środa, 24 października 2012

Gdzie nie należy gasić papierosa?

To był dobry dzień, pełen śmiechu i pozytywnych wydarzeń.

Jak zwykle wyjechałem do Mojego Miasta jedynym w ciągu dnia busem, który udaje się w tamtą stronę. Po drodze do busa wsiadała babina, którą jeszcze pamiętam z podstawówki. Była( i wciąż jest) kucharką w szkolnej stołówce. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ma jakieś 80 lat. Nie pamięta mnie w ogóle, ale i tak zawsze Jej mówię "dzień dobry".

Babina wysiadła w miejscowości, w której jest podstawówka, a na tym samym przystanku wsiadła pielęgniarka z miejscowego ośrodka zdrowia. Też Ją kojarzę, ale nawet osoba, która nie miała z Nią wcześniej do czynienia, zorientowałaby się, że kobieta musi pracować w ośrodku zdrowia. Dlaczego? Bo wsiadając do busa, wypełniła go charakterystycznym zapachem szpitala. Jej ubranie było przesączone tym zapachem.

Gdy już wylądowałem w Moim Mieście, idąc do akademika, spotkałem nietypowe zjawisko. Przed supermarketem klęczała kobieta i trzymając w ręce różaniec, klepała paciorki. Tak mnie rozbawiła ta sytuacja że aż na chwilę się zatrzymałem. Kobieta wyglądała na kompletnie opętaną. W ogóle skąd Ona sobie wymyśliła, że będzie się modlić przed supermarketem? Najlepsze jest to, że kilkaset metrów dalej jest kościół.

To nie wszystko. Wróciłem do akademika i jestem głodny. W kuchni leży opiekacz pożyczony od S. więc postanowiłem zrobić tosty. Otwieram opiekacz, a tam... pet papierosowy! Kur*a! Kto wpadł na pomysł gaszenia papierosa na opiekaczu?! Najlepsze to, że mogli to być tylko M. lub S. co zresztą potwierdza marka papierosa... Próbowałem to jakoś wyczyścić, ale nie da się, bo opiekacz śmierdzi nawet po użyciu dużej ilości płynu do mycia naczyń. Mało tego, w zlewie są dwie gumy do żucia. Dzwonie do S i pytam:
- S. możesz mi ku*wa wyjaśnić, dlaczego w opiekaczu jest pet, a w moim zlewie gumy do żucia?!
- Nie jestem tego w stanie wyjaśnić - odpowiada śmiejąc się.
- Powiedz mi jedną rzecz - co Ty chciałeś osiągnąć gasząc papierosa w Twoim własnym opiekaczu?! - pytam z wyraźną irytacją
- Nie jestem w stanie tego wyjaśnić. - powtarza, znowu się śmiejąc.

I tak to rozmawiać z S. nigdy niczego nie bierze na serio, robi głupie rzeczy po pijaku i ma gdzieś konsekwencje. Nie lepiej wygląda sytuacja z Jego studiami. Od kolegi usłyszałem ciekawą opowiastkę. Otóż, kumpel wchodzi do dziekanatu i widzi trzy pudełka, oznaczone odpowiednio: "indeksy po wpisie", "indeksy do zwrotu", "skreślenia z listy studentów". W pierwszym pełno indeksów, w drugim trochę mniej, a w trzecim tylko indeks S. Oczywiście ubaw na całego, bo do dziekanatu przychodzą inni znajomi, zaczynają robić zdjęcia, dawny dziekan akurat przechodzi obok i zaczyna się śmiać. Gdy S. dowiedział się o sprawie, oczywiście nie przestraszył się zbytnio. Postanowił, że jutro przejdzie się do dziekana i to załatwi, w końcu już raz przyszedł mu do domu list z informacją o tym, że już nie jest studentem...tyle, że wtedy to była pomyłka. Tym razem oddał indeks długo po terminie i na dodatek z wieloma brakami. Nie wiem po co go oddawał.

Jestem zadowolony, bo po raz kolejny zgłosiłem się dziś do jakiegoś zadania, którego nikt nie umiał zrobić, a poza tym dość dobrze chyba mi poszło kolokwium. Na chwilę obecną mam 10/5pkt czyli 200%;-) Chyba nie miałem jeszcze tak dobrej sytuacji. Dziwi mnie to, że prowadzący chce mnie jeszcze brać do zadań.

Przed treningiem przyszedł w odwiedziny M2. razem ze swoją kobietą. Nigdy nie przychodzi z pustymi rękami, tym razem przyniósł dużo piwa. Jak zwykle nie można się przy nim nudzić. Wypiłem jedno piwo, ale to nie był dobry pomysł, bo zaraz miałem trening.

Na treningu czułem się jakbym był w ciąży. Całe szczęście - nie był zbyt męczący. Tym razem było bardzo technicznie, ćwiczyliśmy różne rodzaje pozycji, uderzeń, itp. Sam nie wiem, kiedy minęło 1.5h.

Obiecałem S. że jutro pójdę z Nim do dziekanatu. Dobrze wie, że idę tam, żeby się z Niego pośmiać. Ten pier**lony farciarz, pewnie znowu wyląduje na cztery łapy, więc nie ma stresu. Ciekaw jestem, kiedy S. zacznie normalnie żyć. Najlepsze jest to, że On też traktuje tą sytuację jako powód do śmiechu.

Jedyna zła wiadomość dna dzisiejszego, jest taka, że katalog filmów poszedł się je*ać. Pieprzone amerykańskie hostingi! Nie dość, że w nieoczekiwanym momencie usuną wszystkie dane, bez wcześniejszego powiadomienia, to jeszcze po tym wszystkim wyślą reklamę, w której oferują ulepszenie posiadanego konta. Kij im w de! Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką niekompetencją. Najgorsze jest to, że nie zrobiłem backupa bazy danych, przez co większość opisów przepadła. Całe szczęście, że mam na dysku system, który generuje te opisy i komunikuje się z bazą. Niestety w najbliższym czasie nie będę w stanie tego uruchomić na nowo. Jednak, jeśli to już zrobię, to tym razem wszystko wrzucę na swój serwer z domeną Wysp Kokosowych :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)