czwartek, 28 czerwca 2012

Byle do piątku

Żeby nie przesadzić, napiszę, że jestem troszkę pijany. Wiecie co to oznacza? No tak - z obiektywnego punktu widzenia, może to oznaczać zdany, albo niezdany egzamin... Zanim się tego dowiecie, pozwólcie, że troszkę Was wprowadzę.

Tak jak pisałem, mój Profesor, to bardzo zdolny człowiek. Pomimo olbrzymich wymagań stawianych studentom, mam do niego spory szacunek. Nie ukrywam jednak, że czasami potrafi być złośliwy. Kiedyś pytał mojego znajomego przez sześć godzin, zanim znajomy dostał ocenę. W międzyczasie zdążyli zjeść obiad.

W sumie, sam miałem podobną sytuację na egzaminie z matematyki. Było nawet troszkę gorzej. Egzamin trwał ponad siedem godzin. W międzyczasie, gdy egzaminator wyszedł, zdążyliśmy zamówić pizzę. Wszyscy dostali z pisemnego po 19.5 pkt, przy czym zaliczenie było od 20. Jestem pewien, że egzamin napisałem wtedy bardzo dobrze i bez problemu miałem zaliczenie. No, ale jakie znaczenie ma moja opinia? Facet wziął nas wszystkich na egzamin ustny i wszystkim dał 2.0. Dopiero po kilku godzinach zmienił zdanie i stwierdził, że da nam upragnione trójki. Poprosił, abyśmy skontaktowali się z resztą kolegów, którzy z nami zdawali, a zdążyli pojechać do domów. Niektórzy z nich odjechali już na odległość około 100 km...

Wracając do tematu - mój egzamin wyglądał tak, ze najpierw jest część pisemna, i bez względu na to, jak bardzo jest się zajebistym jest część ustna. Zdanie egzaminu pisemnego o niczym nie świadczy, on jedynie określa, czy jest się dopuszczonym do egzaminu ustnego.

Jak było ze mną? A no, uczyłem się przez kilka dni, poszedłem na egzamin pisemny i wydawało mi się, że dobrze go napisałem. Miałem rację. o 19. we wtorek dowiedziałem się, że zostałem dopuszczony do egzaminu ustnego. Zrobiłem się bardzo szczęśliwy.

Od tego czasu zaczął się zabójczy maraton. Stwierdziłem, że zrobię wszystko, żeby zdać ten egzamin i zacząłem się uczyć. Nauka trwała nieprzerwanie, do godziny 14. dnia następnego, czyli do środy. Zrobiłem sobie może trzy godzinne przerwy. Zakres materiału był olbrzymi, w końcu to jeden z najgorszych przedmiotów na studiach. O godzinie 14. nie wiedziałem tylko co to są zatrzaski i czym się charakteryzują. Ostatkiem energii przeczytałem temat i miałem nadzieję, że mnie o to nie zapyta...

Egzamin był o godzinie 16. Gdy dowiedziałem się, że część osób siedzi w sali od godziny 13. trochę się przestraszyłem. Na swoją kolej czekałem dwie godziny...

Dostałem kilka prostych pytań w ramach wstępu. Dowiedziałem się, że mam 3.0, ale mogę walczyć o wyższą ocenę. Zgodziłem się. Zgadnijcie jakie pytanie dostałem...Zatrzaski! Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się narysować kilka poprawnych schematów, pokazałem je Profesorowi i ostatecznie zdałem egzamin z oceną 3.5! Jestem bardzo szczęśliwy. To jeden z trzech najgorszych egzaminów na studiach, jedyny, trudniejszy egzamin, to ten, co miałem pół roku temu.

Co wydarzyło się później, bardzo łatwo się domyślić. Po wyjściu z sali poczekałem chwilę na S. Również zdał. Potem poszliśmy do akademika. Na wieczór mieliśmy zaplanowaną wizytę u znajomych, którym urodziło się dziecko. Poszliśmy do Nich o 20. Było bardzo miło. Daliśmy im prezent z okazji narodzin, i klasycznie flaszkę wódki. Oni poczęstowali nas pizzą. Do tego wypiliśmy nasze piwo i wódkę. Mały spał przez cały czas, czasami uśmiechając się przez sen.

Dodam jeszcze, że znajomy zadzwonił do mnie w sprawie pracy. Mam się zgłosić we wtorek. Gdyby nie piątek, powiedziałbym, że wszystko różowo się układa. A dlaczego? W piątek mam kolejny egzamin. Na szczęście ten egzamin będzie sto razy prostrzy od tego, który właśnie zaliczyłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)