sobota, 11 maja 2013

Zabawy studentów

Mój stan emocjonalny w obecnej chwili można określić trzema słowami - wszystko mi jedno. Jestem zmęczony studiami i alkoholem. Juwenalia trochę się przejadły. Najbardziej wkurzają mnie ludzie, którzy wymyślają repertuar koncertów na tą okoliczność - co roku to samo. Podjąłem decyzję, że będę bojkotował wszelkie eventy, pójdę tylko na koncert moich znajomych.

Nie chce mi się za bardzo cofać w czasie, więc zacznę opowieść od wczorajszego wieczoru.

Umówiłem się z B. że przyjdzie do mnie po godzinie 19. Moi znajomi pili już od rana, ja starałem się być trzeźwy. Co prawda, śniadanie zacząłem od kieliszka wódki, ale nie dałem się wciągnąć w wir. Mniejsza z tym - o 19.20 przyszła B. ze składnikami do szaszłyków. Trzeba przyznać, że świetnie przyrządziła mięso. Przez jakieś 10 minut robiliśmy te szaszłyki, a potem poszliśmy do Pokoju 2, by przywitać się ze znajomymi.

Znajomi i zaproszeni goście pili już jakiś czas. S, M i K2 byli bardzo pijani. M. średnio orientował się w tym, co się dzieje. Długo zbieraliśmy się z wyjściem, bo nikt nie mógł się zorganizować. Zebranie do kupy kilkunastu osób jest sporym wyzwaniem. Na dodatek, żaden z dwóch grilli nie nadawał się do użytku. Przełożyłem części z jednego do drugiego. Gdy wydawało się, że wszyscy ruszą z miejsca, uświadomiłem sobie, że nikt nie wziął tego cholernego grilla. Gdy ktoś go wziął, zauważyłem, że nikt nie zabrał węgla. Gdy ktoś zabrał węgiel... okazało się że opakowanie jest puste!

Naszym kierunkiem był Plener. S. chciał pić kolejną wódkę, ale na szczęście przekonaliśmy Go, żeby zabrał ją ze sobą i otworzył na miejscu. Mimo, że nasz cel nie był daleko, pokonanie dzielącego nas dystansu zajęło ponad pół godziny. Na miejscu był tłum ludzi, wszyscy grillowali i pili alkohol. Znaleźliśmy innych naszych znajomych i rozłożyliśmy się obok nich. To wtedy zorientowałem się, że nie mamy węgla. Wysłałem jedną z koleżanek, by pożyczyła go od kogoś. Wiedziałem, że kobiecie będzie łatwiej, a nie chciałem wysyłać B. Udało się.

Okres, kiedy wszystko było w porządku, trwał jakieś 1.5h. Smażyliśmy szaszłyki i częstowaliśmy ludzi. Wszystkim smakowało. B. była wyjątkowo czuła i bardzo się przytulała. Cieszę się, że była ze mną.

Później mogło być tylko gorzej. Większość osób mocno się upiła, nie było szans by dostać się do toya, a B. musiała się zbierać. Odprowadziłem Ją do domu, a w swej naiwności poprosiłem M. by przypilnował grilla... Gdy wróciłem, grilla ktoś już ukradł, a w miejscu, gdzie wcześniej było mnóstwo osób, stało trzech pijanych kolegów. Nikt nikt nie wiedział, co się stało. Koc też zniknął. Chwilę później pojawił się M. Przyszedł z dziewczyną, z którą kiedyś tańczyłem. Trochę mi Go było żal, bo on próbował się do Niej przytulać, a ona Go olała, gdy mnie zobaczyła. Zaczęła mnie o coś wypytywać, nawet nie pamiętam o co. Ja tylko chciałem zakończyć rozmowę, żeby znowu wróciła do M. Nie pamiętam jaki był tego efekt. Coś tam ze mną ustaliła i oddaliła się. Na Jej miejsce pojawiła się zupełnie inna dziewczyna. Nie mam pojęcia skąd się wzięła. Wiem tylko, że chyba miała olbrzymią chcicę. Zauważyła, że mam długie włosy i ciągle mnie pytała jakich zespołów słucham. Kurwa! Nie dla muzyki mam długie włosy. W pewnym momencie już nie wytrzymałem i powiedziałem, żeby poszła do Grzesia, bo chciałby z Nią porozmawiać. Oczywiście skłamałem, ale znając Grzesia, wiedziałem, że byłby bardzo zadowolony. Nie wiem, o czym gadali, dość szybko postanowiłem, że wrócę do akademika.

Wypiłem sporo piw, przez co szybko zasnąłem. Podobno koledzy prosili M. by wracał do akademika, On jednak upierał się, że nie pójdzie. Zostawili Go, ale bardzo się zdziwili, bo gdy przyszli do Jego pokoju, On już tam leżał i spał. Teleportacja? A tak bardzo chciał zostać...

Obudziłem się około 9. Właściwie, to obudził mnie Pijaczek. Poszedłem do Pokoju znajomych, a tam wszyscy piją wódkę. Gdy się skończyła, K2 przyniósł coś, co ma 70%. Miałem przyjemność jako pierwszy spróbować tego specjału. Cholera! Znowu nic nie jadłem.

Trzy kolejne godziny potraktujcie jako wielką, czarną dziurę. Napiszę jedynie tyle, że byliśmy na rynku, S, i M. przebrali się za dziwki, ja to wszystko kamerowałem. Jak się później dowiedziałem, jeden z kolegów dostał mandat za picie.

Po powrocie był ciąg dalszy wielkiej imprezy. Udało się pić do godziny 16. W pewnym momencie wszyscy poszli spać. Też chciało mi się spać, ale wolałem zrobić coś do jedzenia. Nie byłem nawet bardzo pijany. Nie piłem by upić się do nieprzytomności.

Obiad sprawił, że trochę wytrzeźwiałem. Ludzie zaczęli się budzić i... powtórka z rozrywki. Przyszedł D. i opowiedział, co wczoraj zrobił Jego współlokator. Otóż postanowił zrobić jajecznicę. Żeby było śmiesznie, zdecydował, że zje ją z własnej klaty. Niestety był tak pijany, że padł ofiarą swojego planu. Zasnął z tą jajecznicą na sobie, a gdy spał, obrócił się na brzuch... Wszystkim jedzącym właśnie śniadanie, życzę smacznego:)

Zbliżała się 20. a M. wyciągał ciągle to nowe butelki z alkoholem. Mieszaliśmy chyba wszystko. Były szampany, były kolorowe wódki, piwa, śliwowica, i chyba wina. Zmęczyłem się, po prostu się zmęczyłem! Nie miałem już siły, by po raz kolejny się upić. Odpuściłem. Poszedłem na chwilę do siebie, by zrobić coś z drugim grillem. Potrzebowałem śrubek, by przykręcić nóżki grilla. Podczas picia piwa, wpadłem na świetny pomysł, by pociąć puszkę po piwie w długie, aluminiowe prostokąty, zagiąć je wzdłuż kilka razy, w taki sposób, by można było je zmieścić w otwory na śrubki. Tym sposobem zrobiłem śrubki z puszek po piwie!

Wróciłem do znajomych i obserwowałem jak z minuty na minutę ludzie stają się coraz mniej stabilni. Brat S. przyprowadził ze sobą dziewczyny z innej uczelni. O 23. nastąpił moment kulminacyjny imprezy. M5 opowiadała mi coś o kondomie, który w łazience zostawił Z.,  a współlokatorka M5 obraziła się śmiertelnie na K2, który ciągle powtarzał Jej coś o "dochodzeniu". M. leżał na łóżku jak kłoda, a jakiś facet machał Jego bezwładnymi rękami i krzyczał "habemus papam". Z opowiadał o jelitach, a ktoś inny o erekcji w czasie robienia kontrastu. S. był jak zwykle wszędzie i ciągle się śmiał. Z kolei Jego dziewczyna była wykończona fizycznie i nie rozstawała się z butelką soku. Któryś z braci S. wstał z krzesła, powiedział "eee...muszę..." - nie dokończył i zwymiotował. Zostawiłem wszystkich i wróciłem do swojego pokoju.

Tak minął piątek. Wszędzie.

Właśnie dlatego potrzebuję być z B. Nie bawią mnie te wszystkie rzeczy. Potrzebuję bliskości jednej osoby, o którą mogę się troszczyć. Jutro spędzę z Nią cały dzień. Już teraz wiem, że będzie cudownie.

1 komentarz:

Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem :)