niedziela, 14 października 2012

Robi się niemiło

Ludzie są bardziej popierdoleni, niż można to sobie wyobrazić! Czytam jakiś artykuł o nastolatce, która popełniła samobójstwo, a na dole strony reklama wibratorów. Sami to oceńcie.

Nie o tym chciałem jednak napisać. Tematem dzisiejszego wpisu będzie wczorajsza impreza i jej daleko idące, poważne konsekwencje.

Zaczęło się od tego, że odwiedziła mnie M3. Wypiliśmy sporo alkoholu, przeprowadziliśmy szczerą rozmowę, zaczęła się zwierzać, że jest nimfomanką. Zaczęliśmy się całować, wszystko zmierzało ku jednemu, ale był mały problem. Do pokoju wszedł MoD i Z. Wszystko szlag trafił, bo Z. gdy nas zobaczył, zaczął pytać, czy się przypadkiem nie "seksimy". To podziałało na M3 na tyle źle, że chciała wychodzić. Odprowadziłem Ją na rynek.

Gdy wracałem zadzwonił do mnie M4. - zapytał "czy coś się dzieje". To u Niego można tłumaczyć jako: "napiłbym się wódki". Powiedziałem, że jest impreza u kolegi w akademiku, trzeba tylko kupić wódkę. Umówiliśmy się pod sklepem. Kupiliśmy wódkę i poszliśmy do pokoju, gdzie była impreza. Już z daleka wyczuwałem gej-party. Jak się okazało miałem rację. Było raptem kilka dziewczyn, reszta to sami faceci. Impreza nie miała żadnego motywu przewodniego, jedynym jej celem było upicie się, a alkoholu było dużo, bo każdy miał za zadanie przynieść pół litra.

Byłem już trochę pijany gdy tam przyszedłem, bo wcześniej piłem z M3. Impreza dobrze się rozkręciła, część ludzi chwiała się już na nogach. Jak to zwykle bywa, muzyka była do dupy i postanowiłem ją zmienić. Gdy usłyszałem, to co chciałem słyszeć, naszła mnie ochota na tańczenie. Zaprosiłem do tańca dwie dziewczyny, jedna po drugiej. Było fajnie, chociaż dziewczyny beznadziejnie tańczyły. Potem było picie, tańczenie, picie. Nie wiem kiedy znalazłem się w zupełnie innym pokoju z dwiema dziewczynami, z którymi tańczyłem, sporą ilością facetów i jeszcze większą ilością wódki. ktoś dał mi wódkę do jednej ręki, a do drugiej mocnego drinka do przepicia. Ten układ powtarzał się trzy razy.

Przetrwałem koło śmierci i poszedłem z dziewczynami do pokoju, w którym byliśmy wcześniej. Nie mieściliśmy się, więc staliśmy w drzwiach w ten sposób, że ja byłem w środku i obejmowałem dziewczyny ramionami.

Nie wiem kiedy, ta po lewej stronie zaczęła się do mnie dobierać. To nic! Nie wiem kiedy zaczęliśmy się całować! To jednak nie koniec... Całowaliśmy się baaaardzo długo i robiliśmy to na przejściu pomiędzy korytarzem a pokojem. Do tej pory mam kaca moralnego. Gdyby tylko to był jedyny problem... Kumple powiedzieli mi dzisiaj, że do pięknych, to Ona nie należała. No cóż, w końcu liczy się wnętrze;)

Całowanie się z tą dziewczyną to naprawdę mało spektakularna sprawa w porównaniu z tym co stało się później.

Od niedawna w akademikach wprowadzono dość poważne restrykcje. Teraz portierki wieczorami chodzą po akademiku i sprawdzają, czy ktoś nie robi jakiejś imprezy. Czuję się jakbym był w jakimś getcie. Jak tak dalej pójdzie, to zacznę szukać jakiegoś mieszkania. Co niektórzy bez tego powinni szukać mieszkania...

Problem był w tym, że portierka zwabiona odgłosami muzyki przyszła na nasze piętro i miała wielką ochotę rozwalić imprezę. Krzyczy jeszcze z korytarza: "Proszę uciszyć tą muzykę!". W tym momencie jeden kolegów, przerwał na dziesięć sekund swój taniec z butelką wódki. Chwila konsternacji i tańczy dalej. Portierka wchodzi do składu i zaczyna krzyczeć. W tym momencie część ludzi ucieka w różne strony, ja wchodzę do kibla, a gospodarz zaczyna się z nią kłócić. Po jakimś czasie wyszedłem z łazienki i poszedłem do siebie. Po drodze spotkałem sporo osób. Znowu pojawiła się wódka, zmieniło się tylko miejsce. S. biegał gdzieś po akademiku, zapominając o wszystkim co się wokół Niego się dzieje. Odprowadziłem Z. do pokoju, bo wręcz mnie o to błagał, zresztą był bardzo pijany.

Minęło jakieś 15 minut i znowu byliśmy w punkcie wyjścia, czyli w pokoju gdzie była impreza. Portierki już nie było, ale usłyszałem niepokojące wieści. Gospodarz, idąc klatką schodową, niechcący potrącił barkiem portierkę, a Ta nieźle się wkurzyła.

Siedzimy sobie w pokoju, coraz więcej osób odpada, zostają sami faceci. Pijemy wódkę. Nagle S. oznajmia, że chce iść na miasto. M. próbuje Go powstrzymać, zaczynają się bić na łóżku. Nikt się tym szczególnie nie przejmuje. Dla bezpieczeństwa zamknęliśmy drzwi na klucz. Gospodarz, wyszedł na chwilę i powiedział w jaki sposób będzie pukał, gdy będzie chciał wejść. Jak dla mnie było to dziecinne, ale ok. Chwilę później słyszymy walenie w drzwi: "JEB JEB JEB" i krzyki "OTWIERAĆ". Otwieram drzwi, a tam czterech łysych facetów ubranych na czarno. Super! Portierka przyprowadziła ochronę. Goście rozglądają się po pokoju i pytają"Co się tu dzieje?!". Odpowiadam: "Nic". Goście chyba nie uwierzyli, bo dokładnie w tym momencie M. i S. bili się na łóżku. Pomyślałem - "czas na ewakuację". Przechodzę pomiędzy facetami i wychodzę ze składu - udało się:) Na klatce schodowej czekam na resztę ludzi i na dalszy ciąg wydarzeń. Słyszę schodzących po schodach kolegów, wśród nich M. Pytam go gdzie jest S. M. odpowiada, że S. został i rozmawia z ochroniarzami, nie dało się Go przekonać, żeby wyszedł. Trudno, trzeba się znowu przenieść.

Tym razem większość ludzi się rozeszła, a ja, M, M4 i K2 trafiamy do Pokoju 2. Jak to na popieprzonych ludzi przystało, M i K2 zaczęli grać w coś na komputerze. Na nic zdały się argumenty, że żaden normalny człowiek nie gra o tej porze. Po prostu odpuściliśmy Im. Za chwilę przyszedł S. i tańczył do wyimaginowanej muzyki, a ja z M4 zastanawialiśmy się co zrobić.

Znalazłem dwie zupki chińskie i poszedłem do pierwszego składu, gdzie były otwarte drzwi. M4 poszedł ze mną. Były tam same dziewczyny i nasz znajomy. Znalazłem jakieś naczynia i nalałem wody do czajnika. Pojawił się kolejny problem. Zupki chińskie, które "zabrałem" były tak naprawdę samym makaronem. Chyba nie byłem tego świadomy i zapytałem jedną z lokatorek składu o chili. Pięć minut później jadłem z M4. makaron z wodą. W moim przypadku był to makaron z wodą i chili. Ni stąd, ni zowąd kolega powiedział: "polecam kosmodisk, gdyż on mnie pomógł". Tym sposobem potoczyła się fala głupich tekstów. Było pozytywnie, wszyscy się uśmiechali. Czasami nasze śmiechy przerywane były przez krzyki K2.

Minęło może 15 minut i znowu pojawił się S. tańcząc w swój charakterystyczny sposób. Przyszedł do składu, w którym przebywaliśmy. Był pijany i chciał iść na miasto. Jak zwykle nie przekonywały Go żadne argumenty, na chwilę zniknął z pola widzenia, tylko po to, żeby wrócić z ogórkiem. Pobiegł w stronę mojego pokoju a ja za Nim. Zdążył tylko otworzyć drzwi i biegnie dalej krzycząc: "idę spać, chodź ze mną"! Odpuściłem. Odprowadziłem M4. Po drodze odwiedziliśmy pokój gospodarza imprezy. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy. Podobno S. za nic nie chciał wyjść. Ochroniarz zaczął Nim potrząsać, ale S. miał tylko jedno zdanie: "jaaaa tuuu immmmprezuuuję". Pytany o numer swojego pokoju, trzy razy podawał złą wartość. Na koniec ochroniarz musiał mu znaleźć buty:)

M4 poszedł do swojego akademika, a ja do swojego łóżka.

Obudziły mnie dziwne odgłosy o 5. rano. Słyszę wyraźne "Bleeeeee". Po trzydziestu sekundach to samo. Kur*a! Z. się porzygał! Nie miałem już siły i chęci go opier**lać, postanowiłem to przełożyć na później.

Obudziłem się kolejny raz i zacząłem wydzierać się na Z. że zarzygał łóżko współlokatora. Nie rozumiem dlaczego nie poszedł do kibla. Kazałem mu okupić pościel, a tą zarzyganą wyrzucić. Wywiązał się z tego, ale i tak byłem wkurzony. Dodatkowo wkurzała mnie jego głupkowata wieśniacka gadka. Jak tacy ludzie mogą dostać się na jakiekolwiek studia?! Po cholerę zgadałem się na to, żeby spał u mnie?

Z. wyszedł na zajęcia, a ja poszedłem do M i S. Tu znowu wyszły nowe fakty. Po tym, jak S. zdecydował, że idzie na miasto, portierki nie chciały Go wypuścić z akademika. Zgodziły się, że Go wypuszczą pod warunkiem, że uzyska zgodę kogoś z rady mieszkańców. Jak dla mnie to już przesada i łamanie prawa. Owszem, bały się, że S. jest pijany, ale nie można nikogo więzić!

Jakimś cudem S. znalazł kogoś z rady mieszkańców i załatwił zgodę. Wrócił o 6. rano. Dopiero wtedy był na tyle przytomny, żeby móc porozmawiać z portierkami. Dowiedział się od Nich, że będzie na Niego skarga do kierowniczki. Portierka powiedział mu też, że ktoś Ją popchnął na schodach. Tutaj jestem pewien, że nie mówiła prawdy. Znam gościa, który podobno Ją potrącił i wiem, że nigdy nie zrobiłby czegoś takiego, wiem też, że portierka bardzo Go nie lubi. Jeśli chodzi o S, to niestety ma już ostrzeżenie, więc w tym przypadku sprawa jest poważna. Jeśli kierowniczka będzie miała zły humor, to S. wylatuje z akademika. Znowu będę musiał pogadać z kierowniczką. Najlepsze jest to, że S. ma to wszystko w dupie.

Później poszedłem do gospodarza wczorajszej imprezy. W pokoju zastałem jego współlokatora i dwóch gości z imprezy. Tutaj usłyszałem kolejne przerażające newsy. Otóż Ci goście byli spoza akademika, więc do drzwi odprowadziła ich ochrona. Niespodziewanie któryś ochroniarz wyciągnął pałkę i uderzył jednego. Nie chciało mi się w to wierzyć, no ale widzę na własne oczy, że facet jest poobijany. Nic nie może zrobić, bo był pijany, ochroniarze mogą powiedzieć, ze się przewrócił, albo ich zaatakował, co zresztą mogło być prawdą, nie znam tych ludzi, nigdy ich wcześniej nie widziałem i pewnie więcej nie zobaczę. Popieprzona sprawa.

Podsumowując - wersji wydarzeń jest naprawdę dużo, ciężko określić co z tego kotła jest prawdą a co nie. Sytuacja pewnie wyjaśni się w poniedziałek, gdy kierowniczka będzie w akademiku. Obstawiam, że gospodarz imprezy może wylecieć z akademika, a S., jako pier***ony farciarz, dalej będzie mieszkał tam, gdzie mieszka. Bardzo nie lubię takich sytuacji. O ile robię różne głupie rzeczy gdy jestem pijany, o tyle zawsze, gdzieś w podświadomości mam ogranicznik dotyczący respektowania prawa. Nigdy nie złamałem regulaminu akademika, gdy robię imprezy, umiem nad nimi zapanować, wiem jak wtedy udobruchać portierki i kiedy goście muszą bezwarunkowo wyjść. Z kierowniczką mam dobre kontakty, bo nigdy nie ma na mnie skarg i staram się być miły.

Na chwilę obecną postanowiłem, że nie będę robił imprez przez jakiś czas. Niech sytuacja się uspokoi. Sprawy zaszły za daleko. Tymczasem czekam na wyjaśnienie tego, co się stało i potwierdzenie którejś z wersji. W przypływie emocji powstaje wiele kłamstw. Odpuszczam sobie dwie wczorajsze dziewczyny i biorę się za naukę.

A co z sobotą? Minęła spokojnie. Kac szybko minął, wieczorem odwiedzili mnie znajomi. Opowiedzieli mi ciekawą historię dotyczącą naszego wspólnego kolego. Facet kiedyś jechał do pracy na motorze, a że lał obfity deszcz, to dotarł na miejsce całkiem mokry. Co zrobił? zdjął całą górną część garderoby i usiadł przed komputerem bez koszulki. Przyszedł Jego manager i powiedział tylko: "Panie, tak to nie działa". Obecnie kolega jest bezrobotny.

S, kilka godzin przed przyjściem Jego dziewczyny, dowiedział się, że mają rocznicę. Z kolei, gdy już przyszła, Z. wparował do Pokoju 1. i nie dawał Im prywatności. Zaczął w coś grać, wypił Im sok i jeszcze zaczął mówić, że "dobry, bo smakuje jak sperma". Co za imbecyl! M. zaprosił go do akademika, a sam wrócił do domu. Sprytnie. Chciałbym się jakoś zrewanżować, ale raczej nie spotkam drugiej tak głupiej osoby, żeby Ją przenocować u M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)