wtorek, 6 sierpnia 2013

Sikanie Alfabetem Morse'a

Pod blokiem mojego akademika odbywają się jakieś rajdy samochodowe. Nie wiem, co się tam dzieje, grubo po północy słyszałem hałas jak z fabryki.

Weekend był tragiczny dla moich finansów. Owszem, kupiłem sporo użytecznych rzeczy - głównie ubrania, ale wydałem też sporo na pierdoły. Przy okazji zdałem sobie sprawę, że żywność w Moim Mieście bardzo podrożała. Teraz idąc do kawiarni, za kawę trzeba zapłacić 10 zeta... Błogosławiony niechaj będzie ekspres w mojej pracy(który niestety właśnie się zepsół)

W sobotę przez cały dzień chodziłem z B. po sklepach i kupiłem fajny garnitur. Dzisiaj będę musiał odebrać spodnie. Zauważyłem, że stosunek do klienta, to duża część sukcesu firmy. Byłem w wielu sklepach, ale ostatecznie przekonała mnie bardzo rezolutna pani sprzedawczyni.

Niedziela zaczęła się od śniadania na mieście ze znajomymi B. Trochę dziwnie się tam czułem, bo Ci znajomi to trzech prawników i jedna lekarka. Wiało snobizmem. Znalazłem wspólny język z tymi ludźmi, ale dziwnie się tam czułem. W jakiś sposób było w tym wszystkim coś sztucznego. Na szczęście spotkanie szybko się skończyło i w ramach miłego spędzania czasu, wybrałem się z B. do jednego z większych parków w Moim Mieście. Wróciliśmy wieczorem. Zdążyłem zrobić obiad i pozmywać naczynia. Potem przyszedł błogi sen...

Hmm... zapomniałem wspomnieć o piątku. To był ciekawy dzień! B. zaprosiła mnie na grilla organizowanego przez Jej znajomego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ów znajomy jest Pakistańczykiem, a wśród przybyłych gości było dużo obcokrajowców. Byli Włosi, Argentyńczycy, Brytyjczycy i zdaje się był też Amerykanin.

Nie tylko ja miałem intensywny weekend. M i S również dobrze się bawili. Pojechali nad jezioro pod namioty. M. wrócił z wycieczki bez butów, ale za to ze skręconą kostką. Jak pewnie się domyślacie, zrobiło się im troszkę sucho, więc musieli ugasić pragnienie wódką. Gdy S. zrobił się już bardzo pijany, zgubił swoje buty i zabrał buty M, po czym oddalił się w nieznanym kierunku. Jak się później okazało, wrócił do Mojego Miasta, bo myślał, że na drugi dzień musi iść do pracy. Był piątek.

M. Nie był zadowolony z powodu braku butów. Pożyczył japonki od jednego ze swoich znajomych i w ten sposób pokonał trasę dzielącą go od cywilizacji.  Droga powrotna wiele go kosztowała. Wrócił ze skręconą i zdartą od obtarć nogą.

Dzisiejszy poranek był dla mnie źródłem mocnych wrażeń. Pierwsze co zobaczyłem po otworzeniu oczu, to pojemnik z moczem. MoD robi jakieś badania i położył pojemniczek, z tym co wysikał, na stole, obok jedzenia. Gdy człowiek z kimś mieszka, chyba z czasem zapomina o dobrych obyczajach.

Bardzo denerwuje mnie H. Zawsze po powrocie z pracy, siedzi przy komputerze w samych gaciach i zostawia otwarte drzwi do składu. On ma chyba jakieś kompleksy. Gdyby przynajmniej miał coś do zaprezentowania... ale nie! Kawał beczki i slipy komunistyczne. To jeszcze nic! Wieczorami, ma zwyczaj sikać przy otwartych drzwiach do łazienki. Żeby było śmieszniej robi to alfabetem Morse'a... Ohydny człowiek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)