środa, 5 września 2012

Kobieta+alkohol=seks?

Wszedłem na Onet tylko na chwilę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie napisali czegoś o Natalii Siwiec. Oczywiście tak! Chociaż tym razem nie dali zdjęcia Jej dupy. Co za beznadziejny portal.

Od czasu ostatniego wpisu wydarzyło się dużo rzeczy. Jestem bardzo zmęczony, ale i tak muszę uzupełnić bloga.

Cieszyłem się, że przeprowadzki nie będzie, a w niedzielę zadzwonił kumpel i poprosił o pomoc. Pojechaliśmy do Jego dotychczasowego mieszkania. Jego kobieta zrobiła nam kanapki. Później zabraliśmy się za znoszenie rzeczy do samochodu. Dojechaliśmy na mieszkanie i trzeba było wszystko wnieść na piąte piętro. Zadzwoniłem do S. żeby nam pomógł. Po jakiejś godzinie siedzieliśmy na dachu, na rozłożonym kocu i piliśmy piwo:-) Dowiedziałem się, że jego kobieta, to nie żona, a dziewczyna. Kumpel jest w trakcie rozwodu. Nie wiem jak to się stało i może lepiej, żebym nie wiedział, fajnie się z Nim dogaduję. Dzisiaj dostałem od niego sms-a, że będzie mnie jeszcze prosił o pomoc, a na końcu tekst: "666 Ave Satan Imperator". Przynajmniej w zabawny sposób wykorzystuje stereotypy:-)

Wróciłem z S. do akademika i postanowiliśmy obejrzeć film. S. wymyślił jakiś horror i był to bardzo zły pomysł. Już po kilku minutach mieliśmy dość. Na początku myśleliśmy, że to komedia, ale po chwili okazało się, że jest to najgorszy horror jaki w życiu widziałem.

W nocy pracowałem nad projektem. Oczywiście rano, niczym kukułka, szef obudził mnie dzwoniąc i pytając jak idą prace nad projektem. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że dobrze i że zrobiłem dużego commit-a. Pracowałem przez cały dzień, z przerwą na zakupy, a wieczorem dostaję telefon od szefa i opieprz. Na starcie zapytał czy robię sobie jaja. Zapytałem o co chodzi. Okazuje się, że On twierdzi, że "duży commit" oznacza, że wszystko działa. Ja mu mówię, że gdyby tak było, to powiedziałbym, że "wszystko działa", a "duży commit" oznacza, że jest duży, bo w końcu zmodyfikowałem około sześćdziesięciu plików. Zresztą pięć minut później puściłem mu kolejnego commita, gdzie wszystko działało jak chciał. Był zadowolony i wydawało się, że jest ok...

Chwilę później poszedłem po koleżankę, z którą miałem się spotkać, a która to miała u mnie nocować. I tu znowu nieszczęście, bo na portierni akademika dwa babsztyle nie chcą wypisać noclegu. Prosiłem chyba z dziesięć razy, ale nie ma szans. Wkurzyłem się, zostawiłem tam dokumenty koleżanki, poszedłem z Nią do pokoju, odłączyłem telefon i zamknąłem drzwi na klucz.

Piliśmy przez pół nocy. Źle mi się z Nią rozmawiało. Ciągle gadała o problemach z facetami i narzekała na cały świat. Narzeka, że nie ma pracy, a jak rzuciłem Jej kilka pomysłów, to zaraz znalazła jakąś wymówkę. Pomimo tego, alkohol zrobił swoje...

Obudziliśmy się o dziewiątej, zrobiłem Jej śniadanie, po czym postanowiliśmy pójść do parku. Na recepcji okazało się, że nie mogę wziąć dokumentów koleżanki, muszę najpierw pogadać z kierowniczką. Oczywiście wymyśliłem jakąś historyjkę, w którą kierowniczka uwierzyła, ale zaczęła pytać dlaczego nie były zostawione dokumenty na recepcji. Wkurzyłem się, bo wygląda na to, że recepcjonistki lubią kłamać. Kierowniczka zapytała też dlaczego nie wypisałem noclegu. Powiedziałem kierowniczce, że dokumenty były zostawione, a nocleg chciałem wypisać, tylko ta kobita na portierni była zbyt złośliwa. Kierowniczka nie chciała wierzyć, więc zaproponowałem sprawdzenie nagrań z kamery. Od razu uwierzyła. Zapłaciłem nocleg i zabrałem dokumenty z portierni.

Siedzieliśmy na ławce w parku, gdy zadzwonił do mnie kolega z pracy i powiedział, że szef jest na mnie wkurzony i opowiada o mnie dziwne historie. Okazało się, że ciągle wkurza się na tego "dużego commita", mimo, że wyjaśniliśmy już sobie sprawę. Potem, gdy już odprowadziłem koleżankę na autobus, zadzwonił szef i zaczął mówić co jeszcze jest do zrobienia. Powiedział też, że do czasu pracy nie mogę sobie liczyć czasu przeznaczonego na szukanie informacji i czasu spędzonego przy poprawkach projektów, bo płaci mi już wystarczająco dużo. Mocno się wkurzyłem. Ochłonąłem trochę i napisałem mu maila, w którym wytłumaczyłem, dlaczego nie zgadzam się na to. Przecież w ramach "poprawek" można zrobić 90% projektu, a poprawki nie wynikają z moich błędów, tylko z tego, że coś się komuś nie spodoba i zmieni zdanie, albo będzie trzeba zrobić coś, co wcześniej nie zostało zrobione. Zadzwonił do mnie, przyznał mi rację i zaczął mówić, że szybko programuję, że ma dla mnie przygotowane jakieś tam zadania, że będę zajmował się kontaktami z klientem itd.. Najważniejsze, że wywalczyłem swoje.

Okazuje się, że moja firma dostała finansowanie od takiej innej, dużo większej firmy i pewnie w związku z tym będzie trzeba zatrudnić nowe osoby, a ja najprawdopodobniej dostanę opiekę nad wszystkimi dotychczasowymi projektami. Nie wiem czy się cieszyć, czy martwić...

Idąc dziś ulicą spotkałem koleżankę z liceum. Kończy właśnie studia matematyczne. Pogadaliśmy chwilę i wróciliśmy do swoich spraw

Przed chwilą przyszli do mnie S. i M. Poczęstowałem ich wódką. Mam nadzieję, że też mnie poczęstują, gdy będę w potrzebie. Później zaczęli obrzucać się gruszkami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)