niedziela, 8 lipca 2012

Muzyka jako źródło wspomnień

Tak sobie siedzę i piszę, aż tu nagle słyszę piosenkę "No woman, no cry" w wykonaniu niestandardowym, bo zaśpiewaną przez Boney M. Przypomniałem sobie, że kiedyś, przypadkiem byłem na ich koncercie. Mam sentyment do ich muzyki. Często słyszałem Ich w dzieciństwie, w radiowej Jedynce. Pamiętam, że w kuchni mieliśmy Kasprzaka, który działa do tej pory. Jakość dźwięku marna, ale w jakiś dziwny sposób ten dźwięk jest przyjemniejszy dla ucha i taki miły. Szkoda, że teraz wszystko idzie w stronę cyfryzacji.

Czuję, że ta noc będzie bardzo twórcza, zrobię sobie herbatę i trochę uporządkuję bałagan na komputerze. Potem trochę pokodzę.

Spotkałem się wieczorem z A3. Ma jakieś problemy chciała się wygadać. Posłuchałem i udzieliłem kilka rad. Poszliśmy na spacer. Powiedziała, że jak nie znajdziemy sobie nikogo konkretnego, to za trzy lata musimy się pobrać. Zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Nie chcę, żeby nasza przyjaźń przerodziła się w coś innego, nie chcę się z Nią wiązać, nic do niej nie czuję, poza sympatią.

W akademiku czuję się jak na wielkiej patelni, nawet w nocy bywa zbyt ciepło. Jak ja mam coś zrobić w takich warunkach?!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)