facet mieszka teraz w zupełnie innej części Mojego Miasta. Wracał z jakiejś imprezy i był mocno pijany. Zamieniliśmy kilka słów, zaproponowałem, żeby wpadł w sobotę do akademika.

Chwilę później zadzwoniła do mnie M3. Chce się ze mną jutro spotkać i pogadać. Zgodziłem się, ale będę bardzo wkurwiony, jeśli odwoła to spotkanie. Coraz bardziej drażnią mnie takie zachowania.

Wczoraj na balkonie miała miejsce mała popijawa. M. i S. wpadli na pomysł, żeby wypić butelkę wódki. Oczywiście skończyło się na zrobieniu burdelu. Rano, gdy piliśmy tam piwo, przyszła sprzątaczka i zrobiła nam awanturę. Oczywiście dostało się również mi, pomimo tego, że nie miałem związku z zaistniałym syfem. Obecna sprzątaczka, to wiecznie podku**iona kobieta, o której mówimy "Baba z petem w mordzie". Sprząta nasze piętro jedynie w przypadku zastępstw innej sprzątaczki, którą sympatycznie nazywamy "Mama", bo jest niezwykle tolerancyjna i zawsze z nami porozmawia. Baba z petem w mordzie, wizytę w każdym składzie zaczyna od słów "kurwa, ale burdel". "Mama" zamiast przeklinać, wesoło sobie pogwizduje. Taka sprzątaczka to skarb!

wtorek, 9 października 2012

Dobry zwyczaj - nie pożyczaj

Od imprezy minęło kilka dni, a wczoraj wieczorem znalazłem kolejny prezent. Ktoś mi dał kilka "małpek" domowego specyfiku. Pamiętam, że ktoś mi to dawał, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć kto.

W akademiku nie dzieje się dobrze. Współlokator, który niedawno się upił okazuje się drobnym złodziejaszkiem. Okazuje się, że podkrada mi pastę do zębów, margarynę, olej, przyprawy, smalec, i inne pierdoły. Niby pierdoły, ale irytuje mnie to. Już miał bardzo dużo czasu, żeby się zaopatrzyć chociażby w głupią pastę do zębów. Mam ciekawy pomysł. Do realizacji potrzebny mi będzie środek przeczyszczający i krem do stóp. Ale będzie ubaw:)

MoD poważnie mnie wkurzył. Pożyczyłem mu kiedyś zeszyt z notatkami z elektroniki, aby mógł się z niego przygotować do egzaminu. Zaznaczyłem, że w tym zeszycie jest sporo innych notatek, które będą mi potrzebne, dlatego chciałbym, żeby ten zeszyt do mnie wrócił. Jak się okazuje, zeszyt przepadł, a MoD ma to w dupie. Jak go spotkam to poważnie z nim pogadam. Dzisiaj miałem pierwsze kolokwium i nie miałem się z czego uczyć. Powtarzam pewien przedmiot i rok temu robiłem sobie notatki. Przez to, że nie mam do nich dostępu, powtarzanie materiału idzie o wiele dłużej.

Nie tylko ja jestem wkurzony na tego idiotę. MoD podczas imprezy powiedział dziewczynie S. że S. chodzi z nami na miasto i bawi się tam z innymi dziewczynami. Od kiedy MoD stał się katolikiem, jest coraz bardziej popieprzony.

Byłem dzisiaj u swojego promotora. Śmiesznie mówi po polsku:) Idzie się z nim dogadać, ale popełnia sporo błędów i nie zawsze rozumie co się do niego mówi. Dał mi materiały do mojej pracy i jestem przerażony. To, że po angielsku to nic, problem jest taki, że na stronie tytułowej magazynu widnieje wielki napis "INDUSTRIAL ELECTRONICS". Ponadto połowa użytych słów to słowa, które ciężko znaleźć nawet w słowniku. Czuję, że wziąłem zbyt ambitny temat.

Postanowiłem, że spotkam się z K. Potrzebuję tego spotkania, ono może dużo zmienić. Umówiłem się z Nią na czwartek.

W najbliższym czasie na forum pojawią się pewne zmiany. Jeśli dobrze pójdzie, to zmiany pojawią się już dzisiaj, myślę, że się Wam spodoba.

poniedziałek, 8 października 2012

Jedna noc....

Jest impreza, jest bałagan. Bałagan dotyczy każdej strefy, nie tylko tej fizycznej.

Na początek opiszę to, co zobaczyłem, gdy się obudziłem. Była godzina 10. leżałem w swoim łóżku, śpiąc pijackim snem. Otwieram oczy - nie wierzę! Na podłodze mnóstwo błota i szkła, stoliki zawalone szklankami, butelkami i jedzeniem. Na szafce dwie litrowe butelki po szkockiej. W rogu leży koc, a na nim przewrócone piwo. Koło drzwi złamany na pół mop. Wszędzie znajdowało się rozlane wino, które dzięki swojej lepkości sprawiało, że grawitacja działała lepiej. Gdzieniegdzie można było dopatrzeć się opakowań z zupkami chińskimi. Były też śmieci, które dopełniały niezwykły krajobraz. A teraz najlepsze - na piętrowym łóżku, na górze spał Psychopata...

Psychopata to dość specyficzny człowiek - jego pseudonim wiele tłumaczy. Człowiek ten mieszka w tym samym składzie co MoD, w sąsiednim pokoju. Lubi grać w baaaardzo stare gry komputerowe, nadmiernie gestykuluje, mówi bardzo szybko i całkiem bez sensu, czasami zagaduje człowieka i stwierdza, że nic nie chciał powiedzieć, kilka razy pojawiał się w znanym serwisie Youtube. Najprawdopodobniej jest homoseksualistą.

Wróćmy jednak na sam początek, a nawet wcześniej, bo do godziny 17.

Do imprezy została godzina, S, M. i jeszcze jeden znajomy zaczynają pić wódkę, tymczasem ja suszę włosy i walczę z Linuksem, bo akurat przed chwilą się wysypał, a system jest potrzebny żeby móc odtworzyć na imprezie moją playlistę. Naprawa systemu zajęła mi dwadzieścia minut - tyle samo co późniejsze wyjście do sklepu po wodę i jogurt. Gdy byłem w sklepie, zadzwonił do mnie MoD i zapytał jaką wódkę ma mi kupić.

Wróciłem do akademika i dołączyłem na balkonie do pijących kolegów. Minęła oficjalna godzina rozpoczęcia i standardowo nikt nie przyszedł. Dopiero około 19.30 przyszedł dawny współlokator M. wraz ze swoją dziewczyną. Dostałem od nich prezent w postaci wódki i sporej ilości zupek chińskich:)

Towarzystwo zaczęło się zbierać, przenieśliśmy się do mojego pokoju. Na razie w pokoju była przewaga facetów. Ludzie nie byli jeszcze bardzo pijani, jeden kolega postanowił nawet, że będzie liczył kieliszki, które wypił. Podobno przy dwudziestym kieliszku stracił numerację. Ktoś inny zaproponował ciekawe zadania. Polegało ono na tym, żeby zjeść dwanaście paluszków w ciągu jednej minuty. Tylko jednemu koledze to się udało. Człowiek waży jakieś 130 kg, ma usta większe od mojej głowy, więc miał szanse, ale i tak zdążył w ostatniej sekundzie. Jeden kolega tak ambitnie podszedł do sprawy, że musiał biegnąć do łazienki. A wydawałoby się, że zjedzenie dwunastu paluszków w ciągu minuty to żaden problem...

Kolejni goście to znajomi z uczelni, imprez, dawni mieszkańcy akademika itd... Jeden ze znajomych jak zwykle przyszedł bez flaszki. Wkurzyło mnie to, bo ciągle żeruje na innych, więc zapytałem gdzie flaszka. Powiedział, że na razie wpadł tylko na chwilę i zaraz wróci z flaszką. Już nie wrócił. Jeszcze bardziej wkurzył mnie Ł. przyszedł razem z dwoma kumplami i żaden nie kupił wódki! Mieli ze sobą po jednym piwie! Nawet dziewczyny lepiej się spisały. Oczywiście Ł. napierdolił się solidnie. Podejrzewam że wypił co najmniej pół litra.

Gdy minęła fala facetów, zaczęły pojawiać się dziewczyny, niestety dość późno. Przyszła nasza sąsiadka z pietra, znajoma MoD i moja koleżanka z dawnych lat razem z dwiema znajomymi. Przyszła też duża grupa znajomych z ostatniej popijawy w plenerze. Dostałem od nich świetny prezent - litrową butelkę, obklejoną kolorowymi karteczkami, na których były napisane zabawne rymowanki i życzenia. Wśród nowo przybyłych gości była ta straszliwie wielka kobieta, ale była też dziewczyna, która mi się spodobała. Od razu zacząłem z Nią rozmawiać. Przerwałem na chwilę, gdy zobaczyłem K. Przywitałem się z Nią i wróciłem do w/w dziewczyny. Zaproponowałem Jej zakład o to czy zje dwanaście paluszków w ciągu minuty:) Oczywiście przegrała, stawką było piwo - dobry pretekst aby spotkać się w cztery oczy:)

W pokoju było bardzo ciasno, nie dało się swobodnie poruszać. Około 21. przyszła portierka i powiedziała, że w akademiku nie ma już imprez. Zignorowałem Ją, ciszy nocnej jeszcze nie było. Dała sobie spokój.

Ja i koleżanka, która niedawno obroniła pracę magisterską, zaczęliśmy śpiewać piosenki, które leciały z moich głośników. M. ciągle mnie wkurzał, bo przełączał muzykę, pomimo, że wszyscy chcieli słuchać tej mojej. Później otwierałem jakimś dziewczynom wino wyciskarką do czosnku i piwo szklaną butelką. Problem był taki że ta butelka nie miała zakrętki, więc dość szybko ułamałem szyjkę. Uparłem się jednak, że otworze to piwo, więc kruszyłem pęknięte szkło. Jako, że pijaństwo daje +10 do nieśmiertelności, nie czułem efektu tych moich zabiegów. Miałem rękę całą we krwi, ale dość szybko przestała krwawić.

Już dość wcześnie impreza podzieliła się na dwa pokoje. Pokój M i S był tzw. "pokojem szybkiej najebki". Każdy kto tam wszedł, wychodził pijany. Kilka razy miałem okazję tam przebywać. Było jeszcze jedno miejsce gdzie przebywali ludzie - balkon. Tam przesiadywali palacze, ale również można było się napić.

Impreza w moim pokoju zakończyła się około północy. Wcześniej dwukrotnie dzwoniły portierki i prosiły o zakończenie. Zanim to się stało, część gości zdążyła już wyjść, m.in. K. Odprowadziłem Ją do wyjścia i pożegnałem się z Nią. Było dziwnie. Czuję, że powinniśmy kiedyś się spotkać i szczerze porozmawiać.

Gdy upewniłem się, że nikogo nie ma w pokoju, zamknąłem go, a następnie udałem się z kilkoma osobami w stronę wyjścia z akademika. Wśród tych osób była moja wybranka, którą później odprowadziłem pod sam dom, odrywając się tym samym od reszty towarzystwa. Pożegnałem się z Nią, przytuliłem i wróciłem do strefy 0. W moim pokoju nie było nikogo, jednak po chwili przyszedł MoD, zaproszona przez Niego dziewczyna i Psychopata. Widziałem wyraźnie, że ta dziewczyna mnie podrywa. Chciała pomóc mi ze sprzątaniem. Później mi powiedziała, że lubi facetów z długimi włosami.

Pozbieraliśmy większość butelek i poszliśmy na miasto. Śmiesznie to wyglądało, bo z przodu szedł Psychopata z MoD i rozmawiali o religii, a z tyło szedłem ja z trzymającą mnie pod ramię dziewczyną i śmialiśmy się z pary przed nami. Żeby było śmieszniej, ta dziewczyna to A..ileśsettam. W pewnym momencie złapała mnie za dłoń i szliśmy przez miasto niczym para. Do pierwszej knajpy nie zostaliśmy wpuszczeni. Zaproponowałem inną, ale gdy przyszliśmy na miejsce, okazało się, że knajpa już nie istnieje. Kolejna moja propozycja wypaliła i spędziliśmy tam trochę czasu. Po godzinie wygonili nas z ogródka i kazali wejść do środka. Znajoma MoD grzała swoje ręce moimi, a chłopaki gadali o jakiś głupotach. Chwilę później przyszedł M. - nie mam pojęcia skąd się tam wziął, na dodatek całkiem sam.

Zostałem w knajpie z nową znajomą, a koledzy wyszli. Gdy my chcieliśmy wyjść, okazało się, że zaginęła moja kurtka. Trochę się wkurzyłem, bo byłem niemal pewien, że miałem ją koło siebie. No nic, trzeba było się pogodzić ze stratą i wyjść z knajpy. Odprowadziłem moją towarzyszkę pod mieszkanie i pocałowałem Ją na dobranoc. Nie wiem czemu to zrobiłem, to pewnie wina alkoholu. Pożegnaliśmy się, a ja poszedłem do akademika.

Pierwsza rzecz, którą zrobiłem, to wklepanie w przeglądarce adresu allegro.pl i zakup nowej kurtki. To było naprawdę głupie, bo nowa kurtka kosztowała mnie 500 zeta i była kupiona po pijaku, bez zastanowienia. Chwilę później dzwoni telefon - nieznany numer. Okazało się, że to Psychopata. Mówi mi, że wziął moją kurtkę. No super! Po cholerę jej w ogóle dotykał?! Poszedłem spać.

Scenę z pobudki opisałem na początku tego wpisu. Nie zamknąłem pokoju i dlatego Psychopacie udało się wejść. Nie wiem dlaczego spał u mnie, skoro do swojego pokoju miał kilka kroków. Obudził się i powiedział mi, że przyniósł moją kurtkę. Wyrzuciłem go z pokoju.

Nie miałem siły sprzątać, miałem mega kaca. Zjadłem jogurt, wypiłem mleko i dalej źle się czułem. Podniosłem z ziemi jakąś zupkę chińską i też ją zjadłem. Trochę mi to pomogło. Odwiedziłem M. i MoD. M zbierał się do domu, a MoD oglądał głupi film. Poprosiłem go o długopis. Drugi znalazłem u siebie. złączyłem połamane fragmenty mopa, przyłożyłem do nich długopisy i obkleiłem taśmą klejącą.

Sprzątanie zajęło mi prawie cały dzień. Miałem jedną przerwę, gdy przyszedł kumpel i zaproponował piwo. To był ten sam gość który próbował wejść na moją imprezę bez wódki. Zgodziłem się - on płacił. Trochę pogadaliśmy, ale niezbyt dużo, byłem za bardzo zmęczony.

Gdy kończyłem sprzątać, wrócił współlokator. Tak jak podejrzewałem - nocował u siostry. Było już czysto, więc nie miał okazji zobaczyć konsekwencji imprezy. Gwoli ścisłości, drugi współlokator wyjechał na weekend do domu.

Wieczorem napisałem maila do gościa od kurtki. Powiedziałem mu, że zakup został zrobiony przypadkowo przez mojego syna, który zrobił to bez mojej wiedzy. To było dobre kłamstwo, więc musiało się udać. Zwróciłem facetowi koszty wystawienia aukcji i prowizję.

Chwilę później zjawił się u mnie znajomy z moich rodzinnych okolic i oznajmił że chce przenocować. Oczywiście ugościłem Go i nakarmiłem. On ciągle coś mówił, więc nie miałem miłego wieczoru. Poszedłem pod prysznic i poszedłem spać. W nocy znajomy szedł do łazienki i po drodze przywalił w leżącą koło mojego łóżka hantlę. To musiało boleć, taki ciężarek waży 15kg i bardzo nie lubi palców u nogi. Śmiałem się jak głupi i nie mogłem powstrzymać przez dobre dziesięć minut.

Niedzielny poranek był nieprzyjemny. Trzy razy się budziłem, zanim wstałem z łóżka. Byłem niewyspana, a na zewnątrz padał deszcz. Ostatecznie wstałem o 13. Od razu udałem się do lodówki i coś wypiłem. Później zrobiłem dwie kanapki ze smalcem. Miałem ochotę je zwymiotować. Nie mogłem się za nic zabrać. Postanowiłem, że w pierwszej kolejności nawiąże kontakt z osobami z imprezy. Dogadałem się z obiema dziewczynami, które odprowadzałem. Nie znają się, a ja nie wiem na którą się zdecydować. Być możne z żadną nie wyjdzie, ale chcę spróbować. Wiem, że to złe z mojej strony, ale pozwolę sobie być egoistą.

Wysłałem kilka maili w sprawie moich studiów i napisałem program, który planowałem dawno temu zrobić. Wieczorem poszedłem w odwiedziny do M2 i jego dziewczyny. I jak zwykle miło spędziłem czas. Sprawili sobie małe koty, więc było wesoło. Jeden wyszedł mi na ramię i zasnął:) Później próbował wyjść na głowę. Wyglądał bardziej jak czarna kulka niż kot. Drugi cały czas biegał po mieszkaniu.

Wróciłem do akademika, a tu MoD i M. grają z nowymi współlokatorkami w monopol. czyżby przełamywały się lody?

Rozwiązała się sprawa mojego współlokatora. Okazuje się, że był bardzo pijany gdy zasnął w łazience. Rano udawał, że nic nie pamięta. Musiał kłamać, gdy mi to mówił, unikał mojego wzroku. Muszę mu wymyślić jakiś pseudonim. Może Pijaczek?:)

Od rana powrót do rzeczywistości - uczelnia.

piątek, 5 października 2012

Łazienka jest...otwarta

Jakąś godzinę temu miało miejsce bardzo dziwne i podejrzane wydarzenie. Jeden ze współlokatorów wrócił do akademika, ściągnął buty i poszedł do łazienki. W tym momencie robiłem coś do jedzenia. Mija godzina, współlokatora nie ma. Myślę sobie, że pewnie sobie gdzieś poszedł. Słuchałem muzyki i przeglądałem coś w internecie, aż tu nagle drugi współlokator(ten który mówi przez sen) oznajmia, że ten pierwszy śpi na ziemi w kiblu. Zapaliło mi się czerwone światło, bo to nie jest normalna sytuacja. idę do łazienki, a tam na ziemi, w pozycji embrionalnej leży sobie facet. Pomyślałem sobie, że pewnie jest pijany. Widząc, że drugi współlokator kompletnie nie wie jak się zachować, zacząłem budzić pierwszego. Najpierw mówię mu po imieniu, krzyczę - nic. Wtedy poważnie się przestraszyłem, zacząłem go szturchać- uff, obudził się. Wstał i rozgląda się dziwnie. Z jednej strony wyglądał jakby był bardzo pijany, z drugiej to trochę podejrzane, bo jak wchodził do łazienki nie był chyba pijany, a poza tym nie czuć było od niego alkoholu. Zapytałem go dwukrotnie czy wszystko w porządku, upewniłem się jeszcze raz i uspokoiłem się. On wszedł do swojego łóżka na piętrze.

Sprawa jest dziwna. Wczoraj pił wódkę. Niewiele, bo ćwiartkę, ale to młoda głowa. Obudził się bardzo późno. Jego zachowanie po tym, jak ja Go obudziłem, było bardzo podejrzane. Nie wiem, może facet ma epilepsję? Ale gdyby tak było to chyba nie siedziałby w tej łazience całkiem bezszelestnie. Na razie leży w łóżku i śpi, jest wszystko ok, ale jutro muszę z Nim pogadać. A nuż najzwyczajniej w świecie się upił? Miał problemy z wejściem do łóżka.

Ech, zawsze spotykam dziwnych ludzi. Jeden współlokator sypia w łazience, drugi gada przez sen. Ten drugi jest bardzo fajny, mam nadzieję, że dogadam się z tym pierwszym.

A jak wyglądała reszta dnia? Męcząco. Uczelnia, uczelnia, jeszcze raz uczelnia, a potem pojechałem odwiedzić siostrę i zawieźć Jej walizkę. Przy okazji poprosiła mnie o skonfigurowanie internetu na Linuksie.

Późnym popołudniem spotkałem się z A, a wieczorem znowu przyszedł kumpel ten co wczoraj i chciał pić wódkę. MoD był cały dzień pijany bo zdał zaległy egzamin.

Jutro wielka impreza. Pierwsza integracja od rozpoczęcia roku akademickiego. Powinno być bardzo dużo ludzi i mam nadzieję, że tak będzie. Będę musiał wysprzątać pokój...

czwartek, 4 października 2012

Muuu!

Październik to najbardziej imprezowy miesiąc akademicki, chyba nawet bardziej niż maj. Codziennie wieczorem jest jakaś impreza. Ba, jakieś pierwszaczki zrobiły sobie imprezę niedaleko mnie, gdy przyszła portierka, trochę wyciszyli muzykę, ale teraz znowu zrobili głośniej. Jeszcze nie wiedzą, że tak się nie robi, ale za kilka, kilkanaście minut przekonają się o tym.

Trochę martwię się tym, że imprezy są tak częste. Mam nadzieję, że moja piątkowa impreza nie zakończy się zbyt wcześnie.

Dzisiaj był dzień wyciągania rzeczy z depozytu. Goście w depozycie powiedzieli nam, że mamy najbardziej popierdoloną paczkę. W sumie to nie dziwię się im. Wśród naszych rzeczy był fotel, krzesło, jakieś zeszyty i...sanki, płyta chodnikowa, skrzywione koło rowerowe, klatka na myszy, dmuchana seks-krowa oraz wiele innych osobliwości. To może być zastanawiające, bo kto normalny daje do depozytu ciężką płytę chodnikową albo nic nieważącą dmuchaną krowę, która muczy, gdy coś się Jej wsadzi do tyłka;) Wyniesienie wszystkiego do góry było bardzo męczące. Sama płyta waży z 50 kg. Ktoś Ją dostał kiedyś na urodziny. Zaproponowałem, żeby za rok włożyć do depozytu nasz basen, tylko uprzednio należy go napompować. Ciekawe czy się zmieści:)

Po przyniesieniu rzeczy z depozytu zadzwonił do nas kolega i ostrzegł nas, że zaraz nas odwiedzi. Facet jest dość ciekawy, bo pije właściwie bez przerwy a przy tym jest cholernie zdolny i bez problemu wszystko zdaje na bardzo dobre oceny. Zawsze gdy do nas przychodzi to mówi coś w stylu: "wczoraj było mocne chlanie...", albo "w tym tygodniu tylko jeden dzień nie piłem...". Gość potrafi pić wódkę kolejnego dnia po imprezie. Zgubił już kilka kurtek, dlatego przychodzi do nas zawsze bez kurtki. Śmialiśmy się, że po Moim Mieście chodzi slalomem i omija punkty w których może być picie. Rozmawialiśmy z nim i w pewnym momencie opowiadał o jakiejś dziwnej sytuacji.
- No bo wszystko się zaczęło od tego, że zaczęliśmy budować próg zwalniający - zaczął.
- Jak to próg zwalniający?! - zapytałem
- No normalnie, z krawężnika.
A ja myślałem, że my mamy dziwne pomysły...

Mój współlokator mówi przez sen, a przynajmniej wczoraj mówił. Postanowiłem, że będę zapisywał to, co powie. Drugi współlokator jest trochę bardziej normalny. Ogólnie rzecz ujmując jest całkiem dobrze i dogadujemy się. Ciekawe jak to będzie wyglądało za miesiąc.

środa, 3 października 2012

Włącz kuchenkę, postaw garnek z wodą, zaśnij

Siostrę przywiozłem i wróciłem w poniedziałek do Mojego Miasta. Gdy wszedłem do pokoju przeraził mnie smród spalenizny. Super, któryś z współlokatorów spalił garnek. Zrobiłem później awanturę, ale wpierw udałem się na wycieczkę do tłumacza przysięgłego. Potrzebowałem przetłumaczyć jedną stronę tekstu, dosłownie z kilkudziesięcioma wyrazami. Zrobiłbym to sam, ale potrzebowałem pieczątki. Przyjęła mnie bardzo miła kobieta, zeskanowała dokument i powiedziała: "to będzie dwie i pół strony, czyli po przeliczeniu 107.50zł". Mówię, że przecież widzę tu jedną stronę. Wytłumaczyła mi, że wszędzie  w tłumaczeniach uwzględnia się dokładną ilość słów i znaczące są spacje. No super! To ja zostanę tłumaczem białych znaków z każdego języka na każdy. Żałuję, że nie sprawdziłem innych tłumaczy.

Wróciłem na uczelnię i zaczęło się bieganie. Nawet nie chce mi się opowiadać co robiłem, to byłoby wyjątkowo nudne sprawozdanie.

Wieczorem zachciało się nam integracji. Pech sprawił, że jak zaglądałem do lodówki kumpli do skłądu weszła portierka. Było to dość niefajne z dwóch powodów. Po pierwsze, to się prawie nigdy nie zdarza, a portierka powinna siedzieć na portierni. Tym razem została najprawdopodobniej powiadomiona o odbywającej się w pobliżu imprezie i słysząc u nas głośne dyskusje postanowiła nas odwiedzić. Po drugie - moment wejścia tej kobiety zgrał się z momentem w którym pytałem kumpli: "na ch*j Wam tyle mleka!?".

Wypiliśmy piwo z nowymi współlokatorkami M. i S. Dziewczyny jakieś takie płochliwe. Jedna z nich powiedziała, że Jej rodzice "są luźni" i pozytywnie nas ocenili. Coś mi się nie chce wierzyć. Dziewczyny szybko uciekły, prawie w ogóle nie mówiły.

Kolejny dzień był bardzo podobny - bieganie tam i z powrotem, miliard rzeczy na głowie, a zrealizowane może dziesięć procent. Gdzieś pomiędzy jedną a drugą sprawą spotkali mnie koledzy - Ł. i taki stary znajomy ze studiów. Ten znajomy jest strasznie niezaradny, nie dość, że nic nie robi, nic się nie uczy, to nie potrafi niczego załatwić. Lubimy Go, ale znajomość z Nim robi się coraz mniej przyjemna.

Ł. powiedział, że w mojej byłej firmie nad projektami pracuje już tylko szef i kompletnie sobie z tym nie radzi. Bardzo dobrze, niech facet ma za swoje. Potem poszedłem z Ł. na jakiegoś fast fooda.

Zdążyłem tylko zjeść, a już miały się zacząć moje pierwsze w tym roku akademickim ćwiczenia. Zgłaszałem się do zadań dwa razy. Zapowiada się bardzo przyjemnie.

Po zajęciach pojechałem z S. i M. na większe zakupy, trzeba było zrobić zaopatrzenie na imprezę. Kupiłem jakieś chipsy, ciastka i tego typu rzeczy. Wódkę też trzeba było kupić. Całe szczęście, że zawsze gdy jest impreza dzielimy się kosztami. W przeciwnym wypadku nigdy nie udałoby się zorganizować czegoś tak dużego.

Wracając ze sklepu wpadłem na zajebisty pomysł. Spróbuję się zapisać do rady mieszkańców! A co! Znam tu dużo ludzi, do każdego potrafię dotrzeć, czemu by nie zwiększyć swoich przywilejów? Będąc w radzie mieszkańców mógłbym naprawdę dużo...

Mam wielką ochotę na wędzoną rybę. Niepokojące jest to, że mam też ochotę na dżem, a mój brzuch w ostatnim czasie trochę się powiększył. Oj, jak bardziej się nie przyłożę do ćwiczeń, to czeka mnie piwna ciąża. Czas zrezygnować z piwa...to boli.