wtorek, 5 czerwca 2012

Odwiedziny K.

Bum! Stało się - odwiedziła mnie K. Pierwszy raz przyszła jak spałem, dopiero jak się obudziłem, uświadomiłem sobie, że słyszałem przez sen jak o mnie pyta. Drugi raz przyszła godzinę po tym jak się obudziłem. Zaprosiła mnie na imprezę pożegnalną, w piątek wyprowadza się z mojego miasta. Trochę mi głupio, bo zignorowałem Ją nie przerywając jedzenia, które przygotowałem chwilę wcześniej. Odpowiedziałem, że postaram się przyjść - to daje mi możliwość przemyślenia sprawy.

Szczerze mówiąc nie wiem co zrobić. Ona wyprowadza się na dobre i najprawdopodobniej już nigdy Jej nie zobaczę. Jedna część mojego ciała mówi mi, żeby kupić butelkę wódki lub wina i przyjść, a druga cześć mówi, żeby Ją zignorować, za to co zrobiła. Chyba jednak przyjdę, ale martwię się, że będzie Jej facet, a nie mam najmniejszej ochoty się z Nim widzieć. Popieprzona sprawa, jestem mocno rozdarty, chciałbym wiedzieć co obiektywnie powinno być najlepszą decyzją. A co Wy na ten temat sądzicie? W pewien sposób patrzycie na to wszystko przez pryzmat tego, co napiszę, więc też nie jesteście do końca obiektywni, ale na pewno bardziej niż ja...

Nie poświęciłem dużo czasu dla K. - raptem pół roku. Pomimo tego, zdążyłem z Nią złapać wspólny język, dogadać się i nawet zakochać :) Gdy dowiedziałem się, że się wyprowadza, nie miałem pojęcia jak zareagować. Do głowy przyszła tylko wizja przyszłości i tego, że się już więcej nie zobaczymy, że nie będzie głupich powrotów. Kolejny etap zamknięty i mimo wszystko bardzo pozytywny. Ta znajomość dużo mi dała, mimo, że dużo mnie kosztowała. Kategoryczny koniec kontaktów daje do myślenia. To coś w rodzaju sentymentu, ale to nie jest dobre słowo, ciężko to określić. Chodzi o to, że sama świadomość bliskości K. zapełniała pewną pustkę. Teraz jakoś tak smutno się zrobiło. Sam jestem tym zaskoczony.

Pochwaliłem się tą informacją S. On tylko stwierdził tylko, że widział K. na korytarzu i wydaje mu się, że przytyła...jak zwykle od rzeczy. Szczerze mówiąc nie sądzę żeby tak było, wyglądała normalnie.

Jak zwykle zmarnowałem pół dnia robiąc obiad. Wieczorem poszedłem na trening. S. wyszedł na chwilę do łazienki i znalazł dwie stówy! Zazdroszczę mu takiego szczęścia. Wracając kupiliśmy mnóstwo piw najróżniejszego gatunku. Oczywiście stawiał S.

Wróciliśmy do akademika, wspólnie ze znajomymi wypiliśmy piwa, a potem zdecydowałem z S. że obejrzymy film. Skoczyłem do sklepu po chipsy i zaczęliśmy oglądać jakiś horror. W trakcie przyszedł MoD i rzucił propozycję, że podzieli się chipsami, ciastkami i innymi rzeczami, jeśli obejrzymy z Nim film. Przerwaliśmy bieżące oglądanie i trafiliśmy do Jego pokoju.

Najadłem się do syta. MoD miał w lodówce sałatkę grecką i jeszcze jakąś inną. Oprócz tego wspomniane chipsy(to już druga paczka!) i jeszcze jedno piwo. W takich sytuacjach zastanawiam się, po co ja chodzę na te treningi. Film skończyliśmy oglądać jakąś godzinę temu. W tym momencie jedynym moim problemem jest to, że chciałbym dzisiaj obudzić się o 10. Muszę wybrać się do dziekanatu

2 komentarze:

  1. Uważam, że ludzi nie poznaje się po tym jak zaczynają, tylko jak kończą. Idź, tylko nie nastawiaj się na niewiadomo co. Jeśli będziesz się źle czuł, to wyjdziesz po parunastu minutach.
    Pożegnajcie się z klasą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wiesz,że nie zrobisz nic głupiego po zbyt dużej ilości wódki to idź i zakończ ten etap w swoim życiu tak jak każdy inny kończy się po studencku imprezą :D Jak będzie sztywno i dziwnie to wyjdziesz.Jeżeli dalej gdzieś tam coś do niej czujesz i wiesz,że mogło by się to wylać po wódzie to odpuść sobie napij się na miasteczku z kolegami przy grillu :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)