czwartek, 23 sierpnia 2012

Niewyjaśniona śmierć w mojej rodzinie

Mam gdzieś sprawę K. Ja muszę pisać i publikować, to stało się częścią mojego życia do tego stopnia, że nie potrafię bez tego normalnie funkcjonować. Z tego też powodu publikuję właśnie kilka wpisów, które systematycznie tworzyłem.

Mam dłuższy urlop, co najmniej do przyszłego tygodnia. Szef na razie nie ma dla mnie zajęcia i chyba trochę olewa sprawę z racji swojego urlopu. Ja chętnie trochę poleniuchuję, ale oby nie za długo.

Dzisiaj byłem samochodem w pobliskim mieście, musiałem odwieźć gdzieś tatę. Wracając zahaczyłem o sklep spożywczy. Obserwowałem ludzi robiących zakupy i poraziła mnie ich wiejska stereotypowość. Dzieci przez dobre kilka minut myślały jakie chipsy wybrać, jakiś pijaczek wybierał najtańsze, dostępne piwo, a wkurzona na cały świat 60-cio latka bez przerwy o coś pytała sprzedawczynię, a gdy wybierała chleb, to najpierw musiała ugnieść chyba każdą bułkę, mimo, że były identyczne. Ostatecznie i tak nie kupiła bułek, tylko chleb. Chyba ta kobieta najbardziej mnie zirytowała, zwróciłem uwagę na jej upier***one czymś czarnym ręce.

W dużych miastach nie jest lepiej. Kiedyś, będąc na zakupach w hipermarkecie, widziałem jak pracownik sklepu wkładał do pojemnika z bułkami bułkę, która chwilę wcześniej leżała na ziemi i została przypadkowo kopnięta przez przechodzącego faceta. Mniam!

Wieś zaczyna mi się nudzić. Jest fajna, jeśli jest daleko. Tak jest chyba ze wszystkim. Niestety wieś jest trochę jak obóz - nawet jeśli przejdę się trochę dalej, czuję się tak, jakbym był w tym samym miejscu. Nie chodzi o kwestię jednorodności krajobrazu, bo tak nie jest, ale o brak ludzi. W promieniu kilometra nie ma osoby z którą mógłbym ciekawie porozmawiać. Większość to dewoci, albo wiejscy pijacy, z poziomem inteligencji nie przekraczającym 50. Myślę, że nikt mi nie zarzuci tego, że atakuję wiejski folklor, czy naśmiewam się z ludzi. Folkloru w tym lokalnym społeczeństwie nie ma żadnego, a i człowieczeństwa w tych ludziach niewiele...a może za dużo? Picie wódki i nic nie robienie to bardzo ludzkie zajęcie...

Lubię za to bardzo rozmawiać ze starszymi ludźmi, którzy pamiętają czasy przed Drugą Wojną Światową. Takich osób jest coraz mniej, ale ich historie są bezcenne. Kiedyś dziadek opowiadał mi jak to w dzieciństwie bawił się niewypałami po I WŚ. Wtedy stracił trzy palce, ale jakoś na nikim nie zrobiło to większego wrażenia. Wtedy łatwiej było o wszelkiego rodzaju urazy. Moja babcia z kolei opowiadała mi to, co usłyszała od swojej babci, czyli krótką opowieść, jak chłopi zbuntowali się i cięli połami swoich "Panów". Powiedziałem babci, że to była prowokacja Austriaków, którzy dążyli do zlikwidowania polskiej inteligencji. Nawet nie była świadoma i nigdy o to wcześniej nie pytała. Na wsi jest prosta zasada - jak ludzie coś robię, to trzeba robić to, co oni. Tym sposobem wymordowano dużą część polskiej szlachty. Bunt miał tak szeroki zasięg, że sami Austriacy musieli zaingerować. Nie wspominam już o brutalności. Często całym rodzinom odcinano głowy, gwałcono kobiety, palono dwory. Mam nadzieję, że żaden mój przodek nigdy nie był w to zaangażowany.

Inna historia dotyczy IIWŚ. Jak wiadomo, po rozbiciu Armii Polskiej, Niemcy zaczęli okupować kraj, a duża część Polaków przeszła do partyzantki. W mojej okolicy oddziały partyzanckie były wyjątkowo aktywne i nieraz atakowały Niemców. Po jednej z takich akcji Niemcy się wkurzyli i postanowili wybić ludność kilku okolicznych wiosek, w tym ludność wioski w której mieszkała moja babcia. Mordowano wszystkich, łącznie z dziećmi i starcami, ludzie kładli się w fosach i udawali martwych, byleby nie zostali rozstrzelani. W domu rodzinnym mojej babci akurat znajdowała się jakaś starsza kobieta z małym dzieckiem. Ciężko mi teraz sobie przypomnieć jaka to do mnie rodzina, być może była to moja prababcia z siostrą babci. Dom pewnie by spłonął, tak jak wszystkie inne, gdyby nie to, że miał się nim zająć młody, niemiecki żołnierz, który sam był bardzo przestraszony tym co się dzieje, a widząc płaczącą kobietę z dzieckiem, po prostu uciekł. Tylko dwa domy ocalały.

Idąc chronologicznie, przedstawię na koniec historię mojego wujka ze strony mamy. Był najmłodszy z pięciorga rodzeństwa. Był też najbardziej uzdolniony, pisał wiersze, które zachowały się aż do teraz i znajdują się obecnie w moim domu. Wrażenie robi fakt, że ta jego artystyczna działalność zaczęła się bardzo wcześnie. Zresztą nie miał dużo czasu, bo zmarł w wieku 16-stu lat. Możliwe, że należał do jakiejś tajnej organizacji artystycznej, ktoś coś mi o tym wspominał, ale ciężko cokolwiek ustalić, słyszałem różne wersje. W każdym razie pewnego dnia wybrał się na basen do pobliskiej wsi. "Basenem" był i jest zwykły zbiornik wodny, który powstał wzdłuż przepływającej rzeki. Wujek już nie wrócił ze swojej wyprawy. Został znaleziony martwy na dnie basenu, w kałuży krwi. Oficjale wersja milicji była taka, że wujek się utopił. Problem w tym, że topielec wypływa na powierzchnię i może to stwierdzić nawet dziecko. To nie koniec ciekawostek. Gdy przy basenie znajdował się tłum gapiów, w pewnym momencie jakiś facet zaczął krzyczeć: "Ja wiem, ja widziałem co się stało!". Milicja szybko go zatrzymała i nikt z mojej rodziny więcej się nie dowiedział. Jeden z milicjantów przez długi czas odwiedzał mojego dziadka i dziwnie się zachowywał, nie tylko w Jego towarzystwie. Mało tego, przy basenie milicja obiecała przyjechać wieczorem do domu mojej rodziny i spisać protokół - nikt się nie zjawił. Ta sprawa wyjątkowo mnie drażni i nie daje mi spać. Moja mama, wujek i ciotki powinny się tym zainteresować - zaraz po upadku komunizmu, trzeba było coś z tym zrobić! Rozmawiałem o tym z ciotką zakonnicą, ale Ona olewa sprawę, twierdząc, że taka była wola boża. No ja pier***e! Jak tak można podchodzić do kwestii śmierci własnego brata! Moja mama, druga ciotka i wujek też wykazują się brakiem jakiegokolwiek działania. Ja sam nie bardzo mogę coś zrobić, bo nie mam żadnych dowodów, dziadek i babcia nie żyją, a rodzinie nie chce się za przeproszeniem ruszyć dupy. Po wujku pozostało tylko parę zdjęć, grób i wiersze... Jest jeszcze jedna rzecz, z którą muszę coś zrobić - znam imię i nazwisko wcześniej wspomnianego milicjanta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)