środa, 29 sierpnia 2012

Szkolne wspomnienia

Ostatnie kilka dni to totalne lenistwo. Z pracy miałem do poprawiania parę drobnostek i na razie cisza. Skupiłem zatem swoją uwagę na trzech rzeczach - oddychaniu, jedzeniu i spaniu. Jak dobrze pójdzie, jutro zrobię sobie wycieczkę w poszukiwaniu wspomnień z dzieciństwa. Jest takie miejsce, które pamiętam jak przez mgłę i chciałbym je bardzo odnaleźć, ciekawe, czy się uda. Czeka mnie długa podróż.

Jeśli już w temacie wycieczek, to jeśli będzie ładna pogoda i nie stanie się nic nieoczekiwanego, to w sobotę idę w góry razem z koleżankami. Koniec siedzenia w jednym miejscu trzeba się gdzieś ruszyć.

Kończy się sierpień i wracają wspomnienia. Pamiętam jak zaczynałem we wrześniu szkołę, chyba jako jeden z nielicznych lubiłem ten dzień, wakacje były nudne, statyczne. A w szkole zawsze coś się działo. Początek września był zawsze różny, a to dlatego, że podstawówkę zaliczyłem chodząc do trzech szkół. W pierwszej klasie chodziłem do szkoły, w której pracowała moja mama. Druga i trzecia klasa to szkoła w mojej miejscowości, która już zresztą nie istnieje, bo nie ma dzieci. W mojej klasie były raptem cztery osoby i właśnie przez to nie ruszyła klasa czwarta. Moi rówieśnicy trafili do pobliskiej wsi, a ja stwierdziłem że spróbuję czegoś bardziej ambitnego, co mi na szanse na lepsze liceum. Początkowo było ciężko z dojazdami i w ogóle z egzystencją, bo nikt nie lubił nowych. Szybko się to jednak zmieniło, gdy co niektórzy mieli problemy z nauką...ale nie chcę odchodzić od tematu.

W tej trzeciej szkole pierwszy dzień nauki był dość podobny - najpierw spotkanie na sali gimnastycznej, godzina nudzenia nauczycieli(nie wiem o czym można tyle mówić na początku roku), pierwszy dzwonek i rozejście się do sal. O ile w czwartej klasie nie znałem nikogo i miałem problemy ze znalezieniem sali, o tyle kolejne lata były całkiem miłe. Nasza wychowawczyni jest bardzo mądrą kobietą, więc myślę, że miałem szczęście. Jej mąż też uczył w szkole i niestety zmarł, gdy chodziłem do szóstej klasy. To było wyjątkowo przykre, bo lubiłem tego nauczyciela i nie raz z nim rozmawiałem o rzeczach nie związanych ze szkoło. Było mi żal wychowawczyni, bo z jednej strony zmarł Jej mąż, z drugiej strony dzieciaki ciągle Ją przezywały. Podziwiam tą kobietę, że jakoś sobie poradziła.

Najbardziej lubiłem jednak nauczycielkę od matematyki. Lubiłem też ten przedmiot i robiłem mnóstwo dodatkowych zadań. Nauczycielka poświęcała swój prywatny czas(nikt Jej za to nie płacił) by siedzieć ze mną po lekcjach i razem ze mną rozwiązywać zadania. To oczywiście zaowocowało dobrymi rezultatami w różnych konkursach, ale wtedy byłem zdolniejszy i bardziej pracowity, a nauka była ciekawsza.

No właśnie, przypomniało mi się, że z końcem sierpnia miałem się odezwać do koleżanki z czasów podstawówki. Koleżanka mieszka w Moim Mieście i jak pewnie się domyślacie ma na imię A(o bogowie!)

W czwartek, albo piątek jadę do Mojego Miasta. Dopiero jak tam, będę postaram się zorganizować czas. Mam nadzieję, że Od poniedziałku będę miął więcej pracy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)