czwartek, 21 czerwca 2012

Drugie dzieciństwo

Właśnie wyszedłem spod prysznica. Okno w pokoju jest otwarte i przez to właśnie okno słyszę pobliską imprezę, akurat trafiłem na klasyczne "sto lat".

Dziś od rana nic nie robiłem. Siedziałem przy komputerze i szukałem ofert pracy. Znalazłem kilka ciekawych. Później zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że załatwi mi pracę w firmie której On pracuje. Może ta firma nie jest szczytem moich marzeń, ale warunki są naprawdę niezłe. Służbowy telefon z abonamentem, darmowy monitor, możliwość zdalnej pracy - idealnie!

Wieczorem poszedłem na balkon, a tam znajomi siedzą w czwórkę i piją wódkę, niczym wodę. Po opróżnieniu butelki zaczęliśmy naukę - tym razem elektronika cyfrowa. Ten dział akurat dobrze umiem, więc nauka ograniczyła się do powtórzenia kilku zagadnień. Zrobiłem świetne notatki. Ba! używam nawet linijki i wszystkie schematy narysowałem z jej pomocą. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak dobre notatki.

Około północy skończyłem naukę i wyszedłem z inicjatywą wymienienia wody w basenie. Wtedy dowiedziałem się, że na balkonie była rano kierowniczka i pytała, do kogo należy basen. Myślała, że do małżeństwa z dzieckiem, ale S. wyprowadził Ją z błędu. No tak, kto widział, żeby w takim basenie bawiły się dzieci :) Kierowniczka nawet nie robiła problemów, tylko przyczepiła się do koca znajdującego się pod basenem... S. kiedyś wpadł na genialny pomysł, żeby podłożyć pod basen koc akademicki. Dzisiaj, podczas wymieniania wody, koc śmierdział tak straszliwie, że nie dało się oddychać. Przemyłem go strumieniem wody z węża, ale to nic nie pomogło.

Przypomniała mi się sytuacja, gdy pierwszy raz wymienialiśmy wodę. Nie zdążyłem wyprostować węża, a S. odkręcił zawór na pełną moc. Nie trudno zgadnąć co się stało... Wąż odłączył się od zaworu, a strumień wody z olbrzymim impetem uderzył w sufit. To trwało raptem kilka sekund. Gdy przyszedłem do łazienki zaalarmowany dziwnymi odgłosami, zobaczyłem armagedon. S. był całkowicie mokry, łazienka zalana, a z sufitu kapała woda...

My po prostu nie potrafimy zrobić niczego w nudny sposób, zawsze musi coś się wydarzyć. Dzisiaj zrobiliśmy wodospad na balkonie, co przyciągnęło zainteresowanie kilku osób. Ludzie z ulicy patrzyli z niedowierzaniem na nasz balkon i z uśmiechem na twarzy zagadywali do nas. W trakcie nalewania wody, szedł jakiś pijaczek z kiepskim autopilotem, a my dopingowaliśmy mu, krzycząc w którą stronę, w danym momencie powinien się przechylić.

Na koniec opiszę pewną inicjatywę, która miała miejsce dwa lata temu. Niestety wtedy mieszkałem z Moją Byłą, więc nie mogłem w tym uczestniczyć. Koledzy postanowili wykorzystać pudełka po pizzy, które, od dłuższego czasu zajmowały miejsce w szafach. Na kolejnych pudełkach napisali numery od 1 do 10 i w zależności od atrakcyjności kobiety, która przechodziła ulicą podnosili konkretne pudełko i robili hałas. Przechodzącej zakonnicy dali trójkę, podobno była zdegustowana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)