niedziela, 24 czerwca 2012

Obora jako stan naturalny

Kiedyś powiedziałem K. że w akademiku jest wszystko, niech sobie tylko czegoś zażyczy, a ja to załatwię. Dzisiejszy dzień utwierdził mnie w tym przekonaniu. Byłem wieczorem w pokoju M. i usiadłem na fotelu. Oglądaliśmy telewizję. W tym czasie przyszedł kolega i zaczął mówić, że "mamy straszną oborę w pokoju". Spojrzałem w prawo, spojrzałem w lewo, a tam, na ziemi leży sobie mała, dmuchana krowa, która robi dziwne odgłosy, jeśli wsadzi się jej coś w tyłek... Podniosłem tę krowę, pokazuję koledze i mówię: "masz rację, nawet krowy są, chcesz się pobawić w inseminatora?"

Dzień wcześniej byłem odwiedzić A. zaprosiła mnie na coś do jedzenia, nie mogłem odmówić. Dawno Jej nie widziałem, muszę przyznać, że jest naprawdę ładna. Kolokwialnie mówiąc - cycki przyciągały oczy jak magnesy.

W piątek rano wybrałem się do dziekanatu i jak zwykle, gdy idę na wydział, wiał wiatr i padał deszcz. Mój wydział tworzy jakiś specjalny mikroklimat, nawet pogoda się z nim asymiluje. Gdy już wszedłem do budynku, okazało się, że dziekanat jest zamknięty - wyjazd na szkolenie. Grrr! Jak mam załatwić coś, co było do załatwienia do piątku, jeśli od środy dziekanat jest nieczynny?! Gdyby Bóg istniał, nie pozwoliłby na to.

Współlokator S. wyprowadził się dzisiaj. Pokój zrobił się bardzo pusty. Teraz wygląda jak opuszczona fabryka. To jest całkiem fajne. Szkoda, że tam nie mieszkam.

Straż miejska już od tygodnia zakłada blokady samochodom źle parkującym pod naszym akademikiem. Jeden z moich kolegów wkurzył się, zrobił zdjęcie samochodu straży miejskiej i zaczął ich wypytywać dlaczego sami źle zaparkowali, jeśli mieli wystarczającą ilość miejsca, aby zaparkować dobrze. Ten sam kolega, w drodze powrotnej do akademika, znalazł na drodze jedną z blokad na koła. Zabrał ją ze sobą do akademika. Dowiedzieliśmy się o sprawie, bo gdy poszliśmy biegać, na recepcji zatrzymały nas recepcjonistki, pokazały zdjęcie z kamery, na którym idzie uśmiechnięty kolega, trzymając w ręku blokadę. Okazuje się, że blokadę ściągnęli ludzie, którzy dostali mandat. Gdy wrócili do samochodu, blokady nie było, więc przestraszyli się, że będą mieć z tego powodu problemy. Kolega zadzwonił wieczorem na Straż Miejską i oddał im zgubę. Szkoda, że nie zażyczył sobie 10% znaleźnego, które przysługuje zgodnie z polskim prawem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)