poniedziałek, 23 lipca 2012

Wind of Change

Garstko wiernych czytelników, zmiany na blogu nadchodzą! Pozwolę sobie potrzymać Was jeszcze chwilę w niepewnowności, z pewnościa, w swoim czasie zauważycie róznicę.

Dość długo nie pisałem, bo miałem dużo na głowie. Skończyłem wreszcie swój projekt, zrobiłem do niego dokumencaję i zaliczyłem nawet mały wypad do domu, tym razem nie bezinteresownie, bo interes mam. Musiałem zaprać namiot i śpiwór, przydadzą się na Woodstocku.

U mnie w domu bez rewelacji, żadnych zmian, na zewnątrz deszcz, a w środku cisza i odpoczynek - zupełne przeciwieństwo akademika.

Podczas jazdy busem w stronę Mojego Miasta, ktoś postanowił zepsuć ludziom dobry chumor. Jacyś faceci z tyłu ciągle pierdzeli. Nie dało się wytrzymać, zrobili taką komorę gazową, że nie pomógły nawet rozpylone przez jakąś panią perfumy. Ten człowiek musiał zjeść z kilogram fasoli i przejadać to zepsutym jajkiem. Teraz to wydaje się śmieszne, ale wtedy było tak, że że musiałem wysiąść na wcześniejszym przystanku. Dziwię się, że gośćia nie porwali jeszcze terroryści, nadawałby się do produkcji broni chemicznej.

Po wejściu do akademickiego pokoju, przez dobre pół godziny nie miałem spokoju, ciagle ktoś mnie nachodził, ale dzwonił. Poszedłem do sklepu, a gdy z niego wróciłem, poszedłem biegać. Jeszcze chyba nigdy nie miałem takiego tempa. Znowu spotkaliśmy jakieś psy i znowu właścicielka mówiła, że nie gryzą. Jasne! Przegryzają pożywienie tylną częścią ciała.

A jutro zaraz z rana czeka mnie wizyta w sądzie. Nie będę pisał o co chodzi, ale na szczęście to nic poważnego. Najtrudniejsze w tym wszystkim będzie obudzenie się o 7.30 rano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)