czwartek, 19 lipca 2012

Agresywny pies

Mam coś takiego, że jak zacznę coś robić, to robię wszystko, żeby to skończyć. Nie inaczej jest z moim projektem. Wczoraj siedziałem przy nim cały dzień, a od północy do 14. prawie nie robiłem żadnej przerwy. Są postępy, ale dzisiaj coś mi nie działa, pewnie dlatego, że po godzinie 13. byłem półprzytomny i pisałem kod z automatu. Rzadko kiedy jestem tak zmęczony. Jestem ciekaw jaka jest granica mojej wytrzymałości. Dziś było tak źle, że nie jestem pewien kiedy dokładnie zasnąłem, czułem się jakbym był pijany. Musiało to być koło 14. bo taka jest godzina ostatniej modyfikacji pliku, który tworzyłem.

Zmieniła nam się sprzątaczka, ta poprzednia poszła na urlop. Od razu odczułem zmianę. Sprzątaczka weszła do składu i od razu krzyczy, że syf, że nie da się mieszkać w takich warunkach, że burdel. Nie wiem, co zwykle mówi gdy sprząta inne miejsca, ale mój skład naprawdę wyróżnia się na tle innych męskich składów. Nie wiem czego Ona oczekuje, zrobię Jej na złość i nie będę sprzątał w ogóle, w końcu to Jej praca. Jak nie potrafi być miła, to nie będę lepszy, mam dużo ważniejszych rzeczy na głowie niż mopowanie podłogi.

Pierwszą pobudkę miałem o 16. Ktoś stukał do drzwi - śpię dalej. Ktoś kopie drzwi - śpię dalej. Ktoś wali w drzwi, niczym taranem - wstaję. M. i S. wchodzą do pokoju i pytają, czy nie zaj****em basenu. Nie będąc w pełni przytomny nie zauważyłem absurdu sytuacji, dopiero po chwili zapytałem o co chodzi. Okazuje się, że basen zniknął, był na balkonie i nagle go nie ma.  Powiedziałem, żeby sprawdzili monitoring i przeszli po wszystkich balkonach, bo taki basen nie może po prostu zniknąć. Wyrzuciłem ich delikatnie z mojego pokoju i wróciłem do spania.

Godzina 18. - kolejna pobudka, znowu S. Basen się znalazł, znajomy zauważył go w krzakach pod akademikiem i pewnie nie uznał by tego za nic nienormalnego, gdyby nie dowiedział się, że to nie my go tam włożyliśmy. Postanowiliśmy, że już więcej nie będziemy spuszczać z niego wody, jedynie w celu wymiany. S. zaproponował bieganie. Spałem jakieś cztery godziny, ale stwierdziłem, że jeśli się przebiegnę, to zrobię się bardziej przytomny i będę mógł wrócić do pracy nad projektem. Miałem pięć minut na zebranie się - prawie jak w wojsku. Wzięliśmy ze sobą kolegę.

Biegało się beznadziejnie, byłem głodny i zmęczony, nogi ledwo się poruszały, a w połowie trasy zaatakował nas olbrzymi wilczur. Nie wiem co ludzie mają w tych głowach, ale jak facet widzi, że jego pies próbuje odgryźć nam ręce(nie żartuję!), to powinien zareagować! Stoimy w trójkę, trzymając ręce w górze i krzycząc do faceta, żeby coś zrobił z tym bydlakiem, a on patrzy na nas i rozmawia prze telefon! Zastanawialiśmy się co zrobić, ale możliwości raczej niewielkie, bo pies jest agresywny, a na dodatek cięższy od każdego z nas. Pies coraz bardziej się rozkręca, zaczyna się rozpędzać, atakować, drapie pazurami, a ludzie patrzą i nic nie robią! Ucieczka jest głupim pomysłem, bo byliśmy zmęczeni, a pies od razu by nas dogonił, walka z psem jest jeszcze gorszym rozwiązaniem. Właściciel psa, dopiero po dwóch minutach raczył zakończyć rozmowę i przyjść spokojnym krokiem, żeby chwycić psa. Gdyby to był jakiś mały zwierzak, pewnie zadzwoniłbym po policję, tutaj wolałem nie wystawiać na próbę szaleństwa tego faceta, poza tym nie miałem przy sobie komórki. Życzę temu facetowi, żeby kiedyś zagryzł go jakiś pies, będzie mniej debili na świecie. Jeśli wychodzi się z takim wielkim psem, to trzeba mu założyć kaganiec, albo przynajmniej trzymać go na smyczy! To, że pies jest dobry dla właściciela, nie oznacza, że nie zagryzie biegającego obok faceta. Od teraz będę ze sobą zabierał komórkę i nie będę miał żadnych oporów, żeby zadzwonić na policję.

Muszę przyznać, że bieganie bardzo mnie pobudziło, dawno nie miałem takich emocji. Kolega z którym biegaliśmy, zaczął się zastanawiać, dlaczego zawsze, gdy coś z nami robi, musi się coś wydarzyć. Przez tego psa mieliśmy całkiem niezłe tempo, ale dwuminutowy postój zrobił swoje. Niedawno mierzyliśmy czas i wychodzi, że około 3.5km pokonałem w 16 minut i 20 sekund. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, może jest ktoś, kto to oceni? Swoją drogą fajne jest to, że wszyscy w akademiku zaczęli biegać. Fajnie, że wprowadziliśmy modę na zdrowy tryb życia:)

Rozmawiałem trochę z współlokatorem S. Studiuje na naszym wydziale, tyle, że fizykę. Pogadaliśmy o badaniu składu powietrza, pierwiastkach promieniotwórczych, elektrowniach i bombach atomowych. Doszliśmy do tych samych wniosków, tzn. że elektrownie atomowe są najbardziej ekologiczną formą energii, stare drzewa należy wycinać, bo produkują więcej dwutlenku węgla niż tlenu, na świecie jest coraz więcej drzew i ostatni, najważniejszy wniosek, Greenpeace to organizacja, która plecie pseudonaukowe bzdury i omamia tym samym społeczeństwo, przy okazji nieźle zarabiając.

Mało kto wie, że Ci wszyscy "wolontariusze" mają normalne pensje. Zgadzając się na wpłacanie pieniędzy na konto tej organizacji, tak naprawdę utrzymujecie "wolontariuszy". Mało tego, Ci ludzie plotą brednie. Kiedyś rozmawiałem z takim wolontariuszem i zapytałem jakie, wg. Greenpeacu jest najlepsze rozwiązanie na zaspokojenie zapotrzebowania energii dla Europy. Śmiałem się przez dobrą minutę, gdy usłyszałem odpowiedź. Powiedział, że należy stworzyć olbrzymią elektrownię słoneczną na Saharze i przesyłać stamtąd energię. Nie wiem kto to wymyślił, ale, żeby udaremnić straty energii na tak długiej trasie, trzeba by było zużyć więcej energii niż ta produkowana. Poza tym koszty były gigantyczne, a postawienie tak wielkiej elektrowni na środku pustyni, aż kusiłoby terrorystów do działania.

Problem jest taki, że Greenpeace mówi, że wszystko jest złe a jak dla mnie, nie proponuje nic dobrego. Ściąga od ludzi olbrzymie pieniądze, a za te pieniądze co robi? Tego też można się dowiedzieć od wolontariuszy, chociaż lepiej ze strony Greenpeace, bardziej wiarygodne źródło. Wchodzę w dział "nasze sukcesy", a tam kolejny powód śmiechu. Organizacja ma na całym świecie prawie 3 mln darczyńców, a w tym dziale widzę rzeczy, które nie wymagają większych nakładów finansowych. Ostatnie info z listopada 2010: zebrali 200tys podpisów, żeby poszerzyć park narodowy. Dalej jest maj 2010 - Nestlé ogłasza, że nie będzie używać produktów, które przyczyniają się do wycinki lasów deszczowych. I niby to zasługa Greenpeace, musieli wydać na to w **uj pieniędzy. Co ciekawe - nie ma więcej sukcesów na rok 2010. Oceńcie to sami. Co jeszcze ciekawsze współzałożyciel tej organizacji odszedł od niej, bo ta chciała przeforsować powszechny zakaz używania chloru. Wyobraźcie sobie, że pływacie w basenie z setką ludzi, a woda nie jest w żaden sposób dezynfekowana... Nie poruszam już tematu elektrowni atomowych, bo mam dość negatywnych emocji na dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)