niedziela, 27 maja 2012

Kolejna "konfrontacja"

Ja chyba rzeczywiście przyciągam nietypowe sytuacje. Tym razem nie zrobiłem nic nadzwyczajnego, a mimo to, było gorąco...

Dzień jak zwykle zaczął się od późnej pobudki i szybkiego jedzenia. Kilka kliknięć myszką, żeby zabić czas i odwiedziny sąsiadów. Tym razem był tylko kolega, który przyjeżdża na weekend. Swoją drogą wkurza mnie. Jest strasznie niekulturalny i nachalny.

Zrobiłem sobie dobry obiad, trochę się pouczyłem, trochę zacząłem interesować się zleceniem, które mam do wykonania. Minęło kilka godzin i zadzwoniła do mnie koleżanka. Mieliśmy wspólnie, razem z innymi znajomymi wybrać się dziś na grilla, jednak Ona o tym całkowicie zapomniała. Poprosiła mnie, żebym Jej pomógł coś przygotować w Excelu. Ech... znowu ten sam problem - jestem informatykiem, więc każdy myśli, ze znam zajebiście Excela i wszystkie inne komercyjne programy.

Zrobiło się małe zamieszanie, bo zadzwonił znajomy i powiedział, że ta koleżanka zaprosiła Go na grilla do mnie. Udało się w końcu dogadać i postanowiłem, że jednak zorganizuję małe spotkanie.

Około 19. Przyszła koleżanka. Oczywiście pomogłem zrobić Jej odpowiednią tabelkę i nawet całkiem nieźle to wyszło. Później przyszedł Jej chłopak i jeszcze jeden kumpel. Poszliśmy do sklepu i kupiliśmy kiełbasę. Następnie, standardowo udaliśmy się w plener koło akademików, żeby rozpalić grilla. W tym czasie dołączyli do nas pozostali znajomi.

Minęło może kilkanaście minut i przyczepił się do nas jakiś pijany facet. Osobiście ignorowałem go, ale niestety znajomi wymienili z nim kilka zdań. Co więcej, kolega, myśląc, że gość się odczepi, dał mu piwo. Wiedziałem, że to zły pomysł i miałem rację. Facet cały czas przy nas siedział i nie odpuszczał.

Na chwilę udało mi się go przegonić, wrócił jednak po kilkunastu minutach, wyciągnął ze swojego plecaka coś, co przypominało kromkę chleba i próbował wziąć kiełbasę z grilla. Wtedy się wkurzyłem i lekko go odepchnąłem. Uparty facet nie dawał za wygraną. Zaczął wciskać kit, że chce kiełbasę, bo "się do niej dooooookładał i ją rooooobił". Mieliśmy przy tym niezły ubaw, ale mimo wszystko sytuacja była poważna. Zaciągnąłem go na większą odległość i powiedziałem wprost, żeby odpie****ił się od naszego grilla. Facet zaczął na mnie napierać, więc go uderzyłem. Przewrócił się. To chyba poskutkowało, bo przestał się nami interesować, przyczepił się za to do innej grupy osób. Oni również dali mu do zrozumienia, że nie życzą sobie jego towarzystwa.

Nie zdziwicie się, gdy wam powiem, że gdy odszedł od tej grupy, wrócił do nas. Za jakie grzechy!. Tym razem nie byłem już w stanie ograniczyć wewnętrznej agresji i użyłem naprawdę mocnej perswazji słownej. Dał nam spokój. Przez kilka godzin mogliśmy się cieszyć naszym towarzystwem.

Dowiedziałem się, ze zaprzyjaźniona para wybiera się jutro na wycieczkę w moje okolice. Pytali o jakieś ciekawe tereny do zwiedzenia. Udzieliłem kilku porad i zaproponowałem, że kiedyś moglibyśmy się wybrać całą paczką na jakąś dłuższą wyprawę. Zaplanowałbym dokładną trasę na kilka dni, a noclegi moglibyśmy spędzać pod namiotami. Pomysł bardzo się spodobał i wszyscy wyrazili swoje poparcie, pozostała tylko(a może aż) kwestia ustalenia terminu.

Czas wesoło mijał, ale oczywiście coś musiało się zepsuć. Znowu przyszedł ten natrętny facet i znowu próbował zabrać kiełbasę. Był tak pijany, że nie musiałem interweniować, przewrócił się. Po chwili próbował zabrać nam piwo. Po raz kolejny zapaliła mi się lampka ostrzegawcza i kolejny raz musiałem go "odrzucić". Jak bumerang podszedł do sąsiedniej grupy, a później wrócił do nas. Miarka się przebrała! Wziąłem do jednej ręki jego plecak, a drugą ręką chwyciłem go za ubranie. Przeciągnąłem go dobre kilkaset metrów i tam go porzuciłem. Już więcej nie wrócił, a my mogliśmy spokojnie dokończyć rozmowę.

Dochodziła godzina pierwsza i znajomi chcieli już wracać. Próbowali dodzwonić się na taksówkę, ale albo nikt nie odbierał, albo nie było dostępnego samochodu. Dopiero po pół godziny udało się zamówić taryfę. Chcieli zamówić samochód sześcioosobowy, ale skończyło się na dwóch zwykłych taksówkach. Odprowadziłem ich do samochodów i wróciłem do siebie trzymając w jednej ręce grilla, a w drugiej brykiet.

1 komentarz:

  1. Trochę Cię rozumiem. Ja może nie przyciągam nietypowe sytuacje, ale nietypowych mężczyzn już tak. Nietypowych i dziwnych. Ale nie o tym chciałam pisać. Trafiłam na Twojego bloga jeszcze przed przeprowadzką z Onetu. Dosłownie na chwile przed nią. W związku z tym niestety nie dane mi było poznać całą Twoją historię, a jedynie jej początek. Wspominałeś ostatnio o uzależnieniu od pisania. To nie jest groźne, a jeśli pomaga Ci to porządkować myśli to pisz jeszcze więcej. Wiem co mówię. ;)

    A, zapomniała bym. Powodzenia w staraniach o pracę ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)